Teatr to nie muzeum

Teatr to nie muzeum

Warszawa 02.09.2020 r. Natalia Korczakowska - rezyserka teatralna, scenografka i autorka tekstów. fot.Krzysztof Zuczkowski

Natalia Korczakowska – dyrektor artystyczna Studia teatrgalerii w Warszawie Rozmawia Tomasz Miłkowski Józef Szajna, a potem Jerzy Grzegorzewski nadali Teatrowi Studio interdyscyplinarny i awangardowy klimat. Czuje się pani ich następczynią? Skoro nawet w samej nazwie wprowadziła pani znamienną zmianę. – Awangardowa i interdyscyplinarna przeszłość Studia to mój punkt odniesienia i jeden z głównych powodów, dla których zdecydowałam się podjąć artystycznej dyrekcji tej instytucji. Szajna nazwał ją: Teatr Studio Galeria, ponieważ otworzył obok Dużej Sceny galerię sztuki nowoczesnej, co w tamtych czasach było nieoczywiste. Chciał, żeby te dwa gatunki sztuki inspirowały się wzajemnie. Jest to zgodne z postulatem tzw. wielkiej reformy teatralnej z przełomu wieków, która zdefiniowała teatr jako syntezę sztuk, sprzeciwiając się dominacji autora w teatrze. Nazwałam Studio teatrgalerią, ponieważ chcę pójść o krok dalej, z duchem czasu, aż do potencjalnego zniesienia granic między gatunkami. O tym, jak inspirujące są takie marzenia, świadczyć może fakt, że wizji teatrgalerii uległ Daniel Buren, ikona światowej rewolucji w sztuce współczesnej, który poświęcił jej pracę wykonaną specjalnie dla Studia. To godna kontynuacja tradycji tego Miejsca. Pani poprzedniczka Agnieszka Glińska pozostawała wierna formule teatru dramatycznego. Ten etap historii Studia jest już zamknięty? – Jeśli ma pan na myśli teatr, w którym wszystko jest podporządkowane dramatowi i pełni wobec autora funkcję służebną – to tak, to zamknięty etap. Był on zresztą w historii Studia wyjątkiem. Podobno kiedy aktorzy domagali się od Jerzego Grzegorzewskiego „roli”, odsyłał ich do Teatru Dramatycznego. Oba teatry w jednym budynku Pałacu Kultury i Nauki działały w opozycji estetycznej do siebie i to jest przy placu Defilad naturalny stan rzeczy. Podobnie było ze sztukami Witkacego, patrona teatru. Prawie żadna nie doczekała się inscenizacji za życia autora, pioniera światowej awangardy teatralnej XX w., ponieważ aktorzy „rzucali egzemplarzem”, skarżąc się na brak ról. Tekst nie ma znaczenia? – Nie uważam, że tekst jest nieważny czy niepotrzebny, przeciwnie, wystarczy spojrzeć na repertuar Studia, ale pora znów zacząć mówić i pisać o scenografii, kostiumie, świetle, dźwięku, filmie w teatrze. Ciągle więcej się mówi o znaczeniu spektaklu niż o tym, jak został zrobiony. To jest nieporozumienie. Gościł w Studiu kultowy reżyser teatralny Rabih Mroué, który pochodzi z Libanu, więc jego spektakle są politycznie zaangażowane, ale w ramach wirtualnej pracowni mówił uczestnikom prawie wyłącznie o formie swojego teatru, która opiera się na dialogu tego, co realne, z iluzją, tego, co widzialne, z tym, co ukryte. Tak szeroko pojęta forma jest jego pasją, tylko dzięki temu, że jest doskonale przemyślana, może udźwignąć mocną treść i nie osunąć się w banał. Odejście od formuły teatru dramatycznego to też krytyka systemu Stanisławskiego, który podporządkowuje aktorstwo psychologii, oraz sprzeciw wobec reprezentacji w teatrze. Wszystkie te postulaty można znaleźć u Witkacego, Kantora, René Pollescha i wielu współczesnych reżyserów. Studio skupia artystów, którzy podzielają taki sposób myślenia. Studio od początku istnienia przełamywało granice teatru dramatycznego. Ale to za pani dyrekcji teatr szeroko otworzył drzwi na teatr ruchu, tańca. – Scena Tańca Studio została powołana przez Romana Osadnika przed objęciem przeze mnie dyrekcji artystycznej. Ja widzę w niej szansę rozwoju języka teatru. Teatr repertuarowy zawsze będzie sercem Studia teatrgalerii, ale im więcej nowoczesnych i różnorodnych artystów tu pracuje, im więcej nowych form wykuwa się w tym budynku, tym szybciej i bardziej bezpośrednio możemy reagować na przemianę rzeczywistości społecznej, której jesteśmy świadkami. Nowe technologie, spektakl medialny zagarniający prawie wszystko, życie w bagnie bodźców i informacji – to wpływa na rozwój percepcji widzów. Chodzi o to, żeby teatr nie został w tyle, bo wtedy traci kontakt z widzami i staje się muzeum, co oznacza stagnację i koniec żywej sztuki. Jako ośrodek sztuki Studio szuka kontaktu ze swoją publicznością, także przyszłą. Stąd pomysły edukacyjne. Jakie przynoszą efekty? – Jesteśmy też teatrem publicznym, nie chcemy tworzyć elit, chcemy mieć kontakt z jak najszerszą grupą widzów, niezależnie od ich wieku, pozycji społecznej, wyznania etc. Uważam, że awangarda może być popularna i komunikatywna,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 37/2020

Kategorie: Kultura