Telewizja Polska: for sale

Telewizja Polska: for sale

Dlaczego TVP jest znakomitym kąskiem nie tylko dla Agory Telewizja Polska to od lat łakomy kąsek. Chętnych do jej skonsumowania jest bardzo wielu. Myślą nie tylko o tym, jak wykorzystać ją do własnych, celów politycznych, ale także, jak przejąć jej majątek i zrobić na nim kasę. Kapitalizm raczkujący W dekadzie lat 80. zaczął kwitnąć, początkowo niewinnie, swoisty przejaw „uspołeczniania” TVP w postaci kapitalizmu „mikro”. W telewizji pojawiły się spółki, których szefowie w niej pracowali, i to często na eksponowanych stanowiskach. Zasada ich działania była prosta: przyjmowali zlecenia od redakcji, po czym przekazywali je „firmie zewnętrznej”, czyli sobie, bo „zarząd” wykonawcy zamówienia mieścił się często w tym samym pokoju. Owe firmy robiły programy w studiach TVP i podnajmowanym od niej sprzętem, po czym sprzedawały ze stosownymi narzutami zleceniodawcy. „Solidarność” i SDP przyjęły za punkt honoru ich likwidację, gdyż szefowie zaliczani byli do tzw. nomenklatury. Ale proceder, o który ich oskarżano, zniknął tylko na pewien czas. Rychło rozplenił się pod nowym szyldem. Tyle że była to już zupełnie inna nomenklatura. Nim do tego doszło, pojawiły się nowe pomysły, o wiele groźniejsze. Poprzedziła je umiejętnie przeprowadzona „kampania trwogi”: nagle TVP okazała się firmą stojącą u progu bankructwa. Pierwsza gra o Dwójkę Na początku lat 90. na Woronicza pojawił się niejaki John Hawkins z Anglii. Zaczął wszystkich przekonywać, że TVP powinna pozbyć się drugiego kanału, bo wtedy będzie zdolna przeżyć, a po sprywatyzowaniu Dwójki zdobędzie środki na uruchomienie trzeciego programu, będącego melanżem produkcji ośrodków TVP. Po raz pierwszy, jako zwolennik nowych, kapitałowych rozwiązań, ujawnił się Lew Rywin, człowiek bardzo ambitny, przebojowy, o którym szeptano, że chciałby zostać szefem nowego tworu, bo jak trafnie czuł, po zwycięstwie wyborczym Wałęsy ani Drawicz, ani on na Woronicza się nie utrzymają. Hawkins nie wziął się z powietrza: ludzie czujący zapach pieniędzy znaleźli ideologów i polityków, którzy głosili, że lekarstwem na wszystko miała być prywatyzacja. Za psie pieniądze prywatny kapitał zachodni chciał kupić jedną z anten wraz z infrastrukturą techniczną przy pl. Powstańców. Przy czym – jak należało się domyślać – zostałaby dokonana rzeź pracowników, a sprywatyzowana Dwójka emitowałaby przechodzone programy z archiwów zachodnich koncernów medialnych. Wieść o tym zjednoczyła w obronie integralności TVP wszystkich: „komuchów” i „solidaruchów”, bo na milę śmierdziało aferą. Pomysł (jak się okazuje chwilowo) upadł. Inwazja „menago” Kolejne lata dowiodły, że robienie programów dla TVP jest dla wielu firm typu krzak intratnym interesem. Ich szefowie prowadzili w prasie i w Sejmie agresywny lobbing mocno podlany polityką. Gardłowali na rzecz dostępu do anten firm „niezależnych”, co miało być przejawem demokratyzacji i dobijania postkomunistycznego molocha, jakim był Radiokomitet. Przy czym nie chodziło im o oryginalne, autorskie pomysły, ale o przejęcie audycji przygotowywanych od lat przez pracowników telewizji. Oczywiście, TVP musiałaby za niemałe kwoty kupować je od nich. Postulowano, by telewizja dzieliła się pieniędzmi z wpływów z reklam, które program otaczały. Wielu polityków i dziennikarzy dało się nabrać na agresywną dezinformację, zgodnie z którą to, co przygotowywać miały firmy zewnętrzne, było o wiele tańsze od produkcji własnej TVP. O wiele groźniejsze były inne pomysły: prywatyzacji i rozparcelowania bazy technicznej. Firmy krzak miały często do dyspozycji tylko telefon i faks. W głowach „menago” zrodził się, więc pomysł – gorąco wspierany przez bardzo wówczas wpływowych liberałów – by na majątku TVP uwłaszczyć prywatny biznes. Wymarzona sytuacja: zero inwestycji, zero kredytów, zakupów. Studia, wozy, zestawy montażowe otrzymane za friko, i to w sosie frazesów o wolnych mediach, które dzięki temu zyskałyby podstawy do działania. Ekonomia pampersowska Proces zawłaszczenia mediów nabrał niezwykle twórczego charakteru za rządów pierwszego prezesa telewizji publicznej, Wiesława Walendziaka, dziś bardzo ostro atakującego lewicę za zagarnięcie TVP. Ujawnił się na dwóch płaszczyznach. Na politycznej było to bezdyskusyjne podporządkowanie programu prawicowej wizji i mocno konserwatywnej ideologii. Na płaszczyźnie ekonomicznej mieliśmy do czynienia z agresywnym wcielaniem idei, iż dowodem na wolność mediów jest ich kreatywna współpraca z tzw. niezależnymi producentami. Chciano z TVP uczynić stację, która właściwe byłaby środkiem do emitowania

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2003, 2003

Kategorie: Opinie