Trefna kolekcja pani Aurelii

Trefna kolekcja pani Aurelii

W Bydgoszczy odnaleziono zaginione obrazy Leona Wyczółkowskiego. Czy wieloletni dyrektor muzeum okazał się złodziejem? Pierwsze MMS-y ze zdjęciami obrazów, które prof. Dariusz Markowski, ministerialny rzeczoznawca malarstwa i kierownik Katedry Konserwacji-Restauracji Sztuki Nowoczesnej i Współczesnej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, dostał w czerwcu ub.r. od znajomego, bydgoskiego kolekcjonera, nie zdziwiły go w ogóle. Przywykł, że znajomi, a także zupełnie nieznani ludzie pytają go, ile są warte zakupione, odziedziczone czy odnalezione gdzieś na strychu obrazy. Czy to kopie, oryginały, a może falsyfikaty? – Ale tych MMS-ów było coraz więcej i więcej – wspomina prof. Markowski. – Kilkanaście prac Leona Wyczółkowskiego i innych znanych malarzy bydgoskich, m.in. Franciszka Gajewskiego. I to mnie zastanowiło. Wyglądało, jakby ktoś wyzbywał się kolekcji. Kolekcjoner powiedział, że zaoferowane mu malarstwo pochodzi z jednego domu. I że ktoś chce pilnie je sprzedać. Zapytałem, czy to zbiór bydgoski. Gdy potwierdził, szybko powiązałem fakty. W tutejszym światku artystyczno-muzealnym wszyscy wiedzieli, że nieco wcześniej do podbydgoskiego domu pielęgnacyjno-opiekuńczego trafiła długoletnia pracownica, a w latach 1991-1995 dyrektorka Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy, Aurelia B.-N. Kobieta miała dużą kolekcję dzieł sztuki, w tym wiele prac jednego z najwybitniejszych twórców Młodej Polski – Leona Wyczółkowskiego. Państwo N. nie każdego zapraszali do siebie. Ale i tak wiele osób widziało rysunki, szkice i akwarele mistrza wiszące na ścianach dyrektorskiego mieszkania w stylowej kamienicy w centrum Bydgoszczy. Nikt się nie dziwił, bo rodzina B. szczyciła się przyjaźnią z Wyczółkowskimi. Wszyscy wiedzieli, że Kazimierz B., ojciec Aurelii B.-N., wieloletni kustosz, a potem dyrektor bydgoskiego muzeum, cieszył się specjalnymi względami malarza i jego żony. I to on w imieniu muzeum przejmował obrazy i meble, które żona Wyczółkowskiego, Franciszka, po śmierci malarza wspaniałomyślnie przekazała bydgoskiej placówce w 1937 r. Czerwona lampka Prof. Markowski: – Ponieważ w przesyłanych do mnie MMS-ach było sporo dzieł Wyczółkowskiego, założyłem, że to może być kolekcja rodziny B. Ale gdy jeden z MMS-ów, przedstawiający akwarelę z kwiatami, zidentyfikowałem jako „Piwonie” Wyczółkowskiego – zapaliła mi się czerwona lampka. Doskonale wiedziałem, bo pisałem na ten temat artykuł, że ta akwarela na papierze może być zaginioną w czasie II wojny światowej własnością bydgoskiego muzeum. Dlatego powiadomiłem o wszystkim policję. Policja szybko ustaliła, że prace, które „ktoś chce pilnie sprzedać”, istotnie pochodzą z kolekcji byłej dyrektor bydgoskiego muzeum. Sprzedawcami dzieł sztuki okazało się dwóch majstrów wynajętych do wyremontowania mieszkania po pani Aurelii. Rodzina B. przygotowywała bowiem lokal pod wynajem. – Majstrowie nie tylko go remontowali, ale też po nim myszkowali. Nie znali się na sztuce, ale zorientowali się, że obrazy, akwarele i szkice, które znaleźli, mogą korzystnie sprzedać. Nawet starali się zamaskować kradzież. Obrazy wiszące na ścianach zastąpili kolorowymi fotokopiami. Jednak tak niedbale, że jedna wyleciała na podłogę, gdy tylko wzięliśmy ją do ręki – relacjonuje policjant z pionu śledczego Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. – Obydwaj majstrowie to bydgoszczanie – są od dawna doskonale nam znani. – Pierwszy 37-letni, drugi 41-letni; karani, ale nie za kradzież dzieł sztuki – uzupełnia portret majstrów złodziei rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy prok. Agnieszka Adamska-Okońska. – Panowie przyznali się do kradzieży 12 prac malarskich z mieszkania Aurelii B.-N. W tym czterech autorstwa Leona Wyczółkowskiego. Dwie: akwarela „Piwonie” i autolitografia „Wiśnie kwitnące”, są szczególnie cenne i znajdują się w katalogu strat wojennych bydgoskiego muzeum. Obaj sprawcy współpracowali z organami ścigania. Dzięki temu udało się odzyskać 11 z 12 skradzionych prac. Postanowili też dobrowolnie poddać się karze. Prokurator wnioskuje dla każdego z nich o 11 miesięcy pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na trzy lata i grzywnę 1,5 tys. zł oraz dozór kuratorski. Wyrok najprawdopodobniej zapadnie na początku października. Krępujące pytanie Jednak ani dla policji, ani dla prokuratury ta sprawa długo się nie skończy. Pozostaje bowiem krępujące pytanie, skąd się wzięły dzieła Wyczółkowskiego, Gajewskiego i innych w prywatnych zbiorach dyrektor Aurelii B.-N., córki fetowanego w Bydgoszczy, długoletniego dyrektora tego muzeum, Kazimierza B. Zwłaszcza że policja w jej mieszkaniu odnalazła dziesiątki innych prac z przełomu XIX i XX w. – Również trochę rzeźb,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 39/2020

Kategorie: Kraj