Trener w roli szpiega

Trener w roli szpiega

Banki informacji to nic innego jak sportowe wywiadownie

Przed mistrzostwami świata w 1974 r. niemiecki „Der Spiegel” pisał: „W rok po złotym medalu olimpijskim w Monachium Polacy jeszcze bardziej zadziwili świat piłkarski. Wyeliminowali w kwalifikacjach do MŚ klasowe drużyny. Gdzie tkwi tajemnica piłkarskiej hossy Polaków?
Nieoceniony jest polski inżynier dyplomowany Jacek Gmoch, który już w 1971 r. założył pierwszy bank informacji dla piłki nożnej. Od tego czasu Polacy z pomocą wideorekordingu, taśm magnetofonowych i filmowych gromadzą wszystkie dostępne szczegóły z piłkarstwa światowego i przygotowują analizy przed każdym spotkaniem. Chyba żaden trener i żadna drużyna nie wiedzą o swoich przeciwnikach tyle, ile Polska”.

Wiadomości od marynarzy

W tamtych czasach zorganizowany na taką skalę bank informacji był niesamowitym wynalazkiem. Gmoch wykorzystał w swojej pracy trenerskie doświadczenie, informacje nabyte w czasie podglądania meczów koszykówki, a także naukowe obserwacje wyniesione z pracy na Politechnice Warszawskiej. Udoskonalił też wcześniejsze działania trenerów zbierających informacje o rywalach swoich drużyn. Gmoch połączył to w jedną wielką całość. – To był czas postępu w nauce. Zaczęła się era analiz meczów na wideo. Centralny Ośrodek Sportu miał pierwszy magnetowid – wspomina Gmoch. – U Wojtka Skoczka zamawiałem analizy matematyczne – obliczał mi czas posiadania piłki przez poszczególnych piłkarzy itp. Stawiałem sobie różne pytania, np. dlaczego Francuzi dobrze radzą sobie z Argentyńczykami, a Niemcy z Anglikami, i szukałem na nie odpowiedzi. Dzięki temu podpowiedziałem później Lubańskiemu, jak odebrać piłkę Bobby’emu Moore’owi, i Włodek strzelił Anglikom bramkę.
– To był swoisty fenomen – mówi Jan Tomaszewski. – Znaliśmy słabe strony rywali. To pomagało w grze – dodaje Grzegorz Lato.
– W Niemczech ciężko harowałem. Od Grundiga dostaliśmy sprzęt wideo. Siedziałem do bladego świtu, analizując mecze rywali. Z tego brały się potem wytyczne do treningu.
Bank Gmocha traktowano jak tajemnicę państwową. – Wiceprezes PZPN, Nowosielski, po olimpiadzie powiedział mi: „Wiesz, nie chcemy, żeby Ruscy dowiedzieli się, jak my tu pracujemy. Że mamy bank informacji”.
Kiedy przejął reprezentację, stworzył działającą społecznie sekcję reprezentacyjną. – Młodzi ludzie znający języki tłumaczyli dla nas materiały o rywalach, m.in. Tomasz Wołek, specjalista od piłki południowoamerykańskiej. Materiały przywozili mu z rejsów marynarze. Na otwarcie mistrzostw świata w 1978 r. Polacy zremisowali z Niemcami. To był wielki triumf Gmocha.
– Rozpracowaliśmy ich maksymalnie. Na towarzyski mecz Niemców z Brazylią wysłałem 11 obserwatorów. Każdy obserwował jednego zawodnika – potem ich wnioski konfrontowaliśmy z zapisem wideo i wrzucaliśmy te dane do komputera. To był szpiegowski materiał.

Ukrywanie słabości

A dzisiaj? – Czy w dobie środków masowego przekazu i telewizji satelitarnej można jeszcze szpiegować? – zastanawia się Jan Tomaszewski. Przecież nasi, jadąc do Korei i Japonii, znali numery kołnierzyków swoich przeciwników. Jeśli już, to bank może być pomocny w przypadku rozgrywania stałych fragmentów gry. Śmieszą mnie te zamknięte treningi. Co Janas chce ukrywać? Kiedyś ukrywało się siłę, dzisiaj własną słabość.
Zdaniem Andrzeja Strejlaua, mimo korzyści wynikających z rozwoju telewizji obserwacja jest nadal istotna. – Sama kaseta z nagraniem jest ważna, ale i tak trenerzy muszą dokonać szczegółowej obróbki. Wychwytują to, co niezbędne. Obserwacje mogą być pomocne, mogą coś pokazać, uczulić. Oczywiście, o wyniku decyduje dyspozycja własna.
Dla trenera Janasa informacje o przeciwnikach gromadzi Edward Klejndinst. Emocje budzą jednak działania fizjologa Zbigniewa Jastrzębskiego i pilotowany przez niego specjalistyczny, pochodzący z Japonii program komputerowy o nazwie Banal. – Kamera jest ustawiona w taki sposób, że dzięki szerokokątnemu obiektywowi obejmuje jednocześnie całe boisko – wyjaśnia Jastrzębski. – Przekładamy wizję z ekranu do komputera, a następnie obliczamy momenty poruszania się każdego zawodnika po murawie. Widać wówczas wszystko jak na dłoni: na jakim odcinku piłkarz przyspiesza, jak wygląda jego ustawienie na placu gry. Ocenia się zawodnika w każdej sekundzie meczu.
Jastrzębski zaznacza, iż program można wykorzystać do podglądania przeciwników. – W okresie dwóch, trzech lat podstawowy skład rywali w zasadzie się nie zmienia. Mając taką bazę danych, można modelować pod konkretnego przeciwnika skład reprezentacji. To niezwykle czasochłonne zajęcie. Przeanalizowanie gry zawodników w danym meczu zajmuje 50 godzin. Jednak w połączeniu z tym, co robi Edek Klejndinst, możemy w stu procentach rozpracować przeciwnika.
Czy szpiegowanie będzie coraz bardziej związane z nauką i jej osiągnięciami?
– Jestem o tym przekonany. Komputerowa technika stwarza niesamowite możliwości. Urządzenia są coraz doskonalsze. Rzecz w tym, żeby przekonali się do tego trenerzy – twierdzi Jastrzębski.

Bułka z bananem

Jak szpiegować, to najlepszych. Dzisiaj wszyscy podglądają Adama Małysza. Każdy za wszelką cenę chciałby poznać tajniki nagłego wzrostu formy skoczka z Wisły. – Największe zainteresowanie zaobserwowaliśmy ze strony Japończyków, którzy niejednokrotnie chcieli nawet wiedzieć, co Adam ma pod kombinezonem – mówi trener Apoloniusz Tajner.
Zagraniczni eksperci dopytują się o cudowną polską receptę. Oglądają i mierzą narty oraz kombinezony Polaków, analizują każdy zarejestrowany kamerą ruch. Tajnerowi oferują każde pieniądze: – Dochodzi nawet do tego, że przedstawiciele innych krajów tłumaczą polskie gazety. Szpiedzy chodzą za mną krok w krok. Na pytanie, co takiego zrobiliśmy, odpowiadam niezmiennie, że zmieniliśmy filozofię podejścia do pracy. Trenujemy mniej, ale dłużej.
Dzięki Małyszowi bułka z bananem cieszy się w strefie dla zawodników wielkim powodzeniem. Zdarzało się, że zaczęło tych produktów brakować. Małysz tylko się uśmiecha. – Bułka z bananem to świetny zestaw. Poprawia myślenie.
A szpiegostwo w innych dyscyplinach? Czesław Lang, znakomity przed laty kolarz, po usłyszeniu pytania uśmiecha się. – Tak, pamiętam słynną marchewkę – mówi. – Marchewkę? – pytam zaniepokojony, czy na pewno zrozumiał moje intencje. – Wie pan – wyjaśnia – słynny kolarz Edi Merks uwielbiał jeść marchewkę. Wiadomość o cudownej mocy warzywa szybko się rozniosła i w ciągu kilku tygodni cały peleton był żółciutki. Marchewka królowała pod każdą postacią – podkreśla Lang. Szpieguje się także w peletonie. – Są pewne rzeczy, z których można wywnioskować, w jakiej dyspozycji jest konkurent. Obserwuje się, jak jedzie, jak się odżywia, jaką ma pozycję na rowerze.
Wyścig szpiegów rozgrywa się również w przypadku sprzętu. – W moich czasach oczy wszystkich zwrócone były na zawodników NRD – wspomina Czesław Lang. – Wprowadzali mnóstwo nowinek. Specjalne rowery – kozy, opływowe kostiumy i nowoczesne kaski aerodynamiczne. Inni natychmiast to małpowali.

Wpuścić szpiega w maliny

Podglądanie przeciwnika to istotny element w dyscyplinach technicznych. Jedna płaszczyzna to nagrywanie przeciwnika za pomocą kamery wideo.
– Dzięki temu otrzymujemy znakomity materiał do analizy. Widzimy, z jaką częstotliwością zawodnik przeprowadza ataki, jakie techniki stosuje najczęściej, jak zaczyna walkę – wyjaśnia dżudoka Rafał Kubacki. – Szpiegowanie jest nieocenione. Przekonałem się o tym na własnej skórze, kiedy na MŚ w Paryżu przegrałem z zawodnikiem chińskim. Podano mi, że atakuje on z prawej strony. Tymczasem przeprowadził akcję lewą stroną. Czyżby szpieg zawiódł?
– W każdej ekipie jest trener, który gromadzi informacje dla poszczególnych kategorii wagowych. Nie sposób rozszyfrować wszystkich – tłumaczy Kubacki.
Jego zdaniem, istotna jest również obserwacja otoczenia wokół zawodnika. – Podgląda się treningi, obserwuje, jak zawodnik się odżywia i ubiera. Do wyciągnięcia wniosków może skłaniać np. obwinięta szalikiem szyja. Ważna jest nawet rozmowa z przeciwnikiem. Chrypka czy kaszel może oznaczać osłabienie.
Dla zmylenia szpiegów każdy zawodnik ma przygotowany arsenał środków. Kubacki uśmiecha się i wylicza: – Utykam na prawą nogę, bandażuję ją, masażysta masuje mi rzekomo obolałe kolano.

Przywołuje też słynną już dziś historię opowiadaną przez Władysława Komara. – Na złotych IO w Monachium w czasie rozgrzewki Komar przemalował na ten sam kolor kule, którymi w zawodach pchają kobiety. Parę kilo lżejsze. Dzięki temu w czasie prób uzyskiwał znakomite wyniki. Obserwujący go rywale zdębieli. To potwierdza moją tezę, że 50% rozgrywa się przed walką – puentuje Rafał Kubacki.
Zdaniem zapaśnika Andrzeja Suprona, często konkretny zawodnik słynie z pojedynczego, koronnego chwytu: – Trzeba to uchwycić. Nie ukrywam, że sam byłem często filmowany. Wszyscy próbowali rozszyfrować „słynne biodro” Suprona. Obserwowano nas także w trakcie ważenia, gdzie zainteresowanie budził opanowany przez nas do perfekcji sposób zbijania wagi.
Przyznaje, że również sami podglądali rywali. – Z reguły dodatkowo na zawody jechał z nami człowiek z kamerą. Często już w trakcie imprezy podpowiadaliśmy mu, na kogo ma zwrócić szczególną uwagę. Oczywiście, nikt nie przyznawał się do szpiegowania. Oficjalnie nagrywaliśmy całą imprezę. Na podstawie tych obserwacji i wyników ustalaliśmy taktykę. Ponieważ byliśmy obserwowani przez konkurentów, staraliśmy się wyprowadzać ich w pole. Na mniej ważnych imprezach stosowaliśmy inne chwyty i taktyki. Oszukiwało się też z konieczności. Na dziesięć dni przed ważnymi zawodami złapałem kontuzję prawego barku. Wcześniej miałem problemy z lewym. Aby rywale nie dowiedzieli się o kolejnej kontuzji, w prasie ukazała się fałszywa informacja, że znów mam problemy z lewym barkiem – opowiada Supron.

Posada szpiega

Szpiegować można również swojego zawodnika. Dariusz Marciniak, kolejne zmarnowane złote dziecko polskiego futbolu, najlepsze lata swojej kariery spędził w Śląsku Wrocław. W trosce o swoją gwiazdę włodarze klubu często przydzielali mu „opiekunów”. – Kiedyś uznali, że trzeba mnie pilnować i postawili przed drzwiami mojego pokoju szeregowców. Mieli mnie mieć na oku przez całą noc. Uciekłem im jednak przez okno i wróciłem nad ranem.
Szpieg może czaić się wszędzie, nawet w swojej drużynie. Ten jest najgorszy. Tak jak domowy złodziej. Tuż przed Bożym Narodzeniem menedżer niemieckiego Schalke 04 Gelsenkirchen oświadczył opinii publicznej, że Joerg Boehme przed meczem przeciwko Bayerowi Leverkusen poinformował rywala, Bernda Schneidera, o składzie i taktyce swojego zespołu. Boehme wszystkiemu zaprzeczył, jednak z wykazu rozmów ze służbowej komórki Boehmego jasno wynikało, że tuż przed meczem telefonował do Schneidera. Niesforny zawodnik popadł w niełaskę drużyny. O pracę nie ma się jednak co martwić, bo ofertę przedstawił mu już…Bayer Leverkusen. Czy będzie to posada szpiega?

Wydanie: 16/2003, 2003

Kategorie: Sport
Tagi: Tomasz Sygut

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy