Tsunami śmierci

Tsunami śmierci

Największa katastrofa naturalna wszech czasów spustoszyła południową Azję Świat jest w szoku. Potężne trzęsienie ziemi i wzbudzone przez nie potworne fale tsunami zabiły ponad 100 tys. ludzi w dziesięciu krajach Azji i Afryki. Drugie tyle może wkrótce umrzeć na skutek epidemii i odniesionych ran. Wśród ofiar są wieśniacy ze Sri Lanki, indonezyjscy rybacy i zagraniczni turyści, także Polacy, których śmierć zaskoczyła w drugi dzień świąt, na morzu lub plaży. Na indyjskim archipelagu Nikobarów przypuszczalnie stracił życie lub został uznany za zaginionego co piąty mieszkaniec – około 10 tys. ludzi. Kiedy fala przetoczyła się przez Andamany, unicestwione zostały całe plemiona. Ogromne ściany wody druzgotały łodzie, burzyły ubogie chaty i luksusowe hotele, zamieniały w stosy złomu pociągi, obracały w perzynę morskie bazy wojskowe, miażdżyły turystyczne autobusy. Fale wyrywały dzieci z objęć matek, podrzucały samochody jak zabawki. Potem morze wyrzucało na brzeg ludzkie zwłoki, potrzaskane okręty i martwe rekiny. W tajskiej zatoce Khao Lak ciała leżały wśród ruin barów i sklepów, na których kolorowe napisy życzyły jeszcze: „Szczęśliwego Nowego Roku”. Nawet w Somalii odległej o 7 tys. km od epicentrum kataklizmu rozszalałe morze pochłonęło kilka wsi, ponad 100 rybaków zaś nie wróciło z połowu. Żołnierze w Indonezji, Indiach i na Sri Lance nie nadążają z kopaniem masowych grobów. W Tajlandii w świątyniach buddyjskich urządzono prowizoryczne kostnice. Zdaniem urzędników ONZ, to prawdopodobnie największa katastrofa naturalna wszech czasów. Wyrządzonych szkód nie jest w stanie objąć ludzka wyobraźnia – oświadczył zastępca sekretarza generalnego ONZ, Jan Egeland. Tragedia rozpoczęła się 26 grudnia w niedzielę o godz. 8 czasu miejscowego 250 km na południowy wschód od Sumatry. To region sejsmicznie bardzo niespokojny. Pod dnem morskim na południe od Indonezji spotykają się dwie płyty kontynentalne – indyjsko-australijska z gigantyczną siłą wciska się pod euroazjatycką. Każde popchnięcie powoduje trzęsienia ziemi, niekiedy tak słabe, że rejestrują je tylko czułe sejsmografy. 26 grudnia jednak doszło do apokaliptycznej katastrofy. Płyta kontynentalna przełamała się na długości 500 km, po wstrząsach wtórnych zaś pęknięcie miało już długość 1000 km. Dno morskie zostało wypchnięte dziesięć metrów ku górze. Następstwem było trzęsienie ziemi o sile 9 stopni w skali Richtera, najpotężniejsze od 40 lat. W przeciągu kilkudziesięciu sekund wyzwoliła się tak gigantyczna ilość energii, jaką Stany Zjednoczone zużywają w przeciągu roku. Oś planety drgnęła, geografia południowo-wschodniej Azji zaś uległa zmianie. Według amerykańskiego geologa Kena Hednuta, małe wyspy leżące koło Sumatry zostały przesunięte na południowy zachód o 20 m, a północno-zachodni kraniec Sumatry – nawet o 36 m. Inni specjaliści twierdzą, że kilka wysp koło Sumatry uległo wypiętrzeniu. W Banda Aceh, stolicy indonezyjskiej prowincji Aceh, budynki runęły jak domki z kart, grzebiąc pod gruzami 15 tys. mieszkańców. Ale najwięcej istnień ludzkich unicestwiły wzniecone przez wstrząsy niszczycielskie tsunami, co w języku japońskim znaczy „portowa fala”, portowa, gdyż najwięcej szkód powoduje właśnie na wybrzeżu. Tsunami rozchodzi się we wszystkich kierunkach z prędkością pasażerskiego samolotu, jednak na głębokiej wodzie wysokość fali jest niewielka. Często rybacy nie dostrzegali, że pod kutrem przeszło tsunami, które później obróciło ich port w perzynę. Lecz na płyciźnie fale tsunami (zawsze jest ich kilka) spiętrzają się i załamują – zaraz potem zwalają się na brzeg jak monstrualny walec śmierci, niszcząc wszystko po drodze. W prowincji Aceh zginęło ponad 45 tys. ludzi, być może nawet 80 tys., co najmniej pół miliona odniosło rany. Tu na ostrzeżenia nie było czasu, ściana wody runęła na wybrzeże już po kilkunastu minutach. Zanim jednak tsunami uderzyło w zachodnie wybrzeża Tajlandii i Malezji, minęła godzina, a 90 minut upłynęło, nim kataklizm dotarł do Sri Lanki, gdzie było około 30 tys. ofiar. Specjaliści są zgodni, że wydane wcześniej ostrzeżenie mogłoby ocalić życie tysięcy ludzi. „Zagrożeni mogliby schronić się na wzgórzach w przeciągu 15 minut”, uważa szef Pacific Tsunami Warning Center w Honolulu, Charles McCreery. Od razu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2005, 2005

Kategorie: Świat