Tusk, czyli powrót antypolityki

Tusk, czyli powrót antypolityki

Fot. Piotr Molecki/East News, Plonsk 18.09.2021. Krajowa Konwencja Platformy Obywatelskiej RP w w Miejskim Centrum Sportu i Rekreacji w Plonsku. N/z: Donald Tusk

Donald Tusk nie zerwał z programową nieokreślonością i antypolityką PO. Przeciwnie: wyniósł je na sztandar Co sezon w Polsce pojawia się partia, która obiecuje partią nie być. Polska 2050, Wiosna, Kukiz ‘15, Ruch Palikota – wszystkie obiecywały zabrać politykę politykom, a oddać ją ludziom. Stare słowo partia zastępował „ruch”, działaczy – „obywatele”, a nowe ugrupowanie miało w ogóle zajmować się nie uprawianiem polityki, tylko wcielaniem w życie pomysłów Polaków, uwalnianiem ich energii i rozbijaniem starego systemu. Taką alternatywą 20 lat temu, u progu nowego wieku i nowej epoki w polskiej polityce, miała być również Platforma Obywatelska. Brzmi to z dzisiejszej perspektywy nieco dziwnie, bo przecież później to właśnie PO stała się wręcz synonimem bezideowej, skostniałej, technokratycznej partii zawodowych polityków. Ale u swoich początków PO nie była wcale odległa od tego, co później będą proponować kolejne obywatelskie antypartie. Likwidacja Senatu, jednomandatowe okręgi wyborcze, tanie państwo i niskie podatki, prywatyzacja kolejnych instytucji, przekazanie władzy w ręce samorządów i społeczeństwa obywatelskiego – cały ten pakiet decentralizacyjnych poglądów, który doskonale znamy i dziś. Nawet nazwa partii Tuska, Płażyńskiego i Olechowskiego miała jasno dać do zrozumienia, że jest to ugrupowanie nie polityków, lecz obywateli. Dalekie od przyznawania się do jakiejkolwiek ideologii, próbujące trafić do wszystkich naraz, obłe i przezroczyste, częściej prezentujące program negatywny – czego ma nie być i czego nie chcemy – niż zobowiązujące się do realizacji jakichś postulatów. PO, nawet gdy już doszła do władzy, odruchowo wracała do podobnej retoryki. Trzy slogany z czasów rządów Tuska – „ciepła woda w kranie”, „nie róbmy polityki, budujmy Polskę” i „kto ma wizje, niech idzie do lekarza” – skleiły się z Platformą na dobre, tylko utrwalając wizerunek partii uczulonej na konkret. Gdy po 2015 r. PO znalazła się w opozycji, skakała na przemian w lewo i do środka, niezdolna do określenia swojej tożsamości. Publicyści wyśmiewali partię za to, że jedyny jej program to bycie najtwardszym antypisem. „I niech będzie tak, jak było!”. Politycy zaś próbowali w wywiadach wykręcać się lub odpierać ten zarzut, by ostatecznie i tak przyznać, że to trafna diagnoza. A chęć odsunięcia PiS od władzy to całość ich programu. Co będzie i jak będzie po upragnionym objęciu rządów, to wyjdzie w praniu – bez żenady przyznawali momentami platformersi, wymęczeni kolejnymi pytaniami o to samo. Powrót Donalda Tuska miał to wszystko zmienić. I tak się stało. Powrót Tuska przyniósł wielką zmianę, lecz nie taką, jakiej oczekiwano. Tusk nie zerwał z programową nieokreślonością i antypolityką PO. Przeciwnie, wyniósł je na sztandar. Bruksela zapłaci Trzeba było sporej dawki zawadiactwa (lub wprost bezczelności), by pierwszą konwencję partyjną po powrocie Tuska zorganizować w Płońsku, mającym nieco ponad 20 tys. mieszkańców miasteczku na Mazowszu, znanym z tego, że tu urodził się pierwszy premier Izraela, Dawid Ben Gurion. W Płońsku w ostatnim 30-leciu więcej raczej zlikwidowano, niż zbudowano – w tym gospodarczą lokomotywę miasta i regionu, wielką przetwórnię Horteksu, zatrudniającą niegdyś nawet 1,5 tys. osób. A skoro przy lokomotywach jesteśmy: kolej i transport publiczny funkcjonuje raczej symbolicznie, na lokalnym dworcu zatrzymuje się kilka pociągów dziennie. Choć do Warszawy jest godzina drogi, a Płońsk znajduje się w zasięgu Kolei Mazowieckich, nie ma do stolicy żadnych bezpośrednich połączeń. W wielu aspektach Płońsk przypomina dziesiątki innych miast podobnej wielkości, których mieszkańcy w ostatnich latach skłonni byli poprzeć raczej PiS i Andrzeja Dudę. A jednak to tam przewodniczący Platformy postanowił zaprosić członków swojej partii, by – jak mówił – zobaczyli, jak wygląda Polska poza wielkimi miastami. I właśnie tam postanowił przekonać wszystkich słuchaczy, że teraz największa partia polskiej opozycji będzie również głosem prowincji. Zostawmy na chwilę pytanie, na ile to możliwe – bo akurat rządy Platformy są utożsamiane z czasem największego dopieszczania metropolii. Ciekawsze jest to, jak owo skupienie się na mniejszych miastach miałoby się dokonać. Bo do tego przecież potrzebny jest jakiś program, prawda? Błąd. Donald Tusk, nawet obiecując rozwój mniejszym ośrodkom i dowartościowanie tych kilkuset mniejszych polskich miast, jest w stanie powiedzieć, że posiadanie jakiegoś programu i wizji podobnych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 40/2021

Kategorie: Kraj