Twierdza Radia Maryja

Twierdza Radia Maryja

Są dwa Radia Maryja. Jedno – tysięcy samotnych, zagubionych ludzi. Drugie – ojca Rydzyka, wojujące i zawzięte Elegancki, ukryty wśród zieleni kompleks budynków z szyldem „Radio Maryja”. Wystarczy nacisnąć przycisk i elektronicznie sterowana furtka ustępuje. Pośrodku rozległego dziedzińca stoi krzyż, a tuż obok kapliczka patronki radia. Wokół słychać pluskanie wody płynącej z kilku ukrytych wśród krzewów fontann. Białe ławeczki zapraszają do wypoczynku. Jest sielsko, zapomina się o wielkomiejskim hałasie; tu przecinają się toruńskie ulice – Żwirki i Wigury z Legionów. Rozprostować kości, wypić kawę, zadzwonić do rodziny można również w pawilonie pielgrzyma, znajdującym się przy samym wejściu do rozgłośni. Kręci się przy nim gromadka kobiet w średnim wieku, które właśnie przyjechały z Wrocławia. Inna grupa spaceruje razem ze mną, oglądając ustawione przy alejce tablice. Na nich widnieje cała historia radia, od powstania na początku lat 90. po ostatnie pielgrzymki, protesty i akcje. Jest też spis mediów najbardziej wrogich rozgłośni. Ich oskarżenia kwituje umieszczony powyżej cytat z Goebbelsa: „Kłamcie, kłamcie, a zawsze coś zostanie, opluwajcie, a zawsze coś przyschnie”. Na portierni pełna kontrola. Nikt niepowołany nie ma szans się prześlizgnąć. Pracujące tu panie są miłe, ale zasadnicze. Mówią, że żadna osoba oprócz ojca dyrektora nie jest kompetentna do rozmawiania z prasą. Jeśli chcę, mogę na niego zaczekać, lecz nie wiadomo, kiedy się zjawi. Do rozgłośni bez przerwy dzwonią telefony. Ludzie z różnych stron Polski pytają o najrozmaitsze rzeczy: czy msza papieska z Kazachstanu będzie transmitowana, czy rano odmawiano radosną, czy bolesną tajemnicę różańca, czy mogą zabrać głos na antenie. Ojciec Rydzyk zjawia się po 40 minutach otoczony swoją świtą. Początkowo bierze mnie za jednego ze zwiedzających radio pielgrzymów i mija obojętnie. Ale po sekundzie, jakby tknięty przeczuciem, nagle zawraca. Rzut oka na leżącą na stole legitymację prasową, moment konsternacji i już zostałam sklasyfikowana. – To jest wtargnięcie, to jest wtargnięcie – powtarza. Kiedy wyjaśniam, że chciałabym umówić się na rozmowę, kategorycznie odmawia. Nie, nie udziela żadnych wywiadów. Wcale nie interesuje go, jaką gazetę reprezentuję i o co chcę zapytać. Jestem dla niego jak powietrze, po prostu nie istnieję. Starsza pątniczka stojąca tuż obok próbuje go tłumaczyć. – Bo prasa kłamie, bo prasa kłamie – szepce mi do ucha. Napięcie narasta. Gdy wciąż nie daję za wygraną, zirytowany już na dobre dyrektor Radia Maryja przerywa mi pytaniem: – Pani jest katoliczką? Przytakuję. – Więc proszę nas zrozumieć – kończy, odchodząc w głąb budynków. Po chwili przez telefon nakazuje portierkom, by spisały moje szczegółowe dane. Atmosfera jak na komisariacie, bo ja odmawiam przesłuchania. – Skoro ojciec dyrektor wyraził swoją opinię, to niech pani już wyjdzie – nalegają dyżurne na portierni, wręczając mi na pożegnanie widokówkę z patronką radia. Toruńska wojna Pojechałam tam z pytaniem, dlaczego ojciec Rydzyk okrzyknął władze Torunia wrogiem Radia Maryja. Spór dotyczy zagospodarowania terenu po byłej jednostce radzieckiej, czyli osiedla Jar. Fundacja „Nasza Przyszłość”, kierowana przez ojca Rydzyka, wystąpiła z projektem, by w północnej części Jaru, na 54 hektarach wybudować Centrum Polonia in Tertio Millenio. W jego skład mają wejść: Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej, osiedle akademickie, hala sportowa, stadion, hospicjum i dom opieki nad osobami starszymi. Fundacja zamierza nabyć ten teren bez przetargu, z ogromną – 99-procentową – bonifikatą od opłat za użytkowanie wieczyste. Centroprawicowy Zarząd Miasta Torunia (rządzi koalicja AWS-UW) od początku sprzyjał projektowi. Uważano, że tak wielka inwestycja, szacowana na 600-800 mln zł, ożywi rozwój miasta, zapewni wieloletnie kontrakty firmom budowlanym i nowe miejsca pracy dla około tysiąca torunian. Wreszcie Toruń wzbogaciłby się o jeszcze jedną uczelnię wyższą z pięcioma tysiącami studentów. Optymizmu Zarządu nie podzielała jednak opozycja SLD skupiona w Radzie Miasta. – Deficyt budżetowy Torunia wynosi 60 mln zł plus 40 mln zł zobowiązań. W takiej sytuacji chcemy ofiarować praktycznie za darmo grunt warty kilkadziesiąt milionów złotych. Nie jest to zgodne z zasadami

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 43/2001

Kategorie: Kraj
Tagi: Helena Leman