Twój mózg nie znosi samotności

Twój mózg nie znosi samotności

Przewlekła samotność zwiększa ryzyko przedwczesnej śmierci o 20%, w tym samym stopniu co otyłość Urszula Dąbrowska – biolożka, popularyzatorka nauki o mózgu, autorka książki „Życie towarzyskie mózgu. 21 powodów, by być z ludźmi” Wychodzimy z założenia, że ludzki mózg kształtował się i doskonalił przez miliony lat ewolucji i stanowi dla nas ochronę przed samotnością, izolacją. Pisze pani w książce, że uczucie, iż nie mamy przy sobie nikogo, jest tak samo nieprzyjemne jak ból, głód, pragnienie. To prawda? – Tak. Uczucie samotności, które zwłaszcza dziś doskwiera ludziom poddanym ograniczeniom pandemicznym, jest tak samo realne i przykre jak ból czy głód. Taka jest po prostu natura człowieka. Homo sapiens to gatunek społeczny, a co za tym idzie, jesteśmy dobrze przystosowani do życia w grupie, a zupełnie nie radzimy sobie w przedłużającej się izolacji. Reagujemy jak ludzie pierwotni? – W toku ewolucji wykształciły się w naszym mózgu mechanizmy, które sprawiają, że dążymy do kontaktów, a unikamy samotności. Jak wszystkie ssaki po urodzeniu jesteśmy w pełni zależni od więzi z opiekunem, najczęściej mamą. To pierwsza nasza relacja, ale nie ostatnia. Przez całe życie budujemy najróżniejsze więzi – z rodziną, przyjaciółmi, przełożonymi, kolegami z pracy. Te relacje są potrzebne do prawidłowego funkcjonowania. Nie tylko na poziomie psychologicznym, ale także biologicznym. Od kilku dekad naukowcy „zaglądają” do mózgu przy użyciu technologii EEG albo fMRI. Okazało się, że wykluczenie społeczne boli jak ból fizyczny, a bliskość z innymi jest tak przyjemna jak np. jedzenie czekolady. Dowiedziono, że odcięcie od innych ludzi to dla mózgu alarm, sytuacja kryzysowa, stres. Dlatego w naszym mózgu są „bezpieczniki”, które starają się nie dopuszczać do takich sytuacji. Mamy je w głowie, bo dla naszych prapraprzodków odłączenie od grupy oznaczało wyrok śmierci. A dla nas? Tylko niedogodność, przykrość. – Zamknięcie w czterech ścianach to rzeczywiście niedogodność i duże obciążenie psychologiczne. Bezpośredniego fizycznego niebezpieczeństwa raczej nie ma. Ale wystarczy wyobrazić sobie sytuację, że zostaliśmy porzuceni gdzieś na zupełnym odludziu, w nocy, w gęstym lesie albo w środku tajgi czy dżungli. Jeśli nie przeszliśmy treningu survivalu, to na dłuższą metę nie damy sobie rady. Jesteśmy przystosowani, by żyć w społecznościach i wspólnie z innymi zaspokajać potrzeby, które znamy z tzw. piramidy Maslowa. Sami nie możemy zbyt wiele. Ale ryzyko zgonu osoby samotnej, nawet w warunkach współczesnej cywilizacji, też jest zauważalne. – Jak twierdził amerykański psychiatra i neurolog prof. John Cacioppo, przewlekła samotność zwiększa ryzyko przedwczesnej śmierci o 20% – w tym samym stopniu co otyłość. Wiele badań na temat wpływu samotności na zdrowie zrobiono w ostatnich trzech dekadach, jeszcze przed pandemią. W 2010 r. opublikowano przełomową metaanalizę zrobioną przez zespół prof. Julianne Holt-Lunstad. Metaanaliza objęła 148 badań i ponad 300 tys. osób z całego świata. To ogromne badanie, które trudno zignorować. Dlatego wyniki poruszyły świat nauki i opinię publiczną. Korelacja jest jednoznaczna: gęsta i rozbudowana sieć społeczna przyczynia się do zdrowia i długowieczności. I przeciwnie – samotność podwyższa ryzyko przedwczesnej śmierci. Pozostawanie w niechcianej izolacji społecznej jest tak samo szkodliwe jak palenie 15 papierosów dziennie, a nawet bardziej niż zanieczyszczone powietrze i brak aktywności fizycznej. Ale przecież nie każda wspólnota czy grupa służy ludziom i ich dobrostanowi. Czasem należy się strzec, by nie wpaść w tzw. złe towarzystwo, nie znaleźć się w mackach mafii itd. – To są rozważania raczej dla psychologów, etyków czy socjologów. Ja patrzę na człowieka z perspektywy biologa, a tutaj wyraźnie widać, że dla naszego mózgu przebywanie w grupie jest lepsze niż samotność. Instynkt szukania kontaktu i bliskości czasami nam szkodzi, np. gdy ludzie gromadzą się mimo zakazów w pandemii, ale na co dzień jest korzystny. Chroni nas przed izolacją, motywuje do współpracy, szukania u innych wsparcia emocjonalnego, materialnego i logistycznego. Czy stąd brały się w czasie lockdownu tłumy na Krupówkach lub sopockim molo? – Żyjemy w wyjątkowych czasach, gdy naturalny pęd do kontaktu z innymi jest niebezpieczny, bo sprzyja rozprzestrzenianiu się wirusa. Pandemia atakuje nas na kilka sposobów. Po pierwsze, sam wirus i wywołane nim choroby zabierają zdrowie, a nieraz życie. Po drugie, walka z epidemią powoduje duże koszty społeczne: brak bezpieczeństwa finansowego, trudności logistyczne związane

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 33/2021

Kategorie: Kraj