Tylko w Polsce cisza nad Snowdenem

Tylko w Polsce cisza nad Snowdenem

Co miesiąc 70 mln razy amerykańskie służby wchodzą do naszej cyberprzestrzeni Polska premiera książki Glenna Greenwalda „No Place to Hide” („Nigdzie się nie ukryjesz”) o sprawie Edwarda Snowdena, to znaczy o totalnym i globalnym inwigilowaniu wszystkiego i wszystkich przez amerykańską National Security Agency (NSA), powszechnego zainteresowania polskich mediów elektronicznych i drukowanych nie wzbudziła. Z chlubnym wyjątkiem „Gazety Wyborczej” główny nurt tzw. komunikacji społecznej płynął swoim korytem na wezbranej fali 25-lecia niepodległości, 10-lecia członkostwa w UE i wyborów, walki o demokratyczną Ukrainę tudzież śpiewającego faceta w sukience i z brodą. Jak za sprawą jakiejś dyrektywy z tajnego Biura Prasowego mainstream tzw. czwartej władzy rozbijał się o wały obronne polskiej racji stanu. Inwigilacja bez granic Książkę Greenwalda, wydaną już w kwietniu w monachijskiej oficynie Droemer pod tytułem „Die globale Überwachung: Der Fall Snowden, die amerikanischen Geheimdienste und die Folgen” („Globalny nadzór: Sprawa Snowdena, amerykańskie tajne służby i następstwa”) przeczytałem przed ukazaniem się polskiego przekładu. Lekturę tę uzupełniłem przestudiowaniem wydanej również w kwietniu przez Deutsche Verlags-Anstalt książki dwójki dziennikarzy śledczych „Spiegla” Marcela Rosenbacha i Holgera Starka „Der NSA-Komplex: Edward Snowden und der Weg in die totale Überwachung” („Kompleks NSA: Edward Snowden i droga ku totalnemu nadzorowi”). Chociaż polski tytuł zaskakuje błyskotliwością, niemieckie wydają mi się konkretniejsze – mówią o amerykańskich służbach specjalnych i o totalnym nas pilnowaniu. Służy temu 40-tysięczna armia inżynierów informatyków, elektroników, prawników, psychologów, analityków, śledczych, hakerów i czort wie jakich jeszcze fachowców, która stanowi w Fort Meade oraz w 2 tys. rozsianych po świecie placówek „największą koncentrację cybernetycznej siły planety”. Zapewnia ona USA „globalną kryptologiczną dominację” – niezbędny instrument „światowego władztwa”. Jako jedna z 17 wyspecjalizowanych tajnych służb rządowych z rocznym budżetem 11 mld dol. ma do pomocy drugie tyle specjalistów z firm prywatnych. Są wśród nich te dobrze znane zwykłemu użytkownikowi komputera i sieci: Microsoft, Outlook, Apple, Google, Yahoo, Facebook, Twitter, Skype, ponadto 80 głównych korporacji informatycznych i cybernetycznych, w tym serwer Hotmail, z którego od lat za opłatą korzystam. NSA chodzi o to, by „osiągać nieosiągalne”. Dlatego jej zasięg jest boundless – bezgraniczny, niewyczerpalny. Około setki światłowodów oplatających glob to źródło 97 mld tzw. metadanych porządkowanych w paru tysiącach aplikacji (dane z samego tylko marca 2013 r.). Z jednej trzeciej czerpie się konkretne treści. W tym tzw. kompromaty (materiały kompromitujące) na upatrzone osoby z całego świata. Inwigilowanych jest m.in. 122 szefów państw i rządów. Słowo „porażające” brzmi w tym przypadku jak eufemizm. W wywiadzie Józefa Piniora na łamach „Krytyki Politycznej” przeczytałem nader interesującą i trafną uwagę. Mianowicie czciciele Ryszarda Kuklińskiego, informatora CIA, uważają Edwarda Snowdena za zdrajcę, który zaszkodził „wolnemu światu”. Istotnie, 1,7 mln dokumentów, które „wykradł” Edward Snowden, celniej i boleśniej uderzyło w „naszych przyjaciół” niż Thomas A. Drake, senator Frank Church, kapral Bradley Manning, Julian Assange i jeszcze kilku innych razem wzięci. Zarówno oni, jak i inni przejęli się słowami Martina L. Kinga, że nasze życie zaczyna się kończyć w dniu, w którym zaczynamy przemilczać ważne tematy. Strasz i rządź Czy przemilczamy? Żaden z polskich instytutów badania opinii publicznej nie mierzył, ilu Polaków ocenia Snowdena pozytywnie, a ilu uznaje, że „jego sensacje to brudne brednie sprzeczne z polską racją stanu”. Ten dychotomiczny podział opinii i stanowisk jest interesujący, dlatego że w innych krajach Europy, w USA może nieco mniej, sprawa Snowdena, jak pisze w sieci Eryk Mistewicz, na początku XXI w. jest tym, czym na progu XX stulecia była sprawa Dreyfusa. Problem naszych czasów polega na tym – jeśli chodzi o Polskę – że nikt nie krzyknął wraz z myślącymi jak Emil Zola: „J’Accuse…!” („Oskarżam…!”). Liczne są u nas wszelako opinie, że Orwell z jego „Rokiem 1984” to właściwie bułka z masłem. Na platformie Whistleblower.pl podaje się różne polskie znaczenia tego angielskiego słowa. Może ono oznaczać informatora, donosiciela, demaskatora,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 22/2014

Kategorie: Opinie