Upadek mistrza

Upadek mistrza

Szymon Ziółkowski długo wdrapywał się na sportowy szczyt, ale szybko z niego spadł Jeszcze nie tak dawno Szymon Ziółkowski był jedną z najlepszych wizytówek polskiej lekkoatletyki. Tytuł mistrza świata i przede wszystkim złoty medal olimpijski wywalczony w Sydney mówiły same za siebie. Niestety, nasz młociarz wypadł w tym sezonie z grona czołowych lekkoatletów. Co więcej, dystans do najlepszych młociarzy na świecie bardzo się powiększył. Dlaczego po kilku obfitych latach mistrz znalazł się na rozdrożu? Nie jestem cyborgiem Już przez cały obecny sezon Ziółkowski potwierdzał, iż daleko mu do dawnej formy i dyspozycji. Słaby rezultat na mityngu Beskidian Athletics w Bielsku-Białej, zaledwie dziesiąte miejsce w Ad-Dauha w Katarze nie napawały optymizmem. Jeszcze przed rokiem taka sytuacja była niemal nie do pomyślenia. Kibice wierzyli jednak, że w czasie głównego tegorocznego turnieju mistrz się podniesie. Niestety ,w Monachium nasz młociarz ostatecznie dowiódł, że daleko mu do dawnej formy. Nie awansował nawet do finałowych zawodów. Po trzecim rzucie eliminacyjnym spakował torbę i opuścił stadion. Nie tylko nie zdobył potrójnej korony – po złotym medalu olimpijskim i mistrzostwie świata nie został mistrzem Europy – ale co gorsza, coraz bardziej oddalił się od światowej czołówki. Na zakończenie kwalifikacji zawodów młociarzy z zachmurzonego nieba zaczęły kapać krople deszczu. – To niebo nade mną zapłakało – powiedział zasmucony Ziółkowski i opuścił głowę. – Cały obecny sezon jest dla mnie zupełnie nieudany, stąd porażka w Monachium nie dotknęła mnie jakoś szczególnie – mówi Ziółkowski. – Nie jestem jednak cyborgiem i mam prawo do chwili słabości. Tacy jak Robert Korzeniowski zdarzają się raz na sto lat. Żałuję jednak, że tak się stało, ale z drugiej strony, to dla mnie doskonała lekcja pokory i mobilizacja do większej pracy. Zimny prysznic czasem się przydaje. Smutny był koniec mistrza, który jeszcze niedawno mówił o utrzymaniu się na topie i dążeniu do ideału. Okazuje się jednak, że niektórzy przewidywali taki scenariusz. – Dziennikarze niepotrzebnie rozbudzili apetyt na podium – mówi Andrzej Lasocki, trener, obecnie dyrektor ds. marketingu i promocji Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. – Jeżeli spojrzymy na rezultaty, jakie uzyskiwał ten zawodnik przed mistrzostwami Europy, a także weźmiemy pod uwagę problemy z trenerem, nie będziemy mieli żadnych wątpliwości. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że na te mistrzostwa Ziółkowski nie jechał po medal. Faktem jest jednak, że od tak utytułowanego zawodnika, mistrza olimpijskiego i świata, należy oczekiwać przyzwoitego wyniku. Tak się niestety nie stało. Trudno na gorąco oceniać występ Szymona, tym bardziej że nie mieliśmy jeszcze żadnego oficjalnego spotkania w PZLA. Dla mnie, jako działacza związku, a przede wszystkim doświadczonego trenera, słaby występ Szymona nie był wielkim zaskoczeniem. Zaskoczony nie był również były trener zawodnika, Czesław Cybulski. – Oglądając występ Ziółkowskiego, zauważyłem szereg błędów. Co więcej, jego rzuty nie przypominały rzutu młotem. Podczas treningów Szymon znakomicie odczytywał moje intencje, dlatego miałem nadzieję, że mimo mojej nieobecności występ będzie w miarę udany. Okazało się jednak, że trudno być jednocześnie zawodnikiem i trenerem. Sportowa mądrość była tylko z trenerem. To dobra lekcja pokory, z której musi wyciągnąć wnioski na przyszłość. Konflikt z trenerem Pod koniec marca br. Ziółkowski po 13 latach owocnej współpracy rozstał się z trenerem Cybulskim. Dla lekkoatletycznego środowiska fakt ten był sporym zaskoczeniem. Zwłaszcza że nasz młociarz pozostał bez opieki trenerskiej. Chociaż podkreślał, że nawet sam da sobie radę, ugiął się pod ciężarem, jaki wziął na swoje silne skądinąd barki. Dlaczego w takim razie nastąpiło rozstanie? Trener Cybulski niechętnie wraca do wydarzeń sprzed kilku miesięcy. W jego głosi słychać wyraźnie pewne rozgoryczenie. – W tym sezonie przepracowaliśmy razem tylko cztery miesiące. To niewiele – mówi Cybulski. – Pierwszą i decydującą sprawą, w co nie chcą uwierzyć dziennikarze, był mój stan zdrowia. Tak się złożyło, że zdrowie musiałem poprawiać kosztem rezygnacji ze sportu. Okazuje się jednak, że pogorszenie się stanu zdrowia nie było jedyną przyczyną rozstania. – Nie ukrywam, że w moje relacje z Szymonem i nie tylko wkradły się pewne nieprawidłowości, które zaważyły na naszej współpracy i spowodowały rozstanie. Nie mówiłbym jednak o żadnym konflikcie.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 33/2002

Kategorie: Sport
Tagi: Tomasz Sygut