Urzędnicze demotywatory

Urzędnicze demotywatory

W Polsce pracuje 440 tys. urzędników – jeden obsługuje 86 obywateli. Wbrew potocznym opiniom nie jesteśmy jednak najbardziej zaurzędniczonym krajem w Europie. Grecja z 11 mln mieszkańców zatrudnia ich 370 tys. (jeden na 29 obywateli), a 65-milionowa Francja – 2,4 mln (jeden na 27 obywateli).Urzędnicze wynagrodzenia kosztują nas prawie 2 mld zł, to więcej niż budżet Narodowego Centrum Badań i Rozwoju na 2012 r. Ale jeśli zapytamy znajomego urzędnika, ile zarabia, może być problem z odpowiedzią. Bo gdy poda jakąś kwotę, to co tak naprawdę ma na myśli? Wynagrodzenie, które otrzymuje co miesiąc, czy sumę rocznych wynagrodzeń powiększoną o dodatki i nagrody, a następnie podzieloną przez 12 miesięcy? Urzędnicze wynagrodzenia zależą od tylu wskaźników, że trudno się w tym połapać. Czy się stoi, czy się leży Podstawowym składnikiem pensji urzędnika jest tzw. kwota bazowa. Wyliczanie wynagrodzenia zaczyna sięod przemnożenia jej przez specjalny wskaźnik, zwany mnożnikiem. Przy czym, żeby nie było za łatwo, mnożniki nie są naturalne (2, 3, 4 itd.), lecz mają postać wartości z trzema miejscami po przecinku, np. 2,713. Oczywiście mogą być mniejsze od jedności, więc kwota bazowa nie jest równoważna z minimalnym wynagrodzeniem w administracji publicznej. W 2012 r. wynosi ona 1873,84 zł.Wysokość mnożnika uzależniona jest od grupy, do której urzędnik został zaszeregowany. Tu trzeba zauważyć, że nie każdy, kto pracuje w urzędzie, jest urzędnikiem – przed zdaniem egzaminu w Krajowej Szkole Administracji Publicznej i mianowaniem jest się pracownikiem pomocniczym służby cywilnej.Jeśli więc urzędnik pracuje na „stanowisku wspomagającym w służbie cywilnej”, nie może liczyć na więcej niż 2,713 kwoty bazowej. Jeśli jest oczko wyżej, na „stanowisku specjalistycznym”, może oczekiwać maksymalnie mnożnika 4,340. Potem są jeszcze „stanowiska samodzielne”, „koordynujące” i „średniego szczebla zarządzania”.W obrębie każdej grupy obowiązują widełki płacowe. Na najniższym stanowisku początkujący urzędnik zainkasuje od 0,522 do 2,713 kwoty bazowej. Reguły dobierania wartości mnożnika są tajemnicze. Chociaż na stronie Kancelarii Prezesa Rady Ministrów można znaleźć „zalecenia dotyczące kształtowania polityki wynagrodzeń w urzędach”, a wśród nich taką sugestię: „tabela płac w urzędzie powinna być jawna i powszechnie dostępna”, to w praktyce niewiele urzędów stosuje się do niej. A powinny, bo mnożniki zmieniają się wraz z zaszeregowaniem miejsca pracy w takiej tabeli.„Urzędnikom służby cywilnej” przysługuje też prawo do dodatku związanego ze stopniem służbowym (a jest ich dziewięć), będącego mnożnikiem kwoty bazowej (od 0,47 do 2,65).Na to wszystko nakłada się bizantyjski system premii i innych dodatków: w zależności od wysługi lat (5% wynagrodzenia już po pięciu latach), dodatek specjalny, dodatek zadaniowy, nagrody jubileuszowe, delegacje, trzynastki. Jak to ujął jeden z naszych rozmówców: „Dodatki do dodatków do dodatków do dodatków”.Żaden z tych wskaźników nie jest powiązany z rzeczywistymi zasługami w pracy. W administracji można zatem przesiedzieć bez większego wysiłku wiele lat i zarobić tyle, co ktoś, kto jest zapracowany po uszy. W małych ojczyznach gorzej Ten system, zamiast motywować, demotywuje. Oczywiście nie jest tak, że urzędnicy tylko siedzą i piją kawę (choć taki się utrwalił ich społeczny odbiór), bo za nieróbstwo można wylecieć. Natomiast rozmywa się granica pomiędzy tymi, którym się chce, a tymi, którym się nie chce lub chce znacznie mniej. Taka konstrukcja systemu wynagrodzeń nie zachęca do sięgania po więcej, robienia lepiej.– Pracodawca prywatny, który dopuścił do rozerwania związku pomiędzy wysokością wynagrodzenia a wydajnością, traci lepszych pracowników i zostają mu gorsi – podkreśla Jeremi Mordasewicz z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan.– Choć w pracy oprócz wynagrodzenia liczą się dobre stosunki z pracodawcą, atmosfera i elastyczność – nadal podstawowym kryterium oceny miejsca pracy jest wysokość wynagrodzenia.Pod tym względem polski statystyczny urzędnik wypada nawet lepiej niż statystyczny pracownik. Średnia pensja w administracji centralnej i samorządowej wynosi 4,2 tys. zł brutto, ponad 500 zł więcej niż średnia krajowa. Ale państwo, chociaż hojne, jest niezbyt sprawiedliwe. Znacznie więcej zarabiają urzędnicy administracji centralnej, gdzie przeciętne wynagrodzenie wynosi 4,7 tys. zł, niż samorządowej, gdzie zarabia się niewiele ponad 3,8 tys. zł. Przy czym nawet w obrębie tego samego szczebla samorządowego nie ma równości. Najlepiej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 30/2012

Kategorie: Kraj