Uwaga, grypa
Mocnym pierścieniem z Zachodu grypa osacza Polskę. Wielkiej epidemii nie było od 30 lat. I to właśnie niepokoi specjalistów, mówią o ciszy przed burzą. Niektórzy twierdzą, że nadejdzie właśnie w 2000 r. Tymczasem w woj. opolskim nie ma szczepionek. Śmiertelne obrazki z Anglii wywołały w Polsce panikę. Ludzie chcą się szczepić. Ale nie mają czym. Podobnie jak na Opolszczyźnie jest w województwie mazowieckim. Szczepionek zabrakło w sanepidzie, nie ma ich także w aptekach. Epidemiolodzy wcale nie są zgodni, czy warto biegać za ampułkami, – Jest już za późno – twierdzi prof. Wiesław Magdzik, kierownik Zakładu Epidemiologii Państwowego Zakładu Higieny. – Szczepić należało się jesienią, wtedy można było zdobyć pełną odporność. – Absolutnie nie mogę się zgodzić – prof. Lidia Brydak, szefowa Krajowego Ośrodka ds. Grypy jest oburzona. – Już po siedmiu dniach od szczepienia zyskujemy odporność. A więc warto, szczególnie, że grypa z Czech może do nas dotrzeć dopiero za dwa, trzy tygodnie. Także na tę angielską możemy się jeszcze przygotować. Tyle tylko, że sami musimy być zdrowi. Także nasza rodzina. I jeszcze jedno – szczepionka nie uodparnia w 100 %, ale jeśli zachorujemy, to łagodniej i bez powikłań. Zabrać staruszkom telewizory W przychodniach są coraz dłuższe kolejki. Coraz więcej jest też próśb o wizyty domowe. – Naprawdę stałem się lekarzem pierwszego kontaktu – śmieje się lekarz z warszawskiej przychodni. – To znaczy ten kontakt jest pierwszy i bardzo krótki. Wpadam na chwilę, zapisuję lekarstwa. Tylko kiedy podejrzewam powikłania, zostaję dłużej. Boję się odpowiedzialności. – Lekarz nawet mnie nie zbadał – skarży się kobieta wychodząca z przychodni. – Może źle zrobiłam, że mu nie powiedziałam, jak mnie boli w płucach. Ale przecież już tam nie wrócę – za przeszklonymi drzwiami oglądamy tłum postaci na krzesełkach. Grypy boją się także warszawskie szpitale, ale na razie tylko jeden, południowopraski przy ulicy Grenadierów, wprowadził zakaz odwiedzin. – U nas to niemożliwe, a kto się zajmie chorym jak nie rodzina – komentuje lekarz z innego szpitala. Grypy boją się domy opieki społecznej, ale tylko w nielicznych, prywatnych, zorganizowano szczepienia. W państwowych nie ma na to pieniędzy. – Jestem przerażona każdym kichnięciem – mówi dyrektorka podwarszawskiej placówki. – To starzy ludzie, grypa jest dla nich wyrokiem. Żeby się nie denerwowali, powiedziałam, że telewizor jest popsuty. Nie chcę, żeby oglądali tych umierających w Anglii staruszków. – Grypa zawsze jest groźna – dodaje prof. Brydak. – Nie mam jeszcze wiadomości od Anglików, w jakim stanie były osoby, które zmarły. Ale z tego, co widziałam w telewizji – byli to ludzie po osiemdziesiątce, wycieńczeni. Takich grypa zabija najłatwiej. A zachorować może każdy, nawet ktoś o kondycji mistrza olimpijskiego. Zaszczepieni na Sydney Maria Kalińska jest nauczycielką w warszawskiej podstawówce. Zaraziła się od uczniów. – Co najmniej przez dziesięć dni zostanę w domu – stwierdza. – Uczę historii w ósmych klasach. To dla moich uczniów poważna strata. Przecież już niedługo będą egzaminy. Koszty epidemii grypy są zawsze ogromne. Reforma zdrowia nie próbowała ich nawet zmniejszyć. Kasy chorych nie wykonały prostych obliczeń, co się bardziej opłaca – czy profilaktyka, czy leczenie skutków powikłań. Gdyby kasy zainwestowały w szczepienia, zaoszczędziłyby pieniądze, które wydaje się na hospitalizacje i antybiotyki. Oczywiście, nie ma mowy o bezpłatnych szczepieniach dla wszystkich, ale opłaciłoby się zaszczepić za darmo osoby starsze i pracujące w dużych skupiskach. Lekarze boją się także, czy budżety kas wytrzymają koszty leczenia chorych. W zeszłym roku, gdy grypa zaatakowała w styczniu, zwalono na nią wszystkie kłopoty związane reformą. Twierdzono, że to panikujący chorzy burzą reformę. I dziś pojawiają się pretensje, że osoby przeziębione zapisują się do lekarza. Przecież sami powinniśmy wiedzieć, czy to grypa. Chorzy mają jeszcze jeden problem, w Warszawie większość przychodni które dyżurowały w nocy, teraz zrezygnowały z tego luksusu. Kasa chorych nie podpisała z nimi stosownych umów. Tak jest np. w przychodni przy ul. Żeromskiego. Pozostaje nam więc unikanie dużych skupisk ludzi. Epidemiolodzy mają nawet nadzieję, że nauczymy się zakładać maski z gazy, gdy wsiadamy do autobusu. Powinniśmy też pamiętać, że przy pierwszych objawach choroby należy zostać