Warto popatrzeć na siebie ze współczuciem

Warto popatrzeć na siebie ze współczuciem

dr n. spol. Bogna Szymanska-Kotwica - Doktor psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. fot. Krzysztogf Zuczkowski

Pandemia wyciąga na wierzch nasze lęki codzienne. Czy będzie kryzys finansowy, załamanie gospodarki, czy będą przepełnione szpitale? Dr Bogna Szymańska-Kotwica – psycholog w Poradni Profilaktyczno-Leczniczej Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie Jak wygląda pani praca? Wchodzi pani do chorych w kosmicznym stroju? – Nie. Rozmawiam z personelem medycznym, jestem pytana o to, co robić, jak się zachować, co powiedzieć pacjentowi. Szczególnie pielęgniarki, które wchodzą do chorych, pobierają krew, mają z nimi kontakt bliższy, cieplejszy niż lekarz, pytają, jak reagować na emocje pacjentów, nie rozumieją pewnych zachowań. Z czym konkretnie przychodzą pielęgniarki? – Mam kontakt z personelem szpitala zakaźnego w Warszawie, a więc z ludźmi nauczonymi pewnych procedur. Wiedzą, co mają robić. Pielęgniarkom doskwiera to, co się dzieje na zewnątrz. Czują stygmatyzację. Pamiętamy, jak w Gliwicach pomalowano pielęgniarce samochód. Pielęgniarki boją się o to, jak zostaną odebrane przez rodzinę, sąsiadów, przyjaciół. Powinny mieć bezpieczną przestrzeń po trudnym dniu, a to nie zawsze się udaje. Gdzie mają więc odpocząć, zdystansować się od tego, co się dzieje w pracy? Nie mogą spać, rozmyślają. Te, które mają dzieci w wieku szkolnym, dyżurując, nie mogły pomagać w lekcjach, miały wyrzuty sumienia. To dylematy egzystencjalne. Co zrobić? Oddać się pracy zawodowej, narażając rodzinę na szwank emocjonalny? Dziecko czasami bardzo długo nie widzi rodzica. Spotkanie to scena rozrywająca serce. Pandemia ma o wiele większy zasięg emocjonalny, niż nam się wydaje. Mierzenie się z niemocą, jaką decyzję podjąć, co będzie najlepsze dla mnie, dla rodziny, takie pytania dotykają nas wszystkich. Jeśli zrezygnuję z pracy, nie będę mieć pieniędzy na życie. Tego się boi duża część społeczeństwa. Lekarze zaś opowiadają, że są zmęczeni, gdy znajomi wydzwaniają, bo chcieliby się czegoś dowiedzieć. Nawet telefony od życzliwych ludzi skutkują brakiem spokoju. Jak w tym labiryncie emocjonalnym odnajdują się pacjenci? – Mają inne spojrzenie, bo walczą o zdrowie i życie. Pandemia wyciąga na wierzch nasze lęki codzienne. Czy będzie kryzys finansowy, załamanie gospodarki, czy będą przepełnione szpitale? Próbujemy nastawiać się bojowo. Gdy poznajemy diagnozę, cały świat się zatrzymuje. Wielu pacjentów w zamknięciu wykazuje zniecierpliwienie. Wiele osób ma problem z poproszeniem pracownika socjalnego czy pielęgniarki o szczoteczkę do zębów, pastę czy krem. Przewartościowuje się widzenie świata. Nagle wartością jest to, że ktoś się do mnie odezwał, że mogę przez Skype’a zobaczyć wnuki. To się staje sensem dnia. Albo czekam na obchód lekarski. Przestaje być ważny zakup kanapy czy przetarg. Wtedy nie tyle pacjent, ile człowiek wchodzi do istoty bycia, do sensu. Jest czas na przemyślenia: dokąd zmierzam, co jest w moim życiu ważne, czy coś chcę zmienić. Niestety, nie każdy podąża za swoją świadomością, a nasz umysł przenosi nas do przeszłości, do analizowania spraw, które się wydarzyły. Albo do przyszłości: co zrobię, jak wyjdę ze szpitala, gdzie pojadę na wakacje. Nie ma zakotwiczenia w tu i teraz. – Najważniejsze jest czerpanie z chwili bieżącej. Umysł zapomina, co mogę dla siebie zrobić w warunkach, jakie mam, czy coś sprawiłoby mi satysfakcję. To mogą być bardzo proste czynności, jak obserwowanie zmieniającej się przyrody, jeśli jest taka możliwość. Lew Tołstoj powiedział, że jest jeden najważniejszy czas: teraz. To powtarzam pielęgniarkom, a one pacjentom. Wtedy one czują się pewniej i pacjenci też. Słyszę właśnie głos specjalistki od uważności. Jak to powiedział Jon Kabat Zinn: „Nie możesz powstrzymać fal, ale możesz uczyć się surfować”. – Tak samo jest z koronawirusem, nie możemy go zatrzymać, nakazać mu zniknąć z organizmu, ale możemy próbować dostroić się do nowych warunków. Dla pacjentów covidowych podobno okropne jest to, że nie mają kontaktu z twarzą, zamiast niej widzą skafandry. – Gdy rozmawiam przez maseczkę, sama czuję dyskomfort. Mimika zdradza emocje. Pani doktor, informując mnie o wyniku badań, zdjęła maseczkę, założyła przyłbicę, żebym mogła widzieć jej twarz. Ma to ludzki wymiar. Strój personelu medycznego na oddziale zakaźnym wzbudza niepokój: te gogle, maseczki, kombinezony, dodatkowe ochraniacze. Starsi ludzie czasami reagują lękiem. Zdarzało się, że pacjent na widok tak ubranego lekarza wpadał w stan

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2020, 29/2020

Kategorie: Psychologia