Wersja detektywistyczna

KUCHNIA POLSKA Polityka, jak wiadomo, raz może być tragedią, raz farsą, raz znów zwyczajną nudą. Czasami także potrafi być powieścią detektywistyczną, gdzie ogólny zarys intrygi składa się z gromadzonych cierpliwie drobiazgów. Myślę, że tę właśnie formułę da się zastosować do ostatniej sensacji na naszym politycznym podwórku, a więc do historii trzech panów – Olechowskiego, Tuska i Płażyńskiego – i ich Platformy. Historia ta po prostu staje się zrozumiała i mniej więcej logiczna, kiedy zestawi się daty, fakty, sytuacje, słowem – całą tę układankę, którą u Agathy Christie np. wykonuje detektyw, pan Poirot. A więc kiedy i jak dojrzał pomysł zamordowania Unii Wolności? Wydaje się to dość jasne: wtedy, kiedy z przewodnictwa Unii odszedł prof. Leszek Balcerowicz. Pisałem już chyba o tym, że moim zdaniem, odsunięcie prof. Balcerowicza od Unii i przeniesienie go do banku było dla samej Unii absolutną koniecznością. Nazwisko Balcerowicza w bieżącej polityce, a zwłaszcza w opinii społecznej, nie kojarzy się dobrze. Prof. Balcerowicz przestał już być gospodarczym cudotwórcą i niemalże zbawcą Ojczyzny, a efekty jego receptury ekonomicznej oglądamy właśnie teraz, w postaci zahamowania wzrostu gospodarczego, rosnącego bezrobocia i budżetu, który nie starcza już na nic, a zwłaszcza na żadne cele społeczne. Ale pozbycie się Balcerowicza, nawet tak honorowe, jak przez wysłanie go do NBP, część Unii zrozumiała, i słusznie, jako jej reorientację polityczną. Pokazały to wybory nowych władz UW, w których nastąpiła rzeź neoliberalnego skrzydła Unii, wywodzącego się z dawnego Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Dzisiaj władze Unii starają się zacierać ten efekt, ale po odejściu Balcerowicza stało się jasne, że z UW nie da się zrobić czołowej partii polskiego neoliberalizmu, co prezesura Balcerowicza zdawała się obiecywać. Zrozumiał to dokładnie Donald Tusk i dlatego właśnie w tym momencie, a nie wcześniej, wykonał swój ruch, wychodząc z Unii. Nie dlatego – jak mu się to niezbyt ładnie zarzuca – że poniosły go osobiste ambicje, ale po to, by budować nową partię, prawdziwie neoliberalną. Z kim? Czy tylko z unitami, którzy jak p. Piskorski i inni podążyli za nim? Taki pomysł byłby zwykłym rozłamem w Unii Wolności, pewnie znów na dawną Unię Demokratyczną i dawny Kongres Liberalno-Demokratyczny, który, jak pamiętamy z dawnych wyborów, zdobywał coś około 4% głosów wyborców. A więc trzeba było pomyśleć o czymś szerszym i o rwaniu poparcia nie tylko od UW, ale także od AWS. A w AWS tak się akurat pysznie złożyło, że po sukcesję po “capo di tutti capi”, czyli po Krzaklewskim, ruszył p. Maciej Płażyński i przegrał zastopowany figurą premiera Buzka, który od dawna już służy Krzaklewskiemu właśnie jako figura do przesuwania na szachownicy. Płażyński stał się więc naturalnym sojusznikiem po stronie AWS. Trzecim partnerem stał się p. Olechowski, polityk do wynajęcia, który właśnie zrobił niezły wynik w wyborach prezydenckich, ale ani rusz nie wie, co dalej zrobić z tym wynikiem. Olechowskiego już w trakcie kampanii prezydenckiej dyskretnie acz wymownie poklepał po ramieniu Balcerowicz, jeszcze jako prezes Unii, teraz więc propozycja stania się neoliberałem spadła nań jak dar niebios. Nareszcie dowiedział się, o co mu chodzi i jaki jest jego program. Tak mniej więcej układała się ta łamigłówka. Czy Unia Wolności, główna ofiara tej intrygi, przeżyje – to się okaże. Myślę, że przeżyje, a pozbawiona neoliberalnych pazurów stanie się partią inteligencką, bliższą swemu słynnemu “etosowi”, słabszą, ale bardziej poczciwą. Taką, która jeśli dochodzić będzie do władzy, to zawsze za cenę pokątnego użyczania swego słynnego “etosu” jakimś agresywnym brutalom, potrzebującym nieco nobilitacji. Ważniejsze jednak, że z Platformy trzech panów z całą pewnością wyłoni się partia jawnie liberalna, głosząca otwarcie to, co Balcerowicz w Unii głosić mógł tylko półgębkiem, krępowany przez różne “etosy”, tradycje KOR-u i styropianu, nie licujące przecież z prawdziwym neoliberalizmem. Na co liczyć może taka partia? Myślę, że na hasło “Liberałowie wszystkich partii – łączcie się!”. Zrozumiał to p. Korwin-Mikke, najbardziej ortodoksyjny liberał, i już pomknął w tamtą stronę. Robią to już liberałowie z UW i AWS, a wcale bym się nie śmiał, gdyby coś podobnego zrobił ten czy ów liberał zaplątany przez przypadek w SLD. Opcja neoliberalna bowiem występuje u nas dotąd jako stwardnienie rozsiane.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2001, 2001

Kategorie: Felietony