Ale bomba!

Ale bomba!

Ta wiadomość powinna obiec świat z szybkością błyskawicy. Rządowa komisja w Polsce ma już pewne dowody na to, że samolot z polskim prezydentem, elitą polityków i wojskowych dowódców padł ofiarą zamachu. Ludzie Putina podłożyli bombę termobaryczną. Polski premier mógł brać udział w spisku. Dlaczego media światowe o tym ani mru-mru, czyżby już wszyscy wiedzieli, że Polską rządzą szaleńcy? I dlatego nikt nas nie traktuje poważnie. Dlaczego nie zrywamy stosunków dyplomatycznych z Rosją? Oni też tylko pukają się w czoło. Mamy monstrualną bzdurę i manipulację, która przejdzie do historii polskiej głupoty jako szczególne kuriozum. W końcu podzieliło to nasz kraj na pół, jakby przeciął toporem. Jak kiedyś Francję sprawa Dreyfusa. W tej całej niezwykłej sprawie ważną rolę gra pewne słowo, najczęściej wymawiane w Polsce, za to rzadko pisane. Piloci mieli czas, by je wykrzyczeć. Nie mieliby na to czasu, gdyby samolot rozerwała bomba. Jest wielki postęp techniczny, osiągnięcia w nauce, a rząd pewnego kraju w Europie i miliony jego obywateli wierzą w czary-mary. Inni są cyniczni. Zupełne zdziecinnienie. A i podłość przy okazji, bo w tej złowrogiej bzdurze bierze też udział armia cyników. • Jeśli już mówimy o dzieciach – mam spotkanie w szkole, duża podstawówka i wielu uczniów.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 16/2017, 2017

Kategorie: Felietony, Tomasz Jastrun