Większą moc przekonywania ma ksiądz w wytartej sutannie… o. Jan Andrzej Kłoczowski, dominikanin – „Bóg się rodzi, moc truchleje…”. Ale w Kościele katolickim zawsze występowała pokusa władzy, podpierania się władzą świecką w jego działaniach. – Co tu dużo mówić – duchowni są mężczyznami, mężczyźni lubią władzę. I to wymaga dużej ascezy, aby nie dać się zwieść tej pokusie. – Papież Innocenty III pod koniec XII w. w liście do króla Francji żądał wsparcia jego miecza, „aby ci, których nie powstrzymuje od zła kościelna dyscyplina, doznali przymusu ramienia świeckiego”. – Popatrzmy na sam fenomen Jezusa Chrystusa, jak On jest poza strukturami społecznymi, a wytwarza pewną wspólnotę, której więzią nie jest bynajmniej władza, ale jakaś wspólnota odpowiedzialności i świadectwa wobec ludzi o tym, że każdy człowiek niezależnie od tego, jakie miejsce zajmuje w strukturze społecznej, jest tak samo ważny. Bo jest kochany przez Ojca, który jest w niebie. Chrześcijaństwo nie miało programu zniesienia niewolnictwa jako systemu społecznego. Ale tak przemieniło sposób rozumienia świata, że to niewolnictwo upadło, niezależnie od rozmaitych uwarunkowań ekonomicznych, które o tym decydowały. – Odkąd Jan Paweł II skończył z praktykowaną przez stulecia zasadą, że wszystko w historii Kościoła było dobre, a przynajmniej uzasadnione dobrem religii, legło w gruzach sporo utartych wyobrażeń dotyczących Kościoła. – Jak wspaniale powiedział pewien mądry jezuita, Kościół mimo usilnych starań księży istnieje już 2 tys. lat. Jedna z anegdot na ten temat mówi o pertraktacjach między Stolicą Apostolską a Napoleonem w sprawie udziału papieża w koronacji Napoleona na cesarza. Papież stawiał twarde warunki, więc Napoleon się zdenerwował i zagroził: „No to ja was zniszczę i rozwiążę”. Na co pewien kardynał odparł: „Sire, my to próbujemy robić przez 1,8 tys. lat i nam się nie udało”. – Ta mea culpa Kościoła ma dla mnie dodatkowy wymiar. Wydaje się także podjętą przez papieża próbą położenia tamy tendencji do opierania wpływów Kościoła na władzy świeckiej. – Zdecydowanie tak. Taka jest teraz filozofia obecności Kościoła w świecie. Co nie oznacza nieobecności w sferze społecznej, czego papież jest przykładem. To nie oznacza zapędzenia Kościoła do zakrystii. Natomiast niewątpliwie wyłączenie ze sfery władzy w ścisłym tego słowa znaczeniu. Czyli władzy i pieniędzy. – W trudnym dla większości Polaków okresie transformacji ludziom jak powietrze potrzebny jest osobisty sukces. Tymczasem postawa Kościoła w tych sprawach jest ambiwalentna. „Błogosławieni cisi” – to jedno z błogosławieństw fundamentalnego dla chrześcijaństwa Kazania na Górze. – Przygotowując się do kazań, które wygłaszam w każdą niedzielę, zastanawiam się, co znaczy dziś dla nas „błogosławieni cisi”. Przecież wygrywają głośni! Nie tylko w złych sprawach, lecz także w sprawach dobrych. Przykład najnowszy – wydarzenia na Ukrainie. Co to znaczy „cisi”? W tej nowej sytuacji musimy sobie postawić mnóstwo konkretnych pytań o naszą tożsamość. Nie może być tak, że chrześcijanin się schowa gdzieś na pustyni i nie będzie uczestniczył w żadnych wydarzeniach. Powiedziane jest też „błogosławieni, którzy pragną i łakną sprawiedliwości”. To wielkie pytanie, jak się ma jedno błogosławieństwo do drugiego. Jak być cichym i jednocześnie dążyć do sprawiedliwości? To są pewne antynomie, które muszą być na nowo przemyślane w tej nowej sytuacji. – W pełnej medialnego zgiełku pustce, jaka zapanowała wokół nas w erze „końca ideologii”, ludzie, mimo iż mówi się wciąż o kryzysie religii, oczekują jednak czegoś od Kościoła. – W tej pustce pojawiła się nowość, która jest wielką szansą Kościoła – potrzeba pogłębionej duchowości. Młode pokolenie odkrywa religijność nie jako posłuszne uczestniczenie w pewnych obyczajach narodowych i społecznych… – …które sceptycy nazywają rytuałem… – …ale jako poszukiwanie odpowiedzi na potrzebę jakiejś duchowej prawdy. Stąd zainteresowanie mistyką, duchowością Wschodu. Proszę zwrócić uwagę na to, co robią jezuici podczas rekolekcji ignacjańskich. Walą na nie tłumy ludzi, przede wszystkim biznesmenów, którzy już mają pieniądze, ale poczuli pustkę, szukają. Kościoły dominikańskie – czy w Warszawie, czy tutaj, w Krakowie – są zapełnione młodzieżą, która nagle odkrywa, że liturgia to nie są wyłącznie puste gesty, lecz może być jakimś wydarzeniem i przygodą duchową. Przez cały adwent o wpół do siódmej rano, w ciemnościach, kościół jest pełen młodych
Tagi:
Mirosław Ikonowicz