Wielka wyrwa – rozmowa z Małgorzatą Szmajdzińską

Wielka wyrwa – rozmowa z Małgorzatą Szmajdzińską

Nie mamy, jako rodziny smoleńskie, szansy spokojnie przez tę żałobę przejść. Jesteśmy towarem, przez cały ten rok! O Jerzym Szmajdzińskim mówi żona, Małgorzata Szmajdzińska. Gdzie pani będzie 10 kwietnia? – W Warszawie oczywiście. Nie planuję żadnego wyjazdu. Byłam w Smoleńsku na pielgrzymce 10 października. Z dziećmi. Takie było założenie, że jeżeli pojedziemy, to w trójkę. To był znakomity pomysł, żeby pojechać, choć rozumiem rodziny, które nie były, z różnych powodów… Odwiedziliśmy to miejsce, bardzo chcieliśmy tam być, mimo że było to dla nas bardzo trudne, szczególnie podejście do wraku samolotu. Być może kiedyś jeszcze tam wrócimy, jeśli będzie np. odsłonięcie pomnika. Na pewno więc 10 kwietnia będziemy w Warszawie.  Przy grobie… – Jest bardzo dużo różnych elementów obchodów, więc nie mogę do końca powiedzieć, czy zdążę być wszędzie. Planujemy, że z córką pojadę rano na lotnisko, na płytę.  Na mszę… – Andrzej, nasz syn, zostanie z moją mamą. Będą na cmentarzu. Ale, z drugiej strony, gdy powoływaliśmy w Sejmie fundację imienia Jurka, wiele osób deklarowało, że przyjedzie do Warszawy, i że o 8.41 chce być przy jego grobie. Wiem, że będzie delegacja wojska, że będzie kompania honorowa. Jakoś to wszystko muszę połączyć. A przede wszystkim chcę uciec z domu. Ten dzień… Musimy przez to przejść, więc pewnie im więcej będzie obchodów, tym będzie nam łatwiej. Jeśli nas nie zostawią samym sobie – to tym lepiej.  Bo będziecie zajęci? – Mniej więcej tak jak przechodziliśmy przez Boże Narodzenie. Po prostu uciekliśmy z Warszawy, pojechaliśmy z przyjaciółmi do centrum konferencyjnego, 80 km od Warszawy. Tam było ze 200 osób na wigilii, harmider, masa dzieci, i zanim się obejrzeliśmy, już było po Wigilii. I bardzo dobrze.  10 kwietnia też będzie intensywnym dniem. – Będę także na Powązkach. Być może w archikatedrze. Pewnie wieczorem na koncercie, który jest planowany w Teatrze Wielkim. Jest jeszcze spotkanie w Belwederze z panią prezydentową…  Dobry samochód trzeba mieć, żeby wszędzie zdążyć. – Zaproponowano nam autokar. Ale wtedy pewnie bym nie miała szansy na to, żeby znaleźć godzinę, by być na grobie w Wilanowie… Był bardzo szanowany i lubiany. Doświadczam tego bez przerwy  Jest imponujące, że rok po śmierci przyjeżdżają na grób pani męża tłumy, że tak wiele osób ciepło go wspomina. W polskim życiu publicznym był postacią wyjątkową – nie znam osoby, która byłaby wobec niego wrogo nastawiona. – Był bardzo szanowany i lubiany. Powszechnie. Doświadczam tego bez przerwy, jeżdżę po kraju, wciąż to słyszę, dowiaduję się o nim nowych, wspaniałych rzeczy. Niedawno byłam w Złotoryi na turnieju tenisowym zorganizowanym dla dzieci. W czasie powoływania fundacji spotkałam się z ludźmi, którzy przyjechali z całej Polski, opowiadali mi, ile mąż zrobił, w co się angażował…  I otwierała pani szeroko oczy? – Wiedziałam o wielu inicjatywach, ale przecież nie opowiadał mi wszystkiego szczegółowo. Nie było takiej potrzeby. Ja go nie przepytywałam, a on nie był osobą gadatliwą. Jest cała masa jego pomysłów, inicjatyw, patronatów, gdziekolwiek się ruszę na Dolnym Śląsku, to wszędzie palce maczał mój mąż. Stypendia dla młodzieży, sfinansowanie kolonii… Nawet ten turniej tenisowy dla dzieci w Złotoryi – to on wcześniej temu patronował. Hala, w której grały, powstała dzięki pomocy męża. Niedługo jadę do Jeleniej Góry, będzie otwarcie hali i nadanie jej jego imienia. To był jego okręg wyborczy… – 20 lat był posłem! Z tego okręgu. To swoje robi. Ciężko na to zapracował. Kiedy oglądałam jego rozpiskę, plan spotkań w okręgu wyborczym, który przygotowała mu szefowa jego biura, to po prostu upchane maczkiem… Gdy jechał na te cztery dni, to nie miał chwili wytchnienia.  A rodzina? – Pogodziłam się z tym, że tyle czasu tam spędza. Uważałam, że tak trzeba, że to były ważne sprawy. Myślę, że dawałam mu ten komfort, że mógł spokojnie to wszystko robić.  Bo dom był na pani głowie? – Jestem samodzielna. Znajomi się śmiali: jak to, Jurek nawet nie decyduje, jaki samochód kupić? No nie, bo rzadko nim jeździł, w czasie wakacji. Więc ja decydowałam. Z wieloma rzeczami tak było.  Nie ma polityka, który mówiłby o nim źle. Nawet ci z PiS. – Dwie osoby mnie zaskoczyły. Najpierw

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2011, 2011

Kategorie: Wywiady