Wiemy, o co walczymy

Wiemy, o co walczymy

Warszawa 19,11,2016 r, Kongres Lewicy. N/z: Waldemar Witkowski - przewodniczacy - Unia Pracy. fot.Krzysztof Zuczkowski

Lewica to uznanie, że człowiek jest ważniejszy niż kapitał Waldemar Witkowski – przewodniczący Unii Pracy, wiceprzewodniczący Sejmiku Województwa Wielkopolskiego, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej im. Hipolita Cegielskiego w Poznaniu. Pan chyba zna Barbarę Nowacką i Adriana Zandberga od dziecka? – Od dziecka może nie, ale od bardzo dawna. Obydwoje działali w naszej młodzieżówce, Federacji Młodych Unii Pracy, byli w jej ścisłym kierownictwie i – co nie jest tajemnicą – blisko ze sobą współpracowali. Zacznijmy od Adriana Zandberga. Jak go pan zapamiętał? – Adrian od początku wyróżniał się radykalizmem. W czasie jednego z posiedzeń Rady Krajowej Unii Pracy złożył wniosek o zerwanie – w proteście przeciwko wysłaniu polskich wojsk do Iraku – koalicji rządowej z Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Po burzliwej dyskusji wniosek Adriana poparła mniej więcej jedna trzecia głosujących, ja też znalazłem się w tym gronie. Uważałem wejście do Iraku za pozbawione sensu i sprzeczne z wartościami, które głosiliśmy. Wiedziałem, że jeśli chcemy budować lewicę i nie tracić zaufania młodych ludzi, lepiej wyjść z koalicji, a nie trwać w niej i czekać na agonię. Dlaczego tamten wniosek przepadł? – Większość członków kierownictwa Unii Pracy miała interesy związane z pełnieniem funkcji wynikających z udziału w koalicji, ja sam byłem wicewojewodą wielkopolskim i miałem nadzieję dotrwać na tym stanowisku do końca kadencji. Czas pokazał, że Zandberg miał rację: Polska postąpiła wbrew większości państw europejskich, przesłanki interwencji w Iraku zostały przez Amerykanów spreparowane, Irak wciąż spływa krwią. To Zandberg miał rację, a Leszek Miller, który siedział w pierwszym rzędzie na Kongresie Lewicy, się mylił. – Tak wyszło, choć w rządzie dwie osoby, w tym Marek Pol z Unii Pracy, miały inne zdanie niż premier. Miller tłumaczył na posiedzeniu Rady Ministrów, że po deklaracji prezydenta i ministra spraw zagranicznych na temat wysłania wojsk do Iraku nie mógł postąpić inaczej. Cokolwiek by mówić, historia pokazała, że to był błąd. Adrian Zandberg wystąpił z Unii Pracy w 2005 r., a młodzieżówka, którą kierował, oderwała się od partii. – Izabela Jaruga-Nowacka, m.in. z córką Barbarą Nowacką, wzięła udział w przygotowaniu nowego projektu politycznego – Unii Lewicy. Iza odeszła z Unii Pracy, bo choć była jej przewodniczącą, nie miała poparcia większości zarządu. Musiała konsultować swoje decyzje, czuła się skrępowana, w dodatku była krytykowana za to, że choć sprawuje urząd wicepremiera, nie ma konkretnej sfery odpowiedzialności. Jej Unia Lewicy próbowała budować lewicowy program, tworzyła ją część młodych działaczy Unii wrogo nastawionych do SLD. Mimo to nie odniosła sukcesu. W tamtym czasie na lewicy panował totalny chaos. Pogubiona Unia Pracy poszła do wyborów parlamentarnych w 2005 r. z Socjaldemokracją Polską Marka Borowskiego i wraz z nią poległa. Z kolei Izabela Jaruga-Nowacka dostała się do Sejmu z listy SLD. Wkrótce potem krytykowana zrezygnowała z kierowania Unią Lewicy. Gdy w 2007 r. przygotowywaliśmy się do wspólnego udziału w wyborach w ramach koalicji Lewica i Demokraci, Iza znalazła się jako niezależny kandydat na posła wspierana przez Aleksandra Kwaśniewskiego, dostała jedynkę na Pomorzu. Usprawiedliwiała swój sojusz z SLD w 2005 r.: polityk musi być skuteczny, a o skuteczności decyduje obecność w parlamencie. Start kandydatów UL na listach LiD z poparciem SLD doprowadził do trwałego zerwania Zandberga z Izą. Adrian skupił się na działalności w stowarzyszeniu Młodzi Socjaliści założonym przez część członków dawnej Federacji Młodych Unii Pracy. W ubiegłym roku odniósł podwójny sukces: partia Razem uzyskała przeszło trzyprocentowe poparcie i udaremniła wejście do Sejmu starym działaczom SLD, których tak bardzo nie lubi. – Bardziej jestem w stanie zrozumieć Adriana niż doświadczonych polityków Socjaldemokracji Polskiej, Polskiej Lewicy oraz Wolności i Równości, którzy chcieli podstawić nam nogę w ubiegłorocznych wyborach, zakładając konkurencyjny komitet Zjednoczonej Lewicy. Ostatecznie nie zebrali wystarczającej do rejestracji liczby podpisów i oznajmili, że w wyborach poprą Platformę Obywatelską… Może gdyby te ugrupowania zachowały się inaczej, lewica byłaby dziś w Sejmie. Cieszę się, że zreflektowały się po wyborach – wszystkie uczestniczyły w Kongresie Lewicy. Czy wynik wyborczy Razem zaskoczył pana? – Nie, ponieważ FMUP była bardzo sprawna organizacyjnie, urządziła wiele udanych akcji, potrafiła robić politykę na ulicy.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 48/2016

Kategorie: Wywiady