ABW kontra WSI – gry i zabawy szpiegów polskich Mamy festiwal służb specjalnych. Najpierw dostało się Zbigniewowi Siemiątkowskiemu, obecnemu szefowi Agencji Wywiadu, byłemu szefowi UOP. Raz w sprawie Orlenu, a także na okoliczność wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który nakazał przywrócenie do pracy zwolnionych przez Siemiątkowskiego i Barcikowskiego oficerów UOP. Potem padło na szefa WSI, gen. Marka Dukaczewskiego. On także dostał dwa uderzenia. Pierwsze – kiedy media ujawniły, że zgłaszał zastrzeżenia do generalskiej nominacji wiceszefa ABW, płk. Mieczysława Tarnowskiego. Drugie – gdy „Rzeczpospolita” napisała, powołując się na poprzednika Dukaczewskiego, gen. Tadeusza Rusaka, że w Kancelariach Prezydenta i Premiera pracuje kilkunastu oficerów WSI pod tzw. przykryciem. Czy ktoś gra służbami, czy też one grają same? A jeżeli grają służby, to które? Na te pytania można tylko próbować odpowiedzieć. Aczkolwiek nie sposób nie zauważyć, że awantury wybuchające wokół służb specjalnych w wielkim stopniu mają charakter sezonowy. Każda zmiana władzy, przesilenie polityczne, perspektywa nowego rozdania kadrowego owocują mniejszymi lub większymi aferami i oskarżeniami. Jakąś grą. I wszystko wskazuje, że tak jest i teraz. Rozdanie cywilne Jeśli chodzi o cywilne służby specjalne, mamy tu przynajmniej trzy ośrodki, które próbują coś ugrać. Pierwszy jest skupiony w Platformie Obywatelskiej, wokół Jana Rokity i Konstantego Miodowicza. Drugi to PiS, gdzie rolę wykonawcy zamierzeń braci Kaczyńskich odgrywa Zbigniew Wassermann. Trzecim ośrodkiem jest grupa byłych funkcjonariuszy UOP, skupiająca się w Stowarzyszeniu Magnum oraz wokół byłego szefa UOP, Zbigniewa Nowka. Łączy ich jedno – krytyka obecnych służb i zapowiedzi, że po przejęciu władzy przez koalicję PO-PiS w ABW i Agencji Wywiadu zostaną przeprowadzone czystki. Dzielą – pomysły, jak to wszystko ma wyglądać, czyli kto dostanie więcej z tego tortu. W każdym razie, póki co, w sprawie przyszłości służb cywilnych najwięcej do powiedzenia mają Jan Rokita i jego przyjaciel z czasów studenckich, Konstanty Miodowicz. Obaj działali w NZS i organizacji Wolność i Pokój. Po roku 1989 Rokita poszedł do polityki, a Miodowicz, a także inni chłopcy z ich paczki – Bartłomiej Sienkiewicz, Wojciech Brochwicz i Marek Sadowski – do nowo tworzonego UOP. Te więzi sprzed kilkunastu lat przetrwały. Tygodnik „Wprost”, pisząc parę miesięcy temu o sztabie Rokity, na eksponowanych miejscach wymienił nazwiska Miodowicza, Sienkiewicza, Brochwicza i Sadowskiego. I trudno wątpić, że w przypadku zwycięstwa PO te osoby nie będą decydowały o służbach specjalnych. W kręgach PO mówi się otwarcie, że w przypadku zdobycia władzy zostanie odtworzona instytucja ministra koordynatora ds. służb. I to stanowisko obejmie Miodowicz. Szefem Agencji Wywiadu ma być Bartłomiej Sienkiewicz (ma za sobą stanowisko zastępcy szefa wywiadu, no i długie szefowanie Ośrodkowi Studiów Wschodnich). Natomiast ABW, w myśl tych zamierzeń, ma być podzielona na Agencję Kontrwywiadu (jej szefem byłby Wojciech Brochwicz) oraz Agencję Antykorupcyjną. AA powstałaby z Zarządu Ochrony Ekonomicznych Interesów Państwa ABW i z CBŚ. Kto byłby jej szefem? Tu padają różne nazwiska. Także Zbigniewa Nowka, bo z jego grupą Rokita z Miodowiczem będą musieli się ułożyć. Pytanie tylko, na jakich warunkach. Najpewniej na takich, jak ułożył się Zbigniew Siemiątkowski z organizacją grupującą byłych funkcjonariuszy UOP, zwolnionych w latach 1997-1998. Z grupy kilkuset osób do służb wróciło kilkanaście, tytułem spłacania starych długów. Reszcie podziękowano… Ten wariant jest o tyle prawdopodobny, że powrót „nowkowców” do służb w dużym stopniu by zdestabilizował je, a przede wszystkim stworzyłby strukturę zupełnie niezależną od kierownictwa… Wzięciem Agencji Antykorupcyjnej zainteresowane jest również PiS. Ale czy ją dostanie? Jedni politycy Platformy zapewniają, że jest to pomysł na koalicjanta i na podział zadań w przyszłym rządzie – Platforma zajęłaby się gospodarką, finansami i sprawami międzynarodowymi, PiS – bezpieczeństwem. Drudzy pukają się w czoło, przypominając, jak Lech Kaczyński „powiózł” działaczy PO w Warszawie przy okazji tzw. afery mostowej. Pamiętajmy też, że owo dzielenie służb specjalnych odbywa się w cieniu dawnych spraw. Bracia Kaczyńscy pamiętają sprawę „szafy płk. Lesiaka”, i tego, że funkcjonariusze kontrwywiadu zrywali plakaty informujące o demonstracji PC 4 czerwca 1993 r. Lech
Tagi:
Robert Walenciak