Jeżeli ginekolog nie chce robić aborcji, kiedy kobieta jest w takiej sytuacji jak ja, to nie powinien być ginekologiem Marina Jaworska ma 30 lat, z pochodzenia jest Ukrainką, w Polsce mieszka od dwóch lat, pracuje jako fryzjerka. Pod koniec lutego 2022 r. zrobiła test i dowiedziała się, że jest w ciąży. Ze swoim partnerem nie planowali jeszcze dziecka, była zaskoczona, ale szybko pojawiła się radość. Zaczęli snuć plany, rozmawiali, jak zmieni się ich życie. – Na początku marca 2022 r. poszłam na pierwszą wizytę do ginekologa. Lekarza znalazłam przez popularną aplikację. Szukałam ginekologa, który mówi po rosyjsku lub ukraińsku. Chciałam, żeby było mi łatwiej wszystko zrozumieć, wtedy jeszcze nie mówiłam zbyt dobrze po polsku. Umówiłam się na pierwszą wizytę, ten lekarz przyjmował w prywatnym gabinecie w centrum Warszawy. Czy cokolwiek zaniepokoiło cię w czasie tej pierwszej wizyty? – Nie, absolutnie nic. Lekarz zrobił USG, potwierdził ciążę, to był ósmy tydzień. Ze wzruszenia miałam łzy w oczach. Kiedy wróciłam do domu, z tych wszystkich emocji nawet wystawiłam temu lekarzowi dobrą opinię w internecie. Rozmawiałaś z tym lekarzem po polsku czy po rosyjsku? – Trochę tak, trochę tak. Zlecił mi badania, zrobiłam je i pojawiłam się u niego z wynikami mniej więcej po dwóch, trzech tygodniach. Wtedy znów zrobił USG. Zapytałam go, czy wszystko w porządku, potwierdził, że tak, dziecko rozwija się prawidłowo. Co się wydarzyło potem? – Na kolejne USG umówiłam się w 17. tygodniu, w maju, wtedy już można było zobaczyć tę wadę. Lekarz po kolei pokazywał mi na monitorze wszystkie narządy, brzuszek, nóżki, powiedział też, że prawdopodobnie to będzie dziewczynka. W pewnym momencie zapytałam go o główkę dziecka, bo sam nic nie mówił. Chwilę milczał, ale wytłumaczył, że dziecko jest ruchliwe i nie może zobaczyć. W końcu jednak powiedział, że jest główka, w opisie badania wpisał wszystkie parametry, w tym również rozmiar główki. Widziałam w reportażu TVN nagranie z tej wizyty. Dlaczego wszystkie wizyty nagrywałaś? – Chciałam, żeby obejrzał je mój partner. Kiedy chodziłam na wizyty, on za każdym razem był w pracy. Nagrywałam za zgodą tego lekarza, wcześniej zapytałam go, czy mogę to zrobić, a on nie miał nic przeciwko. Później oglądałam te nagrania wiele razy, zastanawiałam się, czy coś przeoczyłam, źle zrozumiałam. Ale nic takiego nie było. Kiedy usłyszałaś, że dziecko nie ma główki? – Dopiero pod koniec lipca, podczas kolejnego badania, ciąża zbliżała się już do trzeciego trymestru. Wcześniej umówiłam się z ginekologiem na NFZ, w szpitalu w Piasecznie. Byłam wtedy już ubezpieczona [wcześniej pani Marina nie miała pracy i ubezpieczenia zdrowotnego – przyp. I.K.]. Poszłam do niego z opisami poprzednich badań USG, wynikami krwi, moczu. Obejrzał wszystko, zbadał na fotelu i dał mi skierowanie na USG trzeciego trymestru, mogłam je wykonać na NFZ, ale nie byłam w stanie się tam dodzwonić, dlatego umówiłam się na wizytę do lekarza, który robił moje wszystkie poprzednie USG. Poszłam do niego z mamą partnera. Robił wtedy USG nie tylko po brzuchu, ale też waginalne. Właśnie wtedy powiedział, że nie widzi główki i muszę zrobić badania u lekarza, który prowadzi ciążę. Wtedy już nie wpisał rozmiaru główki. Wyszłam od niego zdenerwowana, ale miałam nadzieję, że może się pomylił, że jednak wszystko jest w porządku. (…) Co wtedy zrobiłaś? – Znalazłam ginekolożkę, Ukrainkę. Ona pracowała w takim centrum medycznym, gdzie przyjmują tylko lekarze z Ukrainy. Poszłam na badanie 5 sierpnia. Kiedy zaczęła mi robić USG, zobaczyłam, że jest przerażona. Zapytała mnie, czy żaden lekarz wcześniej mi nic nie powiedział. I wtedy usłyszałam, że dziecko naprawdę nie ma główki i że ma jeszcze inne wady, rozszczep kręgosłupa. Zaczęłam płakać, dostałam leki. Nie mogłam tego sobie wyobrazić, pytałam ją, czy to się leczy, co można zrobić, jaka jest opieka. Powiedziała, że dziecko nie ma żadnych szans i nie przeżyje. (…) Moja przyjaciółka, Polka, która przez cały czas mnie wspierała, skontaktowała się wtedy ze swoim ginekologiem i on doradził, żebym umówiła się na badanie u pani prof. Marzeny Dębskiej. Kilka dni później byłam już u niej w gabinecie. Pani profesor zaczęła robić USG i zobaczyłam, że płacze. Już wiedziałam, że jest bardzo źle. Potwierdziła, że dziecko cierpi na bezczaszkowie. Zapytała mnie, czy może zrobić









