Wołanie na Puszczy Bydgoskiej

Wołanie na Puszczy Bydgoskiej

Przez bezcenne przyrodniczo źródlisko w środku lasu wytyczono nową drogę. Wbrew opiniom ekspertów

Chciałoby się wierzyć, że tragedia Odry czegoś nauczy. Obrońcy źródliska w Puszczy Bydgoskiej nie mają jednak złudzeń. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad niczego nie chce się nauczyć.

Puszcza Bydgoska nie dorównuje rangą Białowieskiej. Nie ma tu pozostałości pierwotnego lasu, nie ma żubrów, nie przyjeżdżał na polowania ostatni car Rosji. Piachy i sosny. Jedyne, co swego czasu uczyniło ją sławną, to batalia sprzed ponad 20 lat o maszt radiowy Programu I Polskiego Radia, który ostatecznie stanął w jej środku, bo referendum wygrali jego zwolennicy.

Nie ma co się łudzić, że teraz w obronie puszczy zjadą z całej Polski ludzie, by się przykuć łańcuchami do drzew, jak to robili w Białowieży i dolinie Rospudy. Ale czy nie zrobią tego lokalni obrońcy przyrody? Bardzo prawdopodobne, że zostaną do tego zmuszeni. Puszcza Bydgoska ma bowiem skarb, a precyzyjniej – dwa skarby, z których jeden jest bezpieczny, a o drugi walczą z determinacją. Pierwszy to źródlisko Rudy i nie ma tu zagrożenia; ten drugi to źródlisko Wypaleniska, które ma rozjechać nowa droga. Bo tak zaplanowała sobie Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, za przyzwoleniem Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Bydgoszczy (decyzję środowiskową podpisała Maria Dombrowicz) i poparciu GDOŚ. Bo tak wyrysował na mapie projektant z Katowic, który Puszczy Bydgoskiej nie widział na oczy, a o źródlisku nie słyszał. Nie pomagają argumenty o okaleczeniu, rozkopaniu cennych terenów i wycięciu hektarów lasu. Ze zdaniem lokalnej społeczności nikt się nie liczy. Z ekspertami także.

Wodopój

Moim przewodnikiem do źródliska w Wypaleniskach jest Tomasz Głowski, prawnik, mieszkaniec Solca Kujawskiego. Kiedyś wolał, by mało kto o tym miejscu wiedział, bo po co straszyć zwierzęta, dewastować ściółkę. Teraz chętnie pokazuje, by ludzie wiedzieli, co mogą stracić na zawsze.

Skarpa na obrzeżach Puszczy Bydgoskiej. Graniczy z podsoleckimi osadami Makowiska i Otorowo. Wysoka jest na ok. 20 m, długa na 250-300 m. Na całej długości i szerokości tej ściany wypływa z ziemi setka albo i więcej źródełek czystej, natlenionej wody, niezamarzającej zimą, która podziemnymi kanałami wpada do niedalekiej Wisły. Zanim jednak zasili wody podziemne i największą polską rzekę, tworzy u stóp skarpy strugę – wodopój dla zwierząt. Zbudowano tu cztery zastawki, za unijne pieniądze zresztą, by woda nie uciekała tak od razu w głąb ziemi.

Miejsce to robi niesamowite wrażenie. Wokół zwykły, przemysłowy las sosnowy, a tu mikroklimat, intensywna zieleń. Dorodne drzewa: olchy, jesiony, dęby, jawory, stuletnie sosny, których wysokość dorównuje tym rosnącym na górze.

– To miejsce mało kto zna – mówi Tomasz Głowski. – Pokazał mi to cudo z osiem lat temu ówczesny nadleśniczy Jakub Siedlecki. Jest dzikie, nie prowadzi do niego na szczęście żaden szlak spacerowy po puszczy, żadna ścieżka dydaktyczna. Co innego Rudy, które mają status użytku ekologicznego. Tam to wszystko jest. Tu przychodzą tylko napić się wody sarny, jelenie, lisy, dziki, łosie, może wilki. To jedyne, oprócz źródliska w Rudach, miejsce w Puszczy Bydgoskiej, gdzie mają wodę. I ten jedyny wodopój w tak wielkim lesie ludzie chcą im zniszczyć. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad udaje, że tego miejsca nie ma, nawet Naczelny Sąd Administracyjny chce o tym przekonać.

Po drugiej stronie życiodajnej skarpy dziura w ziemi. To stara żwirownia, skąd wydobywano kruszywo. Teren całkowicie zdegradowany. Za nim wysypisko popiołów poprzemysłowych. Tamtędy mogłaby przebiegać nowa trasa. Tym bardziej że po drodze znajduje się wysypisko śmieci dla bydgoskiej firmy ProNatura, do którego był dogodniejszy i tańszy dojazd.

Głową w mur

– Nikt w Solcu nie neguje, że nowa droga jest potrzebna – to słowa burmistrz Teresy Substyk. – Jest konieczna. Tę, którą mamy, nazwano drogą śmierci. Jeśli przez miasto jedzie karetka na sygnale, to pierwsza myśl, że znów był wypadek na dziesiątce i są kolejne ofiary. Nowa droga tak, ale nie trasą, którą GDDKiA sobie wymyśliła. Ktoś na mapie pociągnął kreskę, bo mu tak pasowało, i mamy się cieszyć. Myśleliśmy, że pójdą po śladach starej, poszerzą pobocza, może drobna korekta, modernizacja. Jak ludzie zobaczyli, co nam szykują, zaczęły się protesty, odwołania.

– Ręce opadają – Elżbieta Wysocka, prezeska Stowarzyszenia Rozwoju Solca Kujawskiego, nie wie, co jeszcze można by zrobić. Dotychczasowa obrona Wypalenisk to dla niej oprócz satysfakcji moralnej stracony czas, zszargane nerwy i spore koszty. Kiedy w październiku 2017 r. na spotkaniu z przedstawicielami GDDKiA mieszkańcy wyraźnie powiedzieli, że nie chcą drogi w wersji im przedstawionej, zaczęła działać. Dla niej było oczywiste, że jeśli projekt nie zostanie poprawiony, dojdzie do dewastacji przyrody. Jako dyrektorka szkoły organizowała wyprawy do puszczy, w 2010 r. opracowała projekt „Tajemnice Puszczy Bydgoskiej” – dzieciaki robiły zdjęcia ptaków, roślin, zwierząt, powstał piękny album z ich pracami. Z byłym nadleśniczym Jakubem Siedleckim doprowadziła do powstania leśnej ścieżki w Rudach.

W lutym 2018 r. jej stowarzyszenie przedstawiło GDDKiA projekt trasy, która omijałaby źródliska. Odpowiedź była szybka: przebiegi drogi ekspresowej wybrane przez drogowców są optymalne i koniec. Kiedy w maju zeszłego roku GDDKiA poinformowała, że obstaje przy swoim, Elżbieta Wysocka i jej stowarzyszenie wystosowali protest do Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu (i wszystkich świętych – mówi z ironią prezeska) przeciwko temu, co robi Generalna Dyrekcja. Napisali, że proponują własny projekt, który omija źródliska, strugi i stawy. Na apel o wsparcie nie odpowiedzieli bydgoscy europosłowie Kosma Złotowski (PiS) i Radosław Sikorski (PO) ani posłowie (z PiS) Tomasz Latos, Ewa Kozanecka, Piotr Król, Łukasz Schreiber.

Wysocka nie złożyła broni. W ubiegłym roku przewodniczący parlamentarnego zespołu do spraw budowy drogi S10 obiecał, że zjawi się w Solcu na tzw. spotkaniu wyjazdowym. Miejscowi wszystko pozałatwiali, poseł nie przyjechał. No to ona wprosiła się na posiedzenie do Warszawy i w grudniu ub.r. po raz kolejny zaprotestowała przeciwko praktykom GDDKiA, przekonując do trasy, która będzie omijać źródliska oraz wysypisko śmieci. Towarzyszył jej Andrzej Hoffman, autor tego alternatywnego projektu, obecni byli eksperci z tytułami naukowymi. I cisza.

Eksperci kontra cała reszta

Opinia prof. dr. hab. Marka Bednarczyka z Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego (obecnie Politechnika Bydgoska) z końca listopada 2020 r. została przez GDDKiA zlekceważona. Profesor wykonał ją na zlecenie Drobeksu, zakładu jajczarsko-drobiarskiego, ponieważ zachodziła obawa, że droga, jaką wytyczono, może zakłócić pracę zainstalowanych tam bardzo czułych, kosztownych urządzeń. Napisał w niej: „Należy jednoznacznie stwierdzić, że realizacja planowanej trasy drogi (…) nosi znamiona biohazardu” (zagrożenie biologiczne).

Na zlecenie gminy Solec Kujawski ekspertyzę hydro-geotechniczną źródlisk w Wypaleniskach przeprowadzili naukowcy z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, prof. dr hab. inż. Maciej Kordian Kumor i prof. dr hab. Andrzej Sadurski. Nosi ona datę 11 lutego 2022 r. i jest druzgocąca dla projektantów S10 na odcinku Emilianowo-Solec Kujawski. Uczeni stwierdzili, że najwrażliwszym rejonem dla lokalizacji pasa drogowego S10 według koncepcji Generalnej Dyrekcji jest właśnie teren źródlisk – obszar o najwyższych walorach środowiskowych, wodnych i hydrogeologicznych. Wymaga on specjalnej ochrony m.in. ze względu na strefę zasilania zasobów wysokiej jakości wód pitnych, prawnie chronioną. Ale to nie wszystko. Eksperci stwierdzili, że to najtrudniejszy technicznie i najdroższy w realizacji wariant przebiegu drogi ekspresowej. Korekty wymaga odcinek długości ok. 9,1 km. Proponowany przez ekologów przebieg drogi miałby taką samą długość i byłby tańszy.

Jak widać, decydentów nie obchodzi, że za ich sprawą naruszone zostaną obszary źródliskowe potoków Rudy i cieku z Wypalenisk w rejonie wydm Puszczy Bydgoskiej, w bezpośrednim sąsiedztwie Solca Kujawskiego. Czyżby pieniądze również nie grały roli? Ta ekspertyza przedstawiona została przez profesorów na ubiegłorocznym posiedzeniu parlamentarnego zespołu ds. budowy drogi S10.

Nie trafia też do drogowców inny argument. W styczniu br. ornitolożka Monika Wójcik-Musiał z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, wiceprezes Towarzystwa Przyrodniczego Kawka, przygotowała opinię ornitologiczną. Czytamy w niej: „Teren stanowi miejsce rozrodu, żerowania i odpoczynku kilkudziesięciu gatunków ptaków objętych ochroną. Z uwagi na występowanie licznych źródeł niezamarzających zimą stanowi całoroczny wodopój dla ptaków, jak i innych zwierząt”.

I jeszcze jeden głos. W opinii botanicznej (styczeń br.) dr hab. Katarzyna Marcysiak, profesor Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, zwróciła uwagę, że lekceważenie przez GDDKiA nakazów ochrony przyrody spotka się z dezaprobatą społeczną. Pani Profesor! Oni, jak wynika z dotychczasowych zachowań, tej dezaprobaty się nie boją. Ekspertyzy? Swoich nie mają, cudzych nie szanują.

Ograć NSA

O ile Elżbieta Wysocka wyczerpała już wszelkie skuteczne według niej możliwości walki, o tyle Tomasz Głowski i Beata Woźniacka, prezeska Fundacji JeKo (Jak Jeż z Kotem), nie odpuszczają. Już kilka lat walczą z determinacją i poświęceniem, toteż zapowiadają, że walczyć będą do końca. – Najpierw drogą prawną, potem się zobaczy. Nawet gdyby trzeba było przykuć się do drzewa – śmieje się pan Tomasz. Ale może nie trzeba będzie, bo miejscowi zapowiedzieli już blokadę ciągnikami i szykują się do starcia.

– Źródło jest rzeczą świętą – denerwuje się pani Beata. – San wysycha, Odra zatruta, a GDDKiA pozwala sobie na ingerencję w źródła, których nie wolno ruszać. Nie mają prawa niszczyć Wypalenisk. Dojdzie do tego, że będziemy miastem nad Wisłą, które wodę bierze z beczek.

Czego już nie próbowali! W 2013 r., kiedy w mieście powstał komitet społeczny, chodzili po ludziach, zbierali podpisy. Były banery rozwieszane przy drodze, założyli stronę internetową „S10 można inaczej”, organizowali marsze, spacery po puszczy.

W jednym z takich spacerów uczestniczyli Justyna i Marcin, 30-latkowie z Bydgoszczy. Dowiedzieli się o nim z internetu, a że oboje są zaangażowani w walkę o środowisko, wybrali się z poparciem do Solca. – To nie była żadna manifestacja ani protest, tylko bardzo fajny spacer do źródlisk, bo ludzie nie mieli pojęcia, że coś takiego jest w ich lesie – opowiada Marcin. – Bez krzyków, propagandy. W spacerze brali udział młodzi, starsi, rodzice z dziećmi na rowerkach, rowerzyści. Spotkaliśmy tam myśliwych, z którymi mamy na pieńku. Tym razem im odpuściliśmy. Zaprosili nas na grilla, podziękowaliśmy. Jesteśmy weganami.

Przyszedł czas na walkę w sądach. Ponad rok temu Fundacja JeKo jako jedna z wielu złożyła skargę na decyzję Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, która zdawała się nie dostrzegać, że Wypaleniska istnieją. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie ją odrzucił, podobnie jak pozostałe. 30 czerwca br. skarga kasacyjna JeKo trafiła do Naczelnego Sądu Administracyjnego. W odpowiedzi na nią odezwali się drogowcy, a nie ochrona środowiska, i to, co zrobili, jest jednym wielkim oszustwem. W miejsce Wypalenisk i w piśmie, i na mapce, którą załączyli, podstawili źródlisko w Rudach, które faktycznie planowana droga omija. Zagranie prymitywne, ale może liczyli, że sąd nie dość starannie przeanalizuje materiał dowodowy i da się złapać na matactwa.

– Oni zakłamują rzeczywistość, zresztą kłamią od samego początku – Beacie Woźniackiej znów puściły nerwy. 8 września wraz z Tomaszem Głowskim jako fundacja złożyli w tej sprawie pismo procesowe do NSA. Znalazły się tam takie stwierdzenia: „Postępowanie inwestora, który z uporem godnym lepszej sprawy stara się pominąć fakt istnienia źródlisk na Wypaleniskach, ocenić trzeba (…) jako zdumiewającą i nieskuteczną próbę zatajenia okoliczności faktycznych, mających kluczowe znaczenie dla rozstrzygnięcia. (…) Całokształt argumentacji inwestora (…) powinien zostać oceniony jako nielojalny fortel erystyczny, który zmierza do wywarcia przez inwestora presji na NSA oraz oderwania kontroli sądowo-administracyjnych od istoty rozstrzygnięcia w niniejszym postępowaniu”.

*

Solec Kujawski jest bliskim sąsiadem bydgoskiej dzielnicy Łęgnowo. A Łęgnowo to Zakłady Chemiczne Zachem – największa bomba ekologiczna w Polsce (więcej na ten temat w PRZEGLĄDZIE nr 39/2022). Doszło tam do skażenia wód podziemnych. W tych stronach każdą kroplę wody powinno się szanować.

Fot. Grażyna Ostropolska

Wydanie: 2022, 41/2022

Kategorie: Ekologia

Komentarze

  1. Anonim
    Anonim 17 listopada, 2023, 03:17

    Banda przestępców i szkodników Polski.
    Czy to aby nie obca agentura???😡

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy