Czy wiemy, jakie źródła ma wolność? Potoczny entuzjazm podpowiada, że wolność po prostu jest. Zgodnie z nawykami, które utrwaliła kultura konsumpcji, jest ona traktowana jako artykuł codziennego użytku. Nie zastanawiamy się na ogół nad tym, jaką ma cenę i czego od nas wymaga. W zamierzchłych czasach przekonywano wprawdzie, że wolność jest dramatem, trudem, staraniem, że ma swój aspekt tragiczny. Przypominano Antygonę, która postawiła prawdę własnego serca ponad prawami narzuconymi przez otoczenie, ale któż by o tym dziś myślał. Wolność stała się hasłem osłaniającym konformistyczną rutynę – tuzinkowe nadzieje związane z dążeniem do przyjemności. Uwierzyliśmy, że istnieje jakiś wielki portal podarunkowy, Amazon wolności, w którym składać można zamówienia, tak jak w listach do św. Mikołaja. Nie martwi nas nawet fakt, że polityka inwigilacji – flagowy projekt cyfrowego kapitalizmu, wykorzystującego naszą tożsamość jako surowiec – postawiła zasadę indywidualnej wolności na równi pochyłej perwersji i omamienia. Perwersja rozkwita. Doszło np. do tego, że pewien tygodnik postanowił nagradzać pogardę wobec wolności tytułem Człowieka Wolności. Witamy w świecie Orwella! Odrzucając semantyczne prowokacje, postawmy proste pytanie: jak postępują ludzie wolni, jaką drogą kroczą? Moim faworytem był zawsze cynik – Diogenes z Synopy. Nikomu się nie kłaniał, nikomu nie starał się podobać – nikt nie miał nad nim władzy. Mieszkał w beczce, nie pragnął zbyt wiele. Gdy stanął nad nim Aleksander Macedoński – zdobywca połowy świata – ze słowami: „Proś mię, o co chcesz!”, odrzekł: „Nie zasłaniaj mi słońca”. Przechodząc na nieco inne tory, zaznaczmy, że św. Augustyn (podejmując przesłanie Ewangelii) ostrzegał: bogactwo jest ciężarem, stajemy się niewolnikami własnych skarbów. Idąc w tym kierunku, postawię teraz tezę następującą: przyjmowanie korzyści, które partia rządząca zapewnia dziś swoim poplecznikom, jest w istocie aktem poświęcenia, ofiarą. Beneficjenci programu Willa+ dali tak naprawdę przykład chrześcijańskiej pokory i miłosierdzia. Jako męczennicy wzięli na siebie ciężar posiadania bogactw. Ich imiona wypadałoby umieścić w martyrologicznym kanonie upamiętnienia. Bądźmy uczciwi: na co wydawalibyśmy pieniądze, których – jak tłumaczył kiedyś prezes NBP – mamy w istocie za dużo (i wszyscy chcą je od nas pożyczać)? Przecież nie na szkoły, po co obarczać je tak dokuczliwym ciężarem. Wracając do Diogenesa – filozof gardził bogactwem i odrzucał jego splendory. Czasami robił to w sposób brutalny. Gdy w pewnym wykwintnym domu ktoś pouczał go, że nie należy pluć na podłogę, splunął mu w twarz, mówiąc: „Oto miejsce najbardziej odpowiednie”. Kto wie, może w ten właśnie sposób – w pogardzie dla bogactwa – powstaje przestrzeń wolności? W istocie mamy do czynienia z wielkim dylematem, z wahaniami, które odnajdujemy u podstaw refleksji związanej z tradycją liberalizmu. Czy dążenie do wygód i bogactw można pogodzić z wolnością? Czy w fundamentalnej regule utylitaryzmu: jak najwięcej szczęścia dla jak największej liczby ludzi, nie odzywa się jakaś niebezpieczna pokusa? Pamiętajmy: obietnice wzbogacenia – mamidło dobrobytu – to charakterystyczny wątek w programach wszystkich despotów. Rzecz jest nam znana z własnego podwórka. Rządzący mamią, wabią, kuszą. Zapewniają: nakarmimy was, będziecie tak samo bogaci jak „ci” na Zachodzie (bardzo to przypomina buńczuczne deklaracje Chruszczowa: „Dogonimy i przegonimy”), ale nie przeszkadzajcie nam, nie wtrącajcie się. Zygmunt Bauman przekonywał przed laty, że nasze pragnienie wolności zostało zasymilowane przez chęć posiadania – utożsamiliśmy je z rozmaitością, ze swobodnym wyborem w czasie zakupów. Czy nie miał racji? Komu jest dziś jeszcze potrzebna wolność Antygony, Diogenesa, Giordana Bruna? Na progu nowego roku akademickiego przypomnijmy zdanie jednego z najwybitniejszych polskich uczonych – socjologa Stanisława Ossowskiego – który „brak posłuszeństwa w myśleniu” traktował jako cnotę kardynalną, leżącą u podstaw akademickiego etosu. Zastanówmy się – jaki sens ma transakcja: obfitość w zamian za posłuszeństwo? Przekora jest cnotą – wolność domaga się przekory, mądrość domaga się przekory. Jeśli odrzucimy przekorę, pozostanie nam potakiwanie. Będziemy powtarzali to, co wszyscy i tak już wiedzą. Przekora (prowadząca często do ubóstwa, bo, jak głosi przysłowie, najwięcej zyskuje „pokorne cielę”) jest częścią ceny, którą za wolność trzeba zapłacić. Domaga się ona buntu, sprzeciwu. Popatrzmy









