Wolny marsz Szwajcarek

Wolny marsz Szwajcarek

W bogatej Szwajcarii kobiety mają pod górę   Korespondencja z Zurychu   Appenzell Innerrhoden, najmniejszy szwajcarski kanton, słynie nie tylko z produkcji pikantnego sera Appenzeller. To tu kobiety otrzymały prawa wyborcze w 1990 r.! Jako ostatnie w Europie. Szwajcarki pod względem obecności w polityce dogoniły już inne państwa, a trzy lata temu zdobyły nawet większość w rządzie. Teraz przed nimi szczyty biznesu oraz nauki. I największe, jak wszędzie, wyzwanie, czyli łączenie kariery z rolą matki. Bogata Szwajcaria nie ułatwia tego kobietom. Niedawno darmowa gazeta „20 Minuten” – o największym nakładzie w kraju – opisała historię świetnie wykształconej prawniczki (studia w Szwajcarii i USA), która zrezygnowała z pracy, by zająć się wychowywaniem córki. Jak przekonywała bohaterka, w pracy na pół etatu nowe obowiązki okazały się poniżej jej kwalifikacji, a opłata za przedszkole pochłaniała niemal połowę pensji. Ponadto, co w Szwajcarii jest niemal standardem, pani S. musiała odbierać dziecko w porze lunchu, przygotować mu obiad i odprowadzić do przedszkola, co utrudniało jej organizację czasu pracy. Teraz zajmuje się smażeniem naleśników i czytaniem córce bajek w kilku językach. Na utrzymanie zarabia mąż, finansista. Historia znalazła się w bulwarówce, bo wydaje się absolutnie typowa. Urodzenie dziecka to dla Szwajcarek, podobnie jak dla kobiet z innych państw, najtrudniejszy moment w przebiegu kariery zawodowej. Niestety, nie są wtedy specjalnie wspierane przez państwo, które akurat na wydatki socjalne mogłoby sobie pozwolić. – Szwajcaria to liberalny i konserwatywny kraj, który nie inwestuje dużo w opiekę instytucjonalną nad dziećmi, a tradycyjne wartości, podobnie jak system podatkowy i rodzaj zabezpieczeń socjalnych, faworyzują model z tradycyjnym żywicielem rodziny, czyli mężczyzną – mówi dr Gesine Fuchs, politolożka wykładająca m.in. na uniwersytecie w Bazylei. Trzeba przyznać, że Szwajcarki są aktywne zawodowo niemal tak jak panie w przodujących w większości kobiecych rankingów Szwecji czy Norwegii. 61% kobiet pracuje lub szuka pracy – dla porównania w Polsce 49% (GUS 2012). Konfrontacja z mężczyznami zdecydowanie jednak pogarsza ten obraz. – Kobiety wypadają znacznie gorzej nie tylko pod względem aktywności zawodowej, ale też pozycji zajmowanej w pracy czy wysokości zarobków – zaznacza Sylvie Durrer, dyrektor departamentu w Federalnym Biurze ds. Równości Kobiet i Mężczyzn. – Nawet jeśli są dobrze wykształcone i mają duże doświadczenie zawodowe, wciąż stosunkowo niewiele zajmuje kierownicze stanowiska – dodaje. W zarządach jest zaledwie 9% kobiet (w Polsce 13%). Wśród pracowników zarabiających miesięcznie powyżej 8 tys. franków netto zaledwie 15% (szwajcarskich zarobków nie da się porównać z polskimi). Na prestiżowej Politechnice Federalnej w Zurychu (pierwsze miejsce w rankingu uczelni w Europie kontynentalnej) kobiety z profesorskim tytułem to zaledwie jedna dziesiąta. Zamiast szklanych domów są, jak niemal wszędzie, szklane sufity i cieknące rury – to drugie pojęcie opisuje wyciekanie np. z nauki cennych zasobów w postaci zdolnych i wykształconych kobiet. Kobiece zasoby najczęściej odpływają wraz z wodami płodowymi. – Młode Szwajcarki wierzą, że żyją w społeczeństwie, w którym obie płcie mają równe prawa – jednak już po urodzeniu pierwszego dziecka tracą złudzenia – przekonuje dr Christine Scheidegger, politolożka zajmująca się tematyką genderową. – Obowiązująca w Szwajcarii kultura unikania konfliktów ułatwia podtrzymywanie nierówności i trwanie niesprawiedliwego systemu – ocenia. Faktem jest, że w parach, które nie mają dzieci, mężczyźni i kobiety pracują najczęściej w pełnym wymiarze. Gdy pojawia się potomstwo, te drugie rezygnują z pełnego etatu, dającego większe zarobki i możliwość awansu. A niemal jedna trzecia kobiet na dobrych kilka lat znika z rynku pracy.   Inwestycja w przedszkole   Rozwiązanie najczęściej wybierane przez rodziny z małymi dziećmi to pracujący na pełny etat ojciec i matka zatrudniona na 40% czy 60%. Powodem jest m.in. bardzo drogie przedszkole, za które opłata przy dwójce dzieci może wynieść nawet 3 tys. franków (ponad 10 tys. zł) i pochłonąć większość pensji. – Gdyby nie wsparcie państwa, które otrzymujemy z racji niskich dochodów, za każdy dzień przedszkola płacilibyśmy 115 franków (400 zł). Po miesiącu ta kwota, mimo dopłat, urasta do horrendalnej, zwłaszcza że mamy trójkę dzieci – mówi Liz,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 44/2014

Kategorie: Świat