Jak Centralne Biuro Antykorupcyjne chciało pogrążyć prawniczkę Weronikę Marczuk i prezesa Wydawnictw Naukowo-Technicznych Bogusława Seredyńskiego To była jedna z najgłośniejszych akcji CBA pod wodzą Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Być może nigdy by do niej nie doszło, gdyby agent Tomek (Tomasz Kaczmarek) nie rozpracowywał wcześniej byłej pary prezydenckiej – Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich, którzy rzekomo ukrywali majątek. Kontakt referencyjny W czasie tej operacji Kaczmarek zaprzyjaźnił się z Janem – synem administratorki i byłej właścicielki posiadłości w Kazimierzu. Jan był związany ze znienawidzoną przez Prawo i Sprawiedliwość telewizją TVN i tak pojawił się pomysł, by poznać jeszcze kogoś z tego środowiska. Padło na Weronikę Marczuk, prawniczkę i producentkę, która była wtedy jurorką popularnego programu „You Can Dance” i gwiazdą TVN. Marczuk znała Kwaśniewskich, przyjaźniła się z synową byłego premiera Leszka Millera, która również pochodzi z Ukrainy. Początkowo miała być tzw. kontaktem referencyjnym, czyli pośrednikiem, dzięki któremu agent Tomek mógł wniknąć w rozpracowywane środowisko. Marczuk poznała Kaczmarka w jednej z krakowskich restauracji. Ten, udając biznesmena, przysiadł się z kolegą i butelką wina do stolika, przy którym producentka siedziała z członkami ekipy TVN. W swojej książce „Chcę być jak Agent” Marczuk opisywała to następująco: „Nikt z nas nie był zachwycony przyjęciem od nieznanych mężczyzn butelki wina wraz ze wspólną, rzecz jasna, degustacją. Podziękowaliśmy, ale to nie wystarczyło. Panowie się przysiedli. Tomek od razu uderzył w wysokie tony. Mówił o Ukrainie, współpracy, partnerstwie w biznesie… Nie chcąc obcesowego traktowania trochę jednak nachalnych panów, podjęłam rozmowę. Zostawił wizytówkę. Nie zostawił wrażenia. Po tygodniu zadzwonił, by się umówić. Tym razem zaprezentował się już znacznie lepiej. Szczery, uważny, rzeczowy. Wiele razy po tym spotkaniu i po kilku innych z nim odbytych zastanawiałam się, co powoduje, że człowiek z jego pozycją tak ostentacyjnie obnosił się z pieniędzmi. Bo w swoich opowieściach Tomek nie szczędził detali i kwot. Próbował umacniać swoją biznesową wartość w moich oczach”. Zarzucanie sieci Kaczmarek chciał uwieść Weronikę Marczuk (podobnie jak wcześniej posłankę PO Beatę Sawicką), ale gdy okazała się nieczuła na jego zaloty, zaczął odgrywać rolę przyjaciela. A ponieważ kreował się na bogatego biznesmena, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych, w pewnym momencie zaproponował prawniczce, aby ta reprezentowała jego rzekomą firmę Estate Management (fikcyjnie założoną na potrzeby prowokacji), poprzez którą chciał kupić Wydawnictwa Naukowo-Techniczne. Pomysł z wrobieniem w korupcję Weroniki Marczuk i prezesa WNT Bogusława Seredyńskiego był absurdalny, ponieważ całą procedurę nadzorowało Ministerstwo Skarbu – organizowany był przetarg w formie aukcji publicznej i nie było możliwości, aby ktoś wziął łapówkę za jego ustawienie. Nie było też żadnych przesłanek, by ktokolwiek, kto pracował przy organizacji przetargu, chciał coś załatwić niezgodnie z prawem. Nie wspominali o tym ani Marczuk i Seredyński, ani nikt inny. Nie mając żadnych nawet poszlak, że może dojść do popełnienia przestępstwa przy prywatyzacji WNT, agent Tomek razem z kompanem poszli na całość. Najpierw próbowali wcisnąć Seredyńskiemu łapówkę. Mówili, że „znają polską rzeczywistość”, że „jak się nie posmaruje, to się nie pojedzie”, że „mogą dać, komu trzeba”. Seredyński odmówił. Tłumaczył, że WNT mają zostać sprzedane w jawnym przetargu Ministerstwa Skarbu i że wygra ten, kto da najlepszą cenę. Agenci naciskali i prosili o wskazanie osoby, której trzeba dać łapówkę. Prezes WNT odpowiadał, że to bez sensu. Takich spotkań odbyło się kilkanaście. Agenci zmienili więc podejście. Zaprzyjaźnili się z Seredyńskim. Zabrali prezesa WNT i jego partnerkę na wycieczkę na Dolny Śląsk. Zaprosili nawet na fikcyjny ślub jednego z nich. Na spotkaniach coraz częściej pojawiał się alkohol. W takiej luźnej atmosferze Seredyński zaczął się zwierzać z kłopotów finansowych. „Biznesmeni” zaproponowali mu „przyjacielską pożyczkę”, ale odmówił. Podczas jednego ze spotkań towarzyskich, które odbyło się w mieszkaniu Seredyńskiego, agenci upili go do nieprzytomności (mówili m.in.: „Nie leć w ch… i bierz kasę”), a potem wcisnęli mu 10 tys. euro zawinięte w kartkę papieru. Gdy prezes WNT wytrzeźwiał i chciał zwrócić pieniądze, usłyszał, że jest to przyjacielska pożyczka. Seredyński uległ, ale powiedział, że musi podpisać umowę i zgłosić pożyczkę w urzędzie skarbowym. Nie zdążył, bo został zatrzymany przez CBA.










