Wrócić z Everestu

Wrócić z Everestu

Zdobycie Dachu Świata przestaje już być celem sportowym. Staje się ambicją, często chorobliwą, tysięcy ludzi Najbliżsi zostają Jednym z Polaków, którzy nie wrócili z Everestu, był Tadeusz Kudelski z Gorzowa. Szedł na Dach Świata w maju 1999 r., w wyprawie organizowanej przez Ryszarda Pawłowskiego. Zginął w drodze powrotnej po zdobyciu szczytu. Tadeusz Kudelski wcześniej wspinał się z sukcesami w Andach, ale wejście na Everest było jego pierwszą wyprawą na ośmiotysięcznik. Zostawił żonę, dzieci i matkę. Matka, jak mówi wdowa po nim, Ewa Kudelska, wkrótce zmarła z tęsknoty za synem. „Ryszard Pawłowski odwiedził mnie po powrocie z wyprawy. To była bardzo trudna rozmowa, bo on mówił z jakąś rezerwą, ogólnikami. Powtarzał, że każdy szedł na własny rachunek, że schodzili oddzielnie i mieli się spotkać w czwartym obozie. Mówił, że jeszcze dobę czekał z Jackiem Masełko, trzecim uczestnikiem wyprawy, aby Tadeusz doszedł do nich. Wiem, że byli wycieńczeni, po odpoczynku mogliby choć rozejrzeć się, czy jest gdzieś w pobliżu”, wspominała w 2003 r. Ewa Kudelska. – Kiedyś słowo lidera wyprawy było święte. Wydawał polecenie: „Schodzicie” – i ludzie słuchali. A dziś odpowiadają: „Nie ma mowy! A dlaczego mamy schodzić? Przecież zapłaciliśmy! Tylu innych zdołało zdobyć Everest, to i my wejdziemy!” – mówi Ryszard Pawłowski, himalaista i organizator wypraw wysokogórskich, kilka dni po swoim najnowszym górskim sukcesie. A dokonał rzeczy niezwyczajnej – 20 maja tego roku wszedł na Mount Everest (8850). Od trudniejszej, północnej strony. Po raz czwarty w życiu. W wieku 62 lat. Nikt inny w Polsce czegoś takiego nie dokonał. Choć, równo rok temu, zdarzył się wyczyn nieco zbliżony – na szczycie Everestu stanęła 61-letnia Małgorzata Wątroba (ma już trzech wnuków), alpinistka od lat mieszkająca w Australii. To jej drugi ośmiotysięcznik i zapowiada, że nie ostatni. Oboje z pewnością nie dorównają 52-letniemu „Superszerpie” Apie, który od 1990 r. już 21 razy zdobył Everest (a w 1992 r. dokonał tego dwukrotnie). Ponieważ jednak są w świetnej formie, może zdołają pobić dwa inne rekordy: japońskiej alpinistki Watanabe, która dzień przed Ryszardem Pawłowskim stanęła na szczycie Everestu w wieku 73 lat jako najstarsza kobieta świata (górę tę zdobyła już dziesięć lat temu, też jako najstarsza), oraz Nepalczyka Sherhana, który rok temu pokonał Everest, mając 76 lat. Ryszard Pawłowski pierwszy raz zdobył Everest 18 lat temu. Wtedy w sezonie szczyt atakowało kilkadziesiąt osób. Teraz – tysiące. Tylko w jednym dniu, 19 maja 2012 r., na wierzchołku Ziemi stanęło prawie 150 osób spośród kilkuset, które pragnęły tego dokonać. Cztery zginęły, więc choć każda śmierć to tragedia, proporcja jak na ośmiotysięcznik jest dosyć łaskawa – śmiertelność niespełna 3%. A jednak żył Przez ostatnie lata całkowicie zmieniła się filozofia zdobywania najwyższej góry świata. – To już jest przemysł wspinaczkowy, a nie cel sportowy. Przyjeżdżają ludzie, którzy na kilka tygodni zostawili swoje dobrze płatne stanowiska, zapłacili kilkadziesiąt tysięcy dolarów i chcą za wszelką cenę wejść na szczyt, nawet jeśli są nie najlepiej przygotowani. To dla nich kwestia ambicji. I nie słuchają lidera, który tłumaczy im, że muszą przerwać atak, bo idą zbyt wolno, jest już późno, nie zdążą przed nocą wrócić ze szczytu do obozu, co może oznaczać śmierć – mówi Ryszard Pawłowski. A jeśli posłuchają, są rozgoryczeni i wylewają żale na lidera – co dotknęło i Pawłowskiego, któremu jedna z klientek zarzuciła, że niedostatecznie jej pomagał. – Trudno. Każda sytuacja, łącznie z odwrotem tuż spod szczytu, jest lepsza niż śmierć. Ludzie czasem są źle przygotowani i nie mają szans, by zdobyć górę, ale szukają innych wytłumaczeń niż własna słabość – komentuje Ryszard Pawłowski. Nowozelandczyk Russell Brice, bodaj najwybitniejszy himalajski przewodnik i organizator wypraw komercyjnych, wycofał całą swoją grupę atakującą Everest od północy, 34 osoby. Uznał, że warunki się pogarszają i kontynuowanie wyprawy zagrozi życiu jego klientów. – Ale to mógł zrobić ktoś cieszący się takim autorytetem jak Brice. Gdyby ktoś inny kazał im schodzić, chybaby mu głowę urwali – dodaje Pawłowski. Najzamożniejsi klienci idą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 23/2012

Kategorie: Świat