Wybory w trzech odsłonach – rozmowa z dr Jerzym Głuszyńskim
Jeżeli w PO będzie się upowszechniać czy dominować lekceważenie rozwarstwiania, poniżania gorzej sytuowanych, to niemożliwe szybko może się stać możliwe Dr Jerzy Głuszyński,socjolog, wiceprezes Zarządu Pentor Research International SA – Jak pan widzi trwającą kampanię wyborczą? – To jest typowa kampania, ale ma też znamiona odmienności. O niektórych prostszych jej elementach powszechnie się mówi – że przyspieszona, że po katastrofie, że zaraz wakacje. Mniej mówi się o różnicach głębszych. – To pomówmy o nich. – Jeszcze dwa miesiące temu mieliśmy wszyscy wrażenie, że mamy do czynienia ze zmęczeniem materiału klasy politycznej, traktowanej coraz powszechniej jako zło konieczne. Z ciągle tymi samymi politykami, którzy są na scenie 15-20 lat. Z sytuacją, w której zmiana pokoleniowa nie nastąpiła, a jeżeli nawet nastąpiła, jak w SLD, to użytek z tego jest mizerny. Sądziliśmy, że jest to paradygmat polityczny, który dochodził do swojego kresu. Mieliśmy przekonanie, że się kończy, że partia taka jak PiS właściwie wyczerpała możliwości życia. Nie tylko oponenci, ale i wielu działaczy PiS to zauważało. A przestrzeń po PiS, zamierającym SLD i PSL miała zająć PO (w roli współczesnego Frontu Jedności Narodu) albo to, co się z niej wyłoni po prognozowanym rozpadzie. Smoleńsk to zmienił. To, co się zdarzyło, spowodowało, że PiS odzyskało możliwość powrotu do gry. To zostało właściwie odczytane i jest realizowane. – Przez PiS… – Wydawało się, że ta partia nie ma już szans na zbudowanie nośnej symboliki, narracji, że kostnieje i obumiera, będąc skazana na egzystowanie we wprawdzie dość rozległej, ale mało znaczącej niszy. A teraz PiS przeżywa jakby życie po życiu. I gdyby wykorzystać głosy, które w trzech kolejnych wyborach – prezydenckich, samorządowych, parlamentarnych – uzyska, to może się przemodelować. Odzyskać to, co dla partii politycznej jest niezbędne – możliwość sprawowania władzy. Jedna czy dwie tury – Jak? – W Polsce samodzielne rządy są raczej mało możliwe. Czyli trzeba mieć zdolność koalicyjną, której PiS nie miało, a teraz chce mieć. Kampania Kaczyńskiego w tym kierunku zmierza. Dziwię się ludziom, którzy mówią, że są nią zaskoczeni. A niby czemu się dziwić? Przecież PiS nie ma żadnej rozsądnej alternatywy do tego, co obecnie robi. Kaczyński i PiS zachowują się dokładnie tak, jak powinni się zachować, żeby żyć. – Czy to się uda? – Możliwe są trzy wyniki tych wyborów, pozostałe są teoretyczne. Najbardziej prawdopodobny jest wybór Komorowskiego w II turze, ale całkiem możliwy jest jego wybór w I turze, praktycznie niemożliwy jest wybór Kaczyńskiego w I turze, za to niewykluczony jest jego wybór w II turze. Wiemy też z doświadczenia, że będzie to raczej rywalizacja na błędy. Nowe jest to, co odbywa się w sferze emocji czy organizowania emocji. – W tym obszarze lepiej znaleźli się przywódcy PiS. Złapali wiatr w żagle. – To efekt dwóch procesów. Po pierwsze, że pojawił się wiaterek, a po drugie, że pojawili się żeglarze, którzy potrafili go umiejętnie złapać. Poza tym w owym szeroko rozumianym systemie politycznym wyraźnie wzmocniły się elementy niepartyjne. Partie się wyciszyły, zeszły z pierwszej linii, dając pole publicystom, instytucjom medialnym, ale i instytucji typu Kościół. – To dobrze? – Wpływ mediów nie jest specjalnie chwalebny, bo nie dostrzegam w nich ambicji, żeby ludziom coś wyjaśniać, przeciwnie – intencjonalnie lub nie, zamazują obraz rzeczywistości. Proszę zwrócić uwagę, jak mówią o kampanii. – Jak o kolejnej bitwie PiS i PO. – Mówią o kampanii, jakby była celem sama w sobie. Zapominając, że ma ona znaczenie instrumentalne, że służy wyborowi prezydenta na pięć lat. Kampania (ta w szczególności) szybko minie, a prezydent (lepszy czy gorszy) pozostanie i wszyscy będziemy odczuwali (lepsze lub gorsze) skutki jego wieloletniej działalności. Ambicją obywatelskich mediów powinna być obrona wyborców przed wciskaniem im wyborczego kitu. Akcji specjalistów od politycznego marketingu (osławionych spin doktorów) powinna być przeciwstawiona reakcja profesjonalnie działających mediów. Ale w tej kampanii to właśnie dziennikarze często kreują i wykonują „polityczną robotę”, będąc bardziej gorliwymi od polityków. Media nie pomagają też ludziom w rozumieniu rzeczywistego sensu wyborów. Nadal kreuje się przede wszystkim negatywny wymiar prezydentury – tytana, który ma nas uchronić przed złem planowanym przez politycznego wroga (z instytucją weta









