23/2004

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Polacy przebudzeni w Buddzie

Polski buddyzm ma swoją specyfikę. Jest w nim dużo romantycznego poświęcenia Buddyzm praktykuje wielu muzyków rockowych: Tomek Lipiński, Tymon Tymański, Leszek Biolik z Republiki. John Porter, który niedawno wspólnie z Anitą Lipnicką wydał płytę „Nieprzyzwoite piosenki”, przez lata był mężem Aleksandry Porter, opatki świątyni zen. Aktorka Maja Ostaszewska podkreśla, że to najważniejsza rzecz, jaką przekazali jej rodzice. Małgorzata Braunek, która została buddystką 25 lat temu, dziś prowadzi kursy medytacyjne Stowarzyszenia Zen Sangha „Kandzeon”. Do buddyzmu oficjalnie przyznaje się też Andrzej Milczanowski, który jako jeden z niewielu polityków spotkał się z Dalajlamą XIV podczas jego wizyty w Polsce. To były lata 70., 80., początki buddyzmu w Polsce. Innego niż obecny. Środowiska dziś poszukujące w medytacji ofert duchowego rozwoju to – częściej niż artyści – umysły ścisłe, ludzie z uczelni i biurowców. – Połowa, która trafia do buddyzmu tybetańskiego, to intelektualiści, mają wyższe wykształcenie i ugruntowaną pozycję zawodową – ocenia lama Rinczen, przewodniczący Polskiej Unii Buddyjskiej. Trochę inaczej Dharmę rozumie zen. Ale choć traktuje ją jako mądrość intuicyjną, do której dociera się przez praktykę umysłu, a nie wiedzę i intelekt, i w tamtejszych ośrodkach

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Moore – Bushożerca

Michael Moore, autor zwycięskiego filmu z Cannes, jest dokumentalistą szczególnym. Nawet nie udaje obiektywizmu Wygląd: gruby, nieogolony, w dżinsach, podkoszulku, czasem w kurtce i koniecznie w bejsbolówce – z wyjątkiem sytuacji, gdy akurat odbiera prestiżowe nagrody. Wiek: 50 lat. Stan cywilny: żonaty. Znaki szczególne: wywołuje wyłącznie skrajne emocje – przykład: na rozdaniu Oscarów przyjęto go owacją na stojąco i buczeniem jednocześnie. Bufon, prowokator, patriota, oszust, artysta, kłamca – wszystkie te określenia już słyszał. Jednak na tegorocznym festiwalu w Cannes Michaela Moore’a czekały tylko aplauz i Złota Palma za dokument ostro atakujący George’a Busha, „Fahrenheit 9/11”. Nie ma jak skandal Reżyser twierdzi, że to komedia. Głównemu bohaterowi jednak nie do śmiechu. – Właściwie mógłby mnie zaskarżyć do związku scenarzystów, bo najzabawniejsze dialogi w tym filmie są jego własne – mówił Moore. Decyzję canneńskiego jury natychmiast większość prasy okrzyknęła polityczną, zupełnie jakby w historii festiwalu podobne nie miały miejsca. Próżno przewodniczący jury, Quentin Tarantino, zapewniał, że nagrodzono najlepszy film. W roku wyborczym w USA od polityki się nie ucieknie. Zwłaszcza gdy triumfatora cechuje zdecydowana antybushowska postawa i wszyscy komentują każdą jego uwagę na temat prezydenta. Zapytany, jak prezydent Bush zareaguje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Niech lewica zacznie długi marsz

Lewica źle rządziła, złoty róg zgubiła i teraz niech się cieszy, jak dostanie 9% Marek Borowski, przewodniczący Socjaldemokracji Polskiej – Belka w górę, Belka w dół… Ile razy spotkał się pan z prezydentem w ostatnich dniach? – Parę razy… Najpierw, znacznie wcześniej, była ze mną Jolanta Banach. We wtorek, 25 maja, byłem z Celińskim i Balickim. No i wcześniej sam spotkałem się z prezydentem. – Po co się spotykać, jeżeli po każdym spotkaniu mówicie to samo – strony w sprawie rządu Marka Belki pozostały przy swoich stanowiskach. – To były spotkania na życzenie prezydenta. A prezydentowi spotkań się nie odmawia. – Bezproduktywnych? – Każde spotkanie coś wnosi. Przedstawiane są nowe argumenty. Bada się spoistość stanowiska drugiej strony. Prezydent próbuje. Tak, śmak, z jednej strony, z drugiej. Coś tam zmienia. Na początku był rok dla rządu, teraz jest styczeń, są więc nowe propozycje, ale nie są one jakościowo inne. – A pan coś zmienia? Od tygodni słyszę z ust SdPl wciąż to samo: wybieramy rząd techniczny, wybory muszą być na przełomie października i listopada. Powtarzacie: ma być tak, jak chcemy, i już. A ma pan 33 szable. – No właśnie. Mam tylko 33 szable,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Buddyści Polscy

Medytują latami. Szukanie w sobie Buddy może zabrać życie, a nawet kilka. Chodzi o to, żeby nie stracić ani chwili – Gdzie jest teraz Edyta sprzed pięciu lat? – Nie wiem. – A gdzie jest ta, która będzie o pięć lat starsza, skoro przyszłość jeszcze się nie wydarzyła? – … – A gdzie jest to coś, co teraz mówi? Niepewnie kładę palec na okolice serca, ale już wiem, że to tylko palec położony na niebieskiej koszulce. Kilkoma takimi pytaniami Berndt, nauczyciel buddyjski, który przyjechał do Polski z Austrii, obalił całą moją kartezjańską filozofię istnienia. Oprócz poczucia ja od Berndta najbardziej różni mnie czas. Ale choć dla niego jest iluzją tak samo jak ego, to ja mam przed sobą tylko jedno życie. Potem niczego już nie skoryguję. On ma wiele szans. Do warszawskiej Stupa House schodzą się na piątkową medytację praktykujący Diamentowej Drogi, Związku Buddyjskiego Karma Kagyu, którzy trzy razy w tygodniu odrywają się od codziennych zajęć, ćwicząc umysł wspólną medytacją. Bo w grupie wytwarza się coś w rodzaju pola mocy. – Pytanie, kim jesteś, to dobry rebus na wiele lat praktyki – wtrąca się Jasiek Wójcik, analityk finansowy. Podobnych są tysiące. Na przykład: kiedy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przegląd poleca

Lokomotywa uczelni

Dr Joanna Szwacka-Salmonowicz Katedra Marketingu w Wyższej Szkole Zarządzania i Prawa w Warszawie Od lat ulubiony i najpopularniejszy wykładowca w WSZiP. Wygrywa we wszystkich ankietach badających poziom nauczania. W czym tkwi jej sukces? – Kluczową sprawą jest zapewne mój wizerunek, jaki przez 10 lat pracy w tej uczelni udało mi się wypracować – mówi dr Joanna Szwacka-Salmonowicz. Osobowość oraz umiejętność przeprowadzenia ciekawego wykładu to, jej zdaniem, najważniejsze cechy nauczyciela akademickiego. – W ankietach ustalających popularność poszczególnych wykładowców te dwie wartości były przez studentów eksponowane – wyjaśnia. Przedmioty, których naucza (strategia marketingowa, tworzenie programów marketingowych, kontrola, promocja oraz reklama) obejmują ciekawą problematykę. – Dzięki temu nie zanudzam. Improwizuję, wiele zagadnień staram się plastycznie przedstawiać, umiejętnie łączę praktykę z teorią. Podobno jestem sugestywna – uśmiecha się. Preferuje żywy kontakt ze studentami. – Zajęcia przypominają bardziej dialog niż klasyczny wykład. Formułuję problemy, rzucam przykładowe zagadnienia i zmuszam do myślenia. Kameralność grup pozwala kształtować bliskie więzi ze studentami – opowiada. Utrzymuje również kontakty towarzyskie z absolwentami uczelni. Jest ciekawa ich osiągnięć.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Kat i męczennik

Białoruski Iwieniec szczyci się dwoma Polakami: Feliksem Dzierżyńskim i błogosławionym o. Achillesem Puchałą Na Białorusi Dzierżyński kojarzy się dobrze. Mińsk obdarował jego nazwiskiem i pomnikiem jedną z głównych ulic. Granitowy Feliks Edmundowicz ma tam za sąsiada piwny bar, z którego mężczyźni wynoszą kufle z wysoką pianą, a potem przysiadłszy u stóp pomnika, popijają, nieniepokojeni przez wszechobecnych milicjantów. Kilka przecznic dalej oficerski klub służb wewnętrznych też firmuje Dzierżyński. Jego muzeum, wciąż czynne w niedalekim Iwieńcu, było mekką partyjnych pielgrzymów oraz VIP-ów z oficjalnych delegacji zagranicznych, które obowiązkowo tutaj ciągnęły. Dzisiaj miasteczko ma drugi powód do chluby zapisany nazwiskiem Polaka – błogosławionego Achillesa Puchały. – Dzierżyńsk to teraz dziura zabita dechami, gdzie pod okiem Feliksa Edmundowicza dobrze żyją tylko księża – mówi z pogardą Dymitr, emerytowany pracownik kolejowy spotkany na dworcu w Mińsku. – Dawniej było po co się tam pchać, ale teraz? Nawet kolej nie dochodzi, ledwo do Kojdonowa. Nic prostym ludziom Feliks Edmundowicz nie zostawił w spadku, no mówię – nic! – Ciszej, Dima – gromi go żona, też emerytka. – Jak chcą do Dzierżyńska, niech jadą, ich sprawa, a ty się tak nie wydzieraj, jeszcze kto usłyszy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Cuda na Słowacji?

U naszych sąsiadów podatki nie tylko nie zmalały, lecz wzrosły W ostatnich tygodniach w polskich mass mediach szeroko komentowana jest informacja, że wprowadzona od 1 stycznia br. obniżka podatków na Słowacji, w tym wprowadzenie podatku liniowego, wpłynęła na znaczne zwiększenie wpływów budżetowych. Niższe podatki przyniosły więc wyższe dochody. Niestety, takie stwierdzenie mija się z prawdą, bo nadwyżka budżetowa na Słowacji nie jest efektem obniżenia podatków, ale – przeciwnie – ich podwyżki. O żadnym cudzie nie można więc mówić. Wykonanie budżetu na Słowacji na razie przebiega bardzo pomyślnie. Osiągnięcie nadwyżki budżetowej jest powodem do dumy każdego ministra finansów. Rynki finansowe także bardzo dobrze odbierają takie wiadomości, bo wypracowanie nadwyżki budżetowej w oczywisty sposób zwiększa możliwości spłaty zadłużenia danego kraju, a głównie o to przecież chodzi inwestorom, którzy ulokowali środki w papierach skarbowych. Wielu publicystów z przykładu Słowacji wyciąga jednak wnioski, które, delikatnie mówiąc, są mało zgodne z prawdą. Oto mogliśmy przeczytać, że cały sukces Słowacji można przypisać reformie podatkowej i wprowadzeniu podatku liniowego (co niektórym wydaje się tożsame z obniżeniem podatków), co doskonale udowadnia tezę, że obniżenie podatków, poprzez mechanizm krzywej Laffera, może prowadzić do zwiększenia wpływów budżetowych. Dowodem na to mają być obniżone stawki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Działania na oślep

Sprawa irackich koszmarów pod okupacją amerykańską ma dwa aspekty. Po pierwsze, zostały naruszone i złamane postanowienia konwencji genewskiej, dotyczące traktowania jeńców. Drugie to próba odpowiedzi na pytanie, po co tortury były stosowane. Cały świat jest teraz przejęty oburzeniem pod wpływem obrazów sadyzmu, jakiego dopuścili się amerykańscy żołnierze na Arabach, ale jakoś nikt nie zapytał o to, co Amerykanie osiągnęli poprzez zastosowanie tak drastycznych środków wobec bezbronnych więźniów. Okazuje się, co jest trudne do pojęcia, że praktycznie nie mieli oni z tego zupełnie nic, poza ohydną uciechą ludzi, którzy czerpali sadystyczną przyjemność z dręczenia innych. Pamiętamy okropne rzeczy, które działy się w Algierii, kiedy to francuscy wojskowi torturowali miejscową ludność, aby uzyskać informacje o ruchu oporu. To samo dotyczyło metod postępowania Niemców podczas drugiej wojny światowej. Gestapo potrafiło zamęczyć na śmierć schwytanych Polaków, podejrzanych o przynależność do AK. Trzeba powiedzieć, że takie działania są naganne moralnie, a raczej obrzydliwe, jednak z punktu widzenia pragmatycznego miały one przynajmniej jakiś konkretny cel – zdobycie informacji. Natomiast, o ile nam wiadomo, Amerykanie pomimo tych wszystkich popełnianych okropności nie dowiedzieli się właściwie nic. Zarówno Al Kaida, jak i lokalne, naśladujące ją ogniska arabskiego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Jak nas widzą nasze dzieci

Dorosły to taki, co dużo je, pije piwo, jeździ na czerwonym i nie może oglądać bajek – Lubicie dorosłych? – Lubimy – Wszystkich? A są tacy, których się boicie? Mikołaj: – Ja tam się nikogo nie boję. Natalia: – Ja też. Aleksander i Mateusz: – Złodziei! Bo złodzieje to kradną! Natalka: – Na przykład kradną dzieci. Ja nie widziałam nigdy złodzieja, ale moi rodzice widzieli, jak się włamu…włamywał i ukradł radio. Złodziej wybił szybę i tata ją naprawiał. Aleksander: – A mi narty ukradli! Patrycja: – A ja nie lubię obcych. Mikołaj: – A ja lubię. – A obrażacie się czasem na dorosłych? Mateusz: – Jak mama nie chce ze mną pojechać na basen. Albo na plac zabaw. Julka: – Albo jak nie chcą mi nic kupić. Ani loda, ani zabawki… Aleksander: – A ja się obrażam, jak moja mama krzyczy. – Czego byście zabronili dorosłym? Natalka: – Klapsów. Trzeba zabronić! Natalka: – Bardzo nieprzyjemne. A najgorzej pasem. Oskar: – A ja mam pas ogniowy. Natalka: – Jak się kłócą, to nie lubimy. Aleksander: – Co ty, a moi się wcale nie kłócą. Ola: – Dzieci się bardziej kłócą niż dorośli. – Czego najbardziej nie lubicie? Natalka: – Jak

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Kabaretowa surówka

Następcy Laskowika nie rzucili na kolana Chcemy wykrzyczeć bunt przeciwko Polsce, w której nie da się żyć – śpiewają jedni artyści kabaretowi. W Polsce nie da się żyć i właśnie dlatego trzeba śpiewać lekko i przyjemnie – twierdzą inni młodzi artyści. Jednych i drugich przygarnął Zenon Laskowik na I Ogólnopolski Festiwal Piosenki Kabaretowej w Poznaniu. I to on jest faktycznym zwycięzcą imprezy. Nieśmieszny kabaret Następcy Laskowika wcale nie śmieszą, zwłaszcza gdy mają lat 20 i śpiewają o własnym życiu. „Jestem dziewczyną do wynajęcia / biegam po castingach / wciąż szukam zajęcia”, deklaruje notorycznie bezrobotna młoda aktorka w piosence Jolanty Bauszek. A młody przedsiębiorca w piosence Krzysztofa Kiełpińskiego ubolewa: „Niestety, firma to nie tylko produkcja, ale także pracownicy”. Jak choćby sekretarka, która zakochała się w szefie i trzeba było ją za to zwolnić. W prężnej firmie nie ma miejsca na miłość. Jest za to pole do popisu dla młodych, bezwzględnych i ambitnych. Takich, którzy zrobią wszystko, byle tylko nie dać się odsunąć na margines życia. Na przykład będą rapować – a nuż da się na tym zarobić? „Zrymuj cokolwiek, byle szybko / właśnie tak powstaje hip-hop. Możesz bez niczyjej łaski / mieć bejmy, szmal oraz laski”, rapuje w imieniu pokolenia blokersów Kabaret Czesuaf. Takiego cwaniackiego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.