42/2014

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Świat

Europejscy bojownicy dżihadu

Państwo Islamskie ma do zaoferowania nie tylko pośmiertny raj pełen dziewic, ale również pieniądze Wojna między Państwem Islamskim a resztą świata rozpętała się na dobre. Resztę świata reprezentują Stany Zjednoczone, które zadbały o możliwie szeroką koalicję do walki z najbrutalniejszym odłamem dżihadyzmu, jaki do tej pory się wyłonił. Bojownicy Państwa Islamskiego zdobyli już wiele miast Syrii oraz Iraku, budząc przerażenie wśród cywilów. Obcinanie głów to tylko jeden ze sposobów terroryzowania ludzi – zarówno innowierców, jak i niepokornych muzułmanów. Międzynarodowy charakter ma również Państwo Islamskie, ponieważ szeregi tej organizacji terrorystycznej – roszczącej sobie pretensje do państwowości, której nikt na świecie nie uznaje – zasilają bojownicy z wielu regionów, nie wyłączając Starego Kontynentu. Chodzi nie tylko o legitymujących się europejskimi paszportami imigrantów z krajów muzułmańskich, ale również o rdzennych Europejczyków, którzy przeszli na islam. Pieniądze kuszą Sukcesy w zdobywaniu kolejnych obszarów Syrii i Iraku oraz proklamowanie kalifatu sprzyjają rekrutacji bojowników – także w Londynie, Berlinie czy Paryżu. Szczególnie że Państwo Islamskie szybko stało się najbogatszą organizacją terrorystyczną świata, więc ma do zaoferowania nie tylko chwytliwą ideologię i pośmiertny raj pełen dziewic, ale również pieniądze. Płynące zarówno z kontroli syryjskich oraz irackich pól naftowych i rafinerii (to jedno z ważniejszych źródeł utrzymania), jak i z działalności

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Musimy się porozumieć – rozmowa z Sabine Haake

W pewnym filmie usłyszałam, że „dobry Niemiec to ten sześć stóp pod ziemią”. Zdałam sobie sprawę, że w Polsce są obecne i takie odczucia Sabine Haake – konsul Republiki Federalnej Niemiec w Opolu. Pochodzi z Hesji. Po maturze w szkole urszulanek studiowała w Wyższej Szkole Administracji Publicznej. Od 1985 r. pracuje w niemieckim MSZ. Przebywała na placówkach dyplomatycznych m.in. w Ottawie, Wilnie i Nowym Jorku. Zamężna, ma dwóch synów: Alexander studiuje weterynarię i medycynę, Dominik zaczął studia filmowe. Konsulat w Opolu objęła w połowie sierpnia. Dziewięć lat w Berlinie, wcześniej trzy lata na placówce w Nowym Jorku, pięć lat w Wilnie… W sierpniu zaczęła pani pracę w Opolu jako konsul Republiki Federalnej Niemiec. Jak odnajduje się pani w niedużej stolicy najmniejszego polskiego województwa? – Pierwszy raz od dawna mogę iść piechotą do pracy, mam kilka minut spacerem do biura. Dobrze tu się czujemy z mężem, to faktycznie najmniejsze miasto, w jakim zdarzyło mi się pracować. Ale nawet jeśli mieszka się w dużym mieście, np. w indyjskim Madrasie czy w Nowym Jorku, to i tak człowiek porusza się w promieniu 10-20 km – tam się pracuje, robi zakupy, korzysta z rozrywek. Są miejsca w Berlinie, których nigdy nie odwiedziliśmy, to samo w Nowym Jorku czy Madrasie. Nie było czasu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Literacki Nobel trafił nad Sekwanę

Patrick Modiano zwykł mawiać, że cały czas pisze jedną i tę samą książkę 69-letni Patrick Modiano, tegoroczny laureat literackiej Nagrody Nobla, to pisarz Paryża, bo właśnie tu umieścił akcję większości swoich powieści. Jak ognia unika mediów, ale zdobył uznanie francuskiej krytyki literackiej, najważniejsze francuskie nagrody i oddanie czytelników znad Sekwany. O uznanie w Polsce może mu być trudno. Państwowy Instytut Wydawniczy – właściciel praw do polskich tłumaczeń jego dwóch książek – od trzech lat jest w stanie likwidacji. Prywatność przede wszystkim Tegorocznego laureata literackiego Nobla poznaliśmy w czwartek, 9 października, tuż po godz. 13. „Za sztukę pamięci i dzieła, w których uchwycił najbardziej niepojęte ludzkie losy i odkrywał świat czasu okupacji”, brzmiało oficjalne uzasadnienie najważniejszej literackiej nagrody, której wartość przekracza milion dolarów. – Modiano jest autorem o ugruntowanej pozycji, lubianym przez czytelników nie tylko we Francji, uhonorowanym wieloma nagrodami literackimi, w tym Nagrodą Goncourtów w 1978 r., o rozpoznawalnym stylu, przez krytykę chętnie nazywanym Célinowskim określeniem „mała muzyka” i nadającym specyficzny, nostalgiczny klimat jego powieściom. To autor, który przyczynił się do przemiany świadomości społeczeństwa francuskiego odnośnie do roli Francji w eksterminacji narodu żydowskiego podczas II wojny światowej – tłumaczy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Publicystyka

Dr Goliszewski i jego odkrycia

To, że ktoś jest tuzem biznesu, nie oznacza, że jest tuzem intelektu Praca doktorska prezesa BCC Marka Goliszewskiego spotkała się z druzgocącą krytyką opinii publicznej. Właściwie nikt oprócz samego zainteresowanego nie bronił jej jakości. Pisał on na Twitterze (chociaż zastanawiano się, czy ktoś się pod niego nie podszywa), że „Doktorat powinien zawierać się głębią rozwiązań ważnych dla życia. Oceniany przez ilość przypisów czy bibliografię jest bezużyteczny” (składnia oryginalna). Problem w tym, że jeśli rozważania mają taką głębię jak blog oszukanej przez życie gimnazjalistki, która nigdy więcej nie uwierzy w miłość, to już jest klapa. Od pracy na tym poziomie wymaga się czegoś więcej. Znawca mediów publicznych Już na początku odnosi się wrażenie, że autor koniecznie chciał zapełnić czymś miejsce, bo przez wiele stron raczy nas informacjami z podręcznika przedsiębiorczości albo wykładu z podstaw ekonomii. Po przydługim wstępie czas na głębię przemyśleń, o której Goliszewski pisał na Twitterze. Otóż stwierdza on, że „trzeba mieć świadomość, że swoistym katalizatorem wzmacniającym zaangażowanie obywateli i ich skłonność do uczestnictwa w stanowieniu prawa i współrządzeniu jest telewizja publiczna”. Nie znam zbyt wielu osób, które telewizja publiczna zachęciła do aktywności, szczególnie politycznej, za to znam wiele, którym tę aktywność skutecznie obrzydziła. Teza,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Publicystyka

Banderowska rewolucja

Histeria antyrosyjska nie przykryje faktu, że na zachodniej i środkowej Ukrainie rodzi się państwo, które skomplikuje sytuację geopolityczną Polski Polski mainstream medialny – od „Gazety Wyborczej” po „Gazetę Polską” i „Nasz Dziennik” oraz od TVP i TVN po TV Republika i TV Trwam – nieustannie zachwyca się „rewolucją demokratyczną” na Ukrainie. Od kilku dni rozpętuje też kolejną antyrosyjską histerię w związku z „agresją” Rosji na Krym. Niestety rewolucja na Ukrainie, która doprowadziła do obalenia konstytucyjnych władz z prezydentem Wiktorem Janukowyczem na czele, nie jest demokratyczna. Polskie media mainstreamowe przeważnie przemilczały lub starały się bagatelizować dominację szowinistycznego nurtu banderowskiego w ukraińskiej rewolucji. Chodzi tu o dwie siły polityczne: Ogólnoukraińskie Zjednoczenie „Swoboda” (do 2004 r. Socjal-Nacjonalistyczna Partia Ukrainy) oraz Prawy Sektor im. S. Bandery. Najdalej poszła w tym kierunku Ewa Stankiewicz, która w mediach redaktora Tomasza Sakiewicza oświadczyła, że powszechnie obecna na kijowskim Majdanie symbolika banderowska nie jest skierowana przeciwko Polsce, ale przeciwko Rosji (a jak przeciw Rosji to wszystko w porządku). Głęboko się ta pani myli. Ruch banderowski i jego ideologia zawsze były przede wszystkim antypolskie, a dopiero na drugim miejscu antyrosyjskie (antysowieckie) i antyżydowskie. Nawet jeżeli dzisiaj, ze względów taktycznych, banderowcy wygasili antypolską retorykę, to nie znaczy, że automatycznie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Polski chłop czekał na tę ziemię

Jak piewcy czarnej legendy PRL wytłumaczą milionom rolników, że ci otrzymali ziemię nielegalnie i muszą z niej się wynieść? – Zacząłem gospodarować razem z rodzicami – wspominał Stanisław Gawła. – Któregoś dnia ojciec wskazał mi, gdzie mam orać pole, i zostawiając mnie samego, powiedział, że chyba nigdy nie przypuszczał, że będę pracował na własnym gospodarstwie. Stanisławowi Gawle i jego rodzinie koniec wojny przyniósł nie tylko wyzwolenie, ale i szansę na nowe, lepsze życie. Podobnie jak pozostali chłopi za sprawą reformy stał się on właścicielem indywidualnego gospodarstwa, jednego z ponad 800 tys. utworzonych między 1944 a 1950 r. W porównaniu z okresem przedwojennym struktura polskiej wsi przeszła rewolucyjną zmianę. To prawda, że wiele nowych gospodarstw było zbyt małych i nie wszyscy potrafili pracować na swoim. Większość jednak wykorzystała otrzymaną szansę. „Ludzie wierzyli, że z czasem własną pracą, przy obiecanej pomocy państwa, dorobią się i lepiej zagospodarują. Początkowa niepewność ustępowała nadziei. A gdy nadeszły pierwsze na nowym miejscu święta, goszczono się i weselono w każdym domu”, pisał Aleksander Ryś mieszkający na opolskiej wsi. Feudalne dziedzictwo Stanisław Gawła czy Aleksander Ryś mogli w pełni poczuć się obywatelami swojego państwa. W przeciwieństwie do pokolenia rodziców,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Oriana Fallaci i mężczyźni, którzy wstrząsnęli światem

Bystry Chomeini, szalony Kaddafi i próżny Wałęsa… Po wydaniu powieści „Un uomo” w 1979 r. [Oriana Fallaci] musiała wyruszyć z Casole w trasę promocyjną książki, we Włoszech i za granicą. Po trzech latach kompletnej izolacji wróciła do świata. Znowu podróżowała, czytała gazety, oglądała telewizję. Co jakiś czas – kiedy coś ją szczególnie zainteresowało – decydowała się na przeprowadzenie wywiadów, które potem drukował jeden z dwóch amerykańskich periodyków: „Washington Post” lub „New York Times”, albo najważniejsza włoska gazeta „Corriere della Sera”. TAK BYŁO Z AJATOLLAHEM Chomeinim, z którym rozmawiała w Iranie. To niesamowite, że ten przywódca rewolucji islamskiej, który odsunął od władzy szacha, zgodził się na wywiad z zachodnim dziennikarzem, i w dodatku kobietą. Jak to się często zdarzało w przeszłości, drzwi do jego pałacu otworzyła jej sława. Fallaci była w Iranie dobrze znana. „W 1973 r. zrobiłam wywiad z szachem i napisałam potem, że jest sukinsynem. Chomeini zgodził się na spotkanie, bo pewnie myślał, że o nim będę pisać w samych superlatywach. W rzeczywistości ja też sądziłam, że spodoba mi się choć trochę bardziej niż Reza Pahlawi, ale wystarczyło kilka minut, bym mogła stwierdzić, że nie podoba mi się wcale, bo jest takim samym tyranem jak szach, swoją dyktaturą zastąpił dyktaturę szacha.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sylwetki

Boso i w kufajce – rozmowa z prof. Grzegorzem W. Kołodką

Dzięki robotniczemu doświadczeniu zwolniony byłem po pierwszym roku ze studenckiej praktyki robotniczej prof. Grzegorz W. Kołodko – Trafiłem na studia ekonomiczne w warszawskiej Szkole Głównej Planowania i Statystyki i zacząłem zastanawiać się nad gospodarką. Czas szybko płynął, włączyłem się aktywnie w życie studenckie, od razu wszedłem w skład Rady Wydziałowej Zrzeszenia Studentów Polskich na Wydziale Ekonomiki Produkcji. Równie szybko, bo już pod koniec III semestru, zostałem przewodniczącym Komisji Kultury Rady Uczelnianej ZSP, a nieco później najmłodszym w historii uczelni przewodniczącym Rady Uczelnianej. To był listopad 1970 r. Długo nim nie byłem, bo już po roku zostałem zmuszony do podania się do dymisji, gdyż oblałem egzamin z języka angielskiego. Pan profesor oblał egzamin?! I to z angielskiego, w którym pisze pan książki dla Oxford University Press? – Piszę teraz, a wtedy nawet nie pisałem tamtego egzaminu, więc oblano mnie – dzięki pani dziekan – niejako eksternistycznie. I na dodatek zostałem skierowany na repetę. Jednakże wziąłem się w garść, zrobiłem dwa lata studiów w jeden rok, napisałem pracę magisterską ocenioną na bardzo dobry, studia ukończyłem w terminie. Być może w tym „oblaniu” egzaminu i niby-powtarzaniu roku był jakiś wątek polityczny, bo nie wszystkim podobało się to,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Raport o spółdzielczości

Kasy dla zwykłych ludzi

Nadzorowi finansowemu ani bankom nie podoba się rozwój spółdzielczych kas Dynamiczny rozwój spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych, z którym mamy do czynienia od ponad 20 lat, oraz zaufanie prawie 2,6 mln członków potwierdzają, że ten model działania doskonale się sprawdza na naszym rynku. Polskie SKOK-i stanowią też wzór do naśladowania dla ich odpowiedników na świecie – unii kredytowych. Komisja Nadzoru Finansowego zdaje się jednak tego nie dostrzegać, dążąc do zdyskredytowania roli SKOK-ów na rynku. Dbałość o dobro wspólne, krzewienie rodzimych wartości i realizowanie misji społecznej, a jednocześnie dynamiczny rozwój i innowacyjność świadczonych usług zawsze wyróżniały spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe wśród instytucji finansowych. Ten model działania został doceniony przez ok. 2,6 mln osób, które zaufały SKOK-om i powierzyły im swoje finanse. Rozkwit spółdzielczości Na świecie spółdzielczość finansowa przeżywa rozkwit. Unie kredytowe, czyli odpowiedniki polskich SKOK-ów, funkcjonują w 103 krajach. Należy do nich ponad 200 mln członków, aktywa zaś wynoszą 1,7 bln dol. Na czele Światowej Rady Unii Kredytowych (WOCCU), największej organizacji skupiającej unie kredytowe, stoi współtwórca SKOK-ów, Grzegorz Bierecki. W wielu krajach, np. w USA, Wielkiej Brytanii, Nowej Zelandii, Australii

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Goliszewski z Malinowskim o zasadach

Jakich mamy reprezentantów narodu, każdy widzi. I nie wiadomo, czy płakać, czy śmiać się. A kto przemawia w imieniu biznesu? Tu dopiero są jaja. Jeden wódz stał się ostatnio doktorem nauk. Doktorem Markiem Goliszewskim. Jest więc już nie tylko wynalazcą (i właścicielem) kapitalnej zabawki do zarabiania, czyli Business Centre Club, wręczającym przez lata tysiące wazoników wszystkim spragnionym tego oryginalnego splendoru. Jest też Goliszewski, już jako doktor, bohaterem żartów i śmiechów. Bo dzieło, które spłodził, jest na poziomie między gimnazjum a liceum. Teraz BCC mogłoby się spolszczyć, np. na Sami Swoi Swoim (SSS). Bo i promotor pracy jest kumplem Goliszewskiego, i na wydziale UW kumple, i w SSS (czyli BCC) też sami kumple. Drugi wódz biznesu, czyli Andrzej Malinowski z organizacji Pracodawcy RP, ma inne hobby. Kocha widzieć się w mediach. Widok to dla niego tak bezcenny, że gotów jest hojnie płacić. Wywiadzik plus zdjątko plus bla-bla. No i oczywiście godny prezesa tytuł, np. „Super Biznes”. Spodobało się nam, a najbardziej tytuł wywiadu – „Przedsiębiorcy potrzebują zasad”.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.