38/2015

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Społeczeństwo

Bijemy sobie brawo

Od pani prezydent do kampanii reklamowej Brawo ja! To hasło błyskawicznie podbiło rodzimy internet i zostało przyswojone przez ludzi młodych. Teraz, za sprawą emitowanej w telewizji kampanii reklamowej jednego z operatorów sieci komórkowej, jego popularność zatacza jeszcze szersze kręgi. Skąd się wzięło? Popularne Hozmówki Wszystko zaczęło się we wrześ­niu 2014 r., kiedy pracownica jednej z warszawskich agencji reklamowych postanowiła założyć na Facebooku stronę Hozmówki z Hanną, która w humorystyczny sposób przedstawiała poczynania prezydent stolicy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Źródłem dowcipów, o czym świadczy sam tytuł fanpage’a, stała się również charakterystyczna wada wymowy. Na publikowanych grafikach zadowolona z siebie pani prezydent zawsze podsumowywała swoje dokonania krótkim stwierdzeniem: „Bhawo ja!”. Autorka strony i grafik doskonale wyczuła moment. Wszystko działo się w przeddzień październikowych wyborów samorządowych, więc strona notowała wręcz lawinowy przyrost facebookowych fanów. – Mieszkam w Warszawie i dopada mnie absurd tego miasta. Wkurza mnie działanie władzy – tak tłumaczyła później na łamach warszawskiego dodatku do „Gazety Wyborczej” przyczyny swojej wirtualnej aktywności. Z obrazków publikowanych w ramach Hozmówek skwapliwie korzystali też oponenci polityczni pani prezydent, którzy krytyczne komentarze wobec Platformy i Hanny Gronkiewicz-Waltz opatrywali

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Pamięć ludzka jest wybiórcza

Utrata pamięci o niewolniczym statusie chłopa i związanej z nim ciemnej karcie ziemiaństwa jest bardzo głęboko ukryta Prof. Andrzej Leder – filozof, pracuje w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, autor książki „Prześniona rewolucja” Czy oglądał pan „Pamięć absolutną” – taki stary film z Arnoldem Schwarzeneggerem? – Pewnie go widziałem, ale treści nie pamiętam. W tym filmie istotny jest właśnie wątek pamięci – bohaterowi zostają wszczepione fałszywe wspomnienia. Jeszcze w latach 70. amerykańska psycholożka Elizabeth Loftus udowodniła, że to możliwe. – Z moich doświadczeń wiem, że najczęściej pamięć ludzka nie jest fałszywa, lecz wybiórcza, przykrojona do wzorców i ideałów, którym dana osoba lub podmiot – bo pamięć ma wymiar nie tylko indywidualny, ale również zbiorowy – chce sprostać. Mamy do czynienia ze zjawiskiem, które można nazwać pracą pamięci, budowaniem swojego wizerunku pasującego do wyznaczonego celu lub oczekiwań. Materia, z której kroimy swoją pamięć, może być autentyczna, ale może też być produktem fantazji. – To właśnie wynika z wybiórczego traktowania własnych doświadczeń, rozdymania ich i lukrowania, by sprostać jakimś oczekiwaniom. Rzadko są to zupełne fantazje. Prof. Loftus poprosiła starszych braci, by opowiedzieli młodszym, że ci we wczesnym dzieciństwie zgubili się w centrum handlowym. Oni te wspomnienia potraktowali

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Frankowicze przed wyborami

Banksterzy. To słowo robi furorę. Widać, że wyjątkowo dobrze trafiło w nastroje Polaków. I łatwo się domyślić, kogo dotyczy. I zrozumieć, nawet za granicą, bo są przecież: Banksterzy zagraniczni Zwykle ostro ze sobą rywalizujący o naszą kasę, ale niezwykle solidarni, gdy ktoś chce im się dobrać do niebotycznych zysków. Wtedy nie ma przebacz. Dowody? Choćby zaszantażowanie polskiego rządu przed decyzją Senatu w sprawie przewalutowania kredytów frankowych. Bardzo skuteczne. Bo Senat wywrócił projekt sejmowy. Od interesu włas­nych obywateli ważniejsze okazały się: niemiecki Commerzbank (właściciel mBanku), austriacki Raiffei­sen, portugalski Millennium i amerykański GE (właściciele BPH i GE Money Bank). Żartownisie z tych banków straszą, że takie działania polskiego rządu byłyby bezprawne. I kto to mówi? Banki, które stosowały instrumenty spekulacyjnej gry na kurs walut. Banki, które świadomie oferowały oszukańcze produkty. Banksterzy krajowi Takie jedno pytanko. Czy banki mogą opierać swoją działalność na oszustwie? A jeżeli tak by się stało, to czy państwo może taki stan tolerować? A jeśli toleruje, to czy możemy ufać państwu, które w pogardzie ma oszukanych? Czy państwo może, w porozumieniu z bankami, dzielić oszukanych na tych, którym pomoże, i resztę, którą ma w nosie? Bankowców zadowolonych z tego, że interes kwitnie, czekają trudne czasy. Frankowicze i inni oszukani kredytobiorcy stoją

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

W Lublinie lokatorzy będą fruwać

Kto nie narzeka na spółdzielnie mieszkaniowe? Są powody, to się narzeka. Ale trzeba mieć wyjątkowego pecha, by trafić na taki twór jak Spółdzielnia Mieszkaniowa im. W.Z. Nałkowskich w Lublinie. Wspólnoty mieszkaniowe mają tam, mimo suszy, kompletnie przechlapane. Pomysły prezesa Piotra Gałki są nowatorskie. W swoim rodzaju oczywiście. A czym zasłużył sobie na miano odkrywcy? Wezwaniem wspólnot mieszkaniowych, by płaciły za… używanie chodników oraz bawienie się z dziećmi na placach zabaw. Z rozpędu opodatkował też budynki, które nigdy nie były własnością spółdzielni, bo są to dawne bloki zakładowe. Ale kto by wchodził w takie szczegóły? Zwłaszcza że władze spółdzielni są już nawet politycznie przygotowane na nowe rozdanie. Dwaj jej przedstawiciele są dubeltowymi radnymi – są zarówno w radzie miasta, jak i w radzie nadzorczej spółdzielni. No i oczywiście w PiS. Mieszkańcy wspólnot przygotowują się do fruwania, bo gratisowe chodzenie przy bloku im się kończy. A prawnicy? Mówią, że ruchy spółdzielni to absurd, pieniactwo, paranoja. Co nie przeszkadza zarządowi w szykowaniu pozwów przeciwko mieszkańcom. Ciąg dalszy nastąpi.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Listy od czytelników nr 38/2015

Alarmowa gotowość wojska Gen. Piotr Makarewicz w wywiadzie „Armia jednorazowego użytku?” (PRZEGLĄD nr 33) skupia się na najważniejszych zmianach w naszych siłach zbrojnych. Nie mówi więc o mniejszej wagi pomysłach min. Klicha, np. o likwidacji stołówek żołnierskich czy pralni wojskowych. Ani o wyprowadzaniu jednostek z małych miejscowości do dużych miast. A łączy się to z zagadnieniem gotowości i sprawności wojska. Gdy w latach 60. przebywałem w Krośnie Odrzańskim, kadra zawodowa musiała stawić się w jednostce w ciągu maksymalnie 40 minut od chwili ogłoszenia alarmu. A jednostka miała 60 minut na opuszczenie koszar z całym sprzętem! Alarmy dla kadry odbywały się przynajmniej raz w miesiącu, alarm z opuszczeniem koszar bywał zaś przynajmniej raz w roku. Ciekaw jestem, jakie teraz – po „reformach” min. Klicha i jemu podobnych – są normy czasowe alarmów, szczególnie w dużych miastach. Czy w ogóle robi się takie sprawdziany? Wątpię, ponieważ od wielu lat nie widziałem na drodze kolumny wojskowej ani wojskowego eszelonu. Liwski O jeden kadr wcześniej W 37. numerze PRZEGLĄDU na s. 61 zostało zamieszczone zdjęcie podpisane: „Nec Hercules contra plures, czyli i Herkules cielę, kiedy wrogów wiele – izraelski żołnierz zaatakowany przez Palestyńczyków podczas demonstracji przeciwko budowie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zdrowie

Wędrówki po in vitro

W Austrii dofinansowywane są cztery próby, w Niemczech – trzy, a w Szwajcarii można tylko odliczyć koszty od podatku Austria: in vitro także dla azylantów Pierwsze austriackie dziecko „z probówki” skończyło właśnie 33 lata. 5 sierpnia 1982 r. w wiedeńskiej klinice uniwersyteckiej przyszedł na świat chłopak. Jak na wielonarodowe państwo przystało, Zlatan Jovanović pochodził z rodziny imigrantów z ówczesnej Jugosławii. Austria była szóstym krajem na świecie, który wprowadził in vitro. Wcześniej kobiety nawet przyjaciołom nie przyznawały się do sięgania po tę metodę, teraz chętnie blogują, opowiadają anonimowo o swoim szczęściu. W ośmiomilionowej Austrii dla ok. 30 tys. par sztuczne zapłodnienie to jedyna droga do bycia rodzicami. Podstawą prawną leczenia niepłodności jest Ustawa o medycynie reprodukcyjnej (FMedG) uchwalona w 1992 r. i znowelizowana w roku ubiegłym. 70% kosztów leczenia pokrywają specjalny fundusz kompensacyjny na rzecz rodzin oraz kasy chorych w ramach funduszu IVF. Wiele dyskusji wywołała kwestia, komu należy się wsparcie państwa. Mimo sprzeciwu Kościoła katolickiego Austria rozszerzyła pomoc finansową w sięganiu po in vitro na zarejestrowane związki partnerskie (tego w Polsce nie mamy), w tym związki dwóch kobiet, oraz na związki nieformalne. Wykluczone z niej są natomiast osoby samotne. Wsparcie finansowe dotyczy maksymalnie czterech prób

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Tomasz Jastrun

Referendum i referendum

Niewiele brakowało, a nie poszedłbym na referendum przez zagapienie się. W ostatniej chwili przypomniałem sobie o nim i nie poszedłem świadomie. Referenbum – tak nazwał to głosowanie mój pięcioletni synek i świetnie to pasuje do tego, co się wydarzyło. Żal mi Bronisława Komorowskiego – niefortunna, paniczna decyzja o referendum i obecna klęska tego aktu nakłada się na jego porażkę wyborczą i zdaje się, że przegrał znacznie bardziej, bo jest do niego żal, już nawet o całokształt sytuacji z prawicą dyszącą nam w kark. • Mecze piłkarskie z udziałem polskiej reprezentacji. Moja labilność w stosunku do polskiej drużyny jest również labilnością w moim stosunku do Polski. Inteligent polski już tradycyjnie ma bardzo chwiejny stosunek do swojej ojczyzny, w czym ona odpłaca mu z nawiązką. • U sąsiadów urodziny kolegi mojego syna. Gospodyni ostrzega, że babcia ma 90 lat i oszalała, ogląda tylko Telewizję Republika i czyta ich pisma. I rzeczywiście, siedzę obok babci, która zajęła zaszczytne miejsce przy stole, a babcia wydaje się doskonale zmanipulowana, ale nawet gniewać się na nią nie mogę. Jak na swój wiek jest w genialnej formie. I ma wyjaśniony świat od a do zet. Jest tylko dramat, gdyż nikt z rodziny nie podziela jej poglądów, ale też nikt nie chce jej sprawić przykrości. To wielka sztuka mieć 90 lat

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Franciszek obcy nad Wisłą

Coraz bardziej powiększa się rozdźwięk między tym, co proponują polscy hierarchowie, a tym, co dzieje się w Watykanie Apel papieża Franciszka o przyjmowanie przez parafie i zgromadzenia zakonne uchodźców jest kolejnym dowodem na zmianę stylu pontyfikatu. Ten zupełnie odmienny sposób „papieżowania” od początku budził nad Wisłą konsternację. Główną tego przyczyną jest dominacja autorytarnego modelu katolicyzmu, jaki próbował narzucić Kościołowi Jan Paweł II, ale również intelektualna bezradność obecnego Episkopatu, w zdecydowanej większości pochodzącego jeszcze z nominacji polskiego papieża. Większość polskiego kleru i prawicowych dziennikarzy przywykła do agresywnej retoryki, która pojawiła się w Watykanie w ostatnich latach pontyfikatu Jana Pawła II i została wręcz wzmocniona przez Benedykta XVI. Jego abdykacja na początku 2013 r. była jasnym sygnałem kompromitacji tej konfrontacyjnej postawy. Mimo to otwartość Franciszka napotyka w polskim Kościele opór. Nie jest on oczywiście artykułowany wprost. Strategię stosowaną przez większość polskiego kleru można nazwać selektywnym przemilczaniem. Owszem, odnotowuje się słowa Franciszka i miejsca, które odwiedza, ale ani nie analizuje się jego słów, ani nie komentuje wyborów. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest rosnąca obcość Kościoła Franciszka, a nawet coraz większy rozdźwięk między tym, co proponują polscy hierarchowie, a tym,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Złoty wiek zakończony rozbiorami

Upadek Polski w 1795 r. to wynik słabości państwa, konserwatyzmu magnaterii, przekupności szlachty i nierówności społecznych Wrażenie jest silne i porównanie, niestety, ciśnie się samo. Z jednej strony, podziw obecnej koalicji rządzącej dla własnych niezwykłych sukcesów i „złotego wieku”. Z drugiej, katastrofalna sytuacja Polski w świetle danych statystycznych o wysokości zarobków i dysproporcjach majątkowych – dwie trzecie Polaków zarabia poniżej 2,7 tys. zł netto. Szanse zwykłego Kowalskiego na kupienie mieszkania są minimalne. Miliony Polaków z klasy średniej z trudem wiążą koniec z końcem, spłacając ogromne kredyty hipoteczne, nie tylko we frankach szwajcarskich. I tak dalej. Lista wad i usterek III RP jest niezwykle długa i kończy się na emeryturze, która była mała, a w nowym systemie jeszcze się zmniejszyła, gwałtownie i szokująco, z 70% pensji do 25-30%. Taka sama sytuacja panowała w Polsce czasów saskich, gdy pośród zrujnowanego kraju elity sarmackiej szlachty zachwycone były polowaniami, swoją znakomitą sytuacją materialną i jakością pitych przez siebie trunków. W 1756 r. magnat Wacław Rzewuski zapewniał, że powodzi mu się świetnie, ilustrując stan tępego sarmackiego samozadowolenia wypowiedzią: „(…) nie masz pod słońcem narodu, który by z nami w szczęściu się zrównał. (…) obfitujemy chwała Bogu we wszystko, swoboda, dostatki, bezpieczeństwo,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Uczciwy jak tabloid

Twórcy „Faktu” i „Super Expressu” są w stanie posunąć się do wszystkiego Nakład „Faktu” i „Super Expressu” w latach 2006–2013 mocno spada. Jesienią 2013 r. niemiecki tabloid sprzedaje 324 tys. tysiące egzemplarzy, polska bulwarówka – tylko 155 tys. – Wystraszeni odpływem targetu, bo tak się tam nazywa kupujących, zaczęli robić rzeczy najgorsze – powie nam rok później Grzegorz Lindenberg (dziennikarz, pierwszy naczelny „Super Expressu” – przyp. red.). – To przestały być gazety rozrywkowe. Stały się potworami. Rozbudzanie fobii, łamanie wszystkich zasad. Jedyną i ostatnią granicą, której nie przekraczali i nie przekraczają do tej pory, jest granica strachu przed przegranym procesem i jakimś gigantycznym odszkodowaniem. Poza tym twórcy obu tych produktów – bo ani to dziennikarze, ani gazety – są w stanie posunąć się do wszystkiego. Nie mają już żadnej pozytywnej cechy. Nie niosą niczego dobrego. Szczują, podważają międzyludzkie zaufanie, odzierają ludzi z godności. Dzięki Bogu ich czytelnictwo wciąż spada – trochę wolniej niż prasie poważnej, ale to wynika tylko z tego, że czytelnicy tabloidów nie mają dostępu do internetu. W ciągu kilku lat internet będzie wszędzie, a wówczas tabloidy przestaną się ukazywać, bo nie będą nikomu potrzebne. Reklamodawcy –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.