Wydawca na unijnym gruncie

Wydawca na unijnym gruncie

Łatwiej podpisywać umowy i drukować się za granicą, ale na dotacje trudno liczyć Rok minął i kolejne branże analizują, jak im się żyje po wejściu do Unii. Już wiadomo, że rolnikom całkiem nieźle, a rybakom – niekoniecznie. A polskie wydawnictwa książkowe? Co prawda, produkują towar na razie w Polsce niezbyt chodliwy, ale jeśli równać do pozytywnych standardów unijnych, to we wszystkim. Widać zatem jakieś zmiany? Kontakty i informacje – Z punktu widzenia naszego wydawnictwa wejście do Unii niewiele zmieniło – mówi prezes Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych, Jan Rurański. – Wynika to ze specyfiki naszej oficyny, nasz klient to głównie uczeń i nauczyciel na rodzimym rynku. – Teoretycznie niewiele się zmieniło – zgadza się Sonia Draga, prezes Wydawnictwa Sonia Draga, wydawcy m.in. „Kodu Leonarda Da Vinci”. – Oczywiście, wraz z Unią przyszedł VAT na książki, ale również silniejsza złotówka, a dzięki niej prawa autorskie są teraz trochę tańsze. Na pewno ułatwione są kontakty z Zachodem czy zamawianie produkcji albo usług za granicą. – Ułatwiony jest choćby wyjazd na targi, a także przepływ informacji, nabywanie praw autorskich – mówi Iwona Haberny, szefowa promocji krakowskiego Wydawnictwa Literackiego. – Działamy na normalnych warunkach rynkowych. I tak powinno być. Otworzyliśmy się na świat. Bez trudu mogą funkcjonować takie oficyny jak nasza – polsko-europejski przekładaniec, bo właścicielem Wydawnictwa Literackiego jest w 85% Vera Michalska, założycielka wydawnictwa Noir sur Blanc w Szwajcarii, a potem oddziałów w innych krajach, w tym w Polsce. My tu wydajemy zachodnie tytuły, a w Szwajcarii wychodzi Mickiewicz, Libera czy Masłowska – podkreśla. Łatwiej podpisywać umowy za granicą czy prowadzić rozliczenia finansowe między wydawnictwami. Wydawcy odczuli też zmianę nastawienia agentów literackich, zwłaszcza z USA. – Przedtem traktowano nas trochę podejrzliwie – mówi Jacek Marciniak z wydawnictwa Studio EMKA. – O prawa do książki Billa Gatesa dobijałem się ponad rok. Gdybym wtedy był obywatelem kraju unijnego, odbyłoby się to szybciej i w bardziej partnerski sposób. – Z drugiej strony, taki agent amerykański oczekuje sporej sprzedaży książki – podkreśla Sonia Draga. – W końcu jesteśmy dużym krajem, i to unijnym. Polscy wydawcy zaczynają też zrzeszać się w europejskich organizacjach branżowych, tak jak WSiP, członek European Educational Publishers Group. – Nasze podręczniki są nagradzane przez stowarzyszenie, co udowadnia, że są na europejskim poziomie – podkreśla prezes Rurański. – Pojawiają się również pierwsze próby ponadnarodowej współpracy. Dwa wydawnictwa: niemieckie i francuskie postanowiły wydać wspólny podręcznik do historii. Może my też się doczekamy takiej współpracy. Otwarcie granic stworzyło możliwości zamawiania usług, np. druku, za granicą. – Myślę, że polska poligrafia będzie musiała podwyższać standardy, bo już teraz na bardzo wysokim poziomie, a w porównywalnych cenach albo taniej drukują Czesi i Węgrzy – mówi Jacek Marciniak. – Na druk na niektórych rodzajach papieru u nas drukarnie każą długo czekać, więc opłaca się drukować w Budapeszcie lub w Bańskiej Bystrzycy. Dotacje nie dla książki Jednak w kwestiach finansowych i dotyczących dystrybucji pokłady optymizmu są już dużo mniejsze. Wydawcy narzekają na mało profesjonalny system dystrybucji, któremu daleko choćby do modelu francuskiego, gdzie hurtownik jest w stanie podpowiedzieć, w jakim nakładzie, a nawet czasie wydrukować dany tytuł. Członkostwo w Unii dało wielu branżom szansę uzyskania dotacji. Teoretycznie możliwości w dziedzinie kultury jest sporo, bo i Komisja Europejska wspiera projekty w ramach Programu Ramowego Kultura 2000, i są dotacje na różne przedsięwzięcia jednoroczne, wieloletnie, specjalne i tematyczne. Istnieją programy wspólnotowe, które służą także finansowaniu przedsięwzięć kulturalnych, oraz fundusze strukturalne. Ponadto mrowie fundacji i organizacji wspierających działalność kulturalną. Tyle teoria. – To ładnie wygląda na papierze, ale w praktyce wydawca ma niewiele możliwości skorzystania z funduszy unijnych. Analizowałam tę kwestię od kilku lat, robiłam dwa podejścia, chcąc uzyskać dotacje na zakup maszyn czy komputerów ze specjalistycznym oprogramowaniem graficznym. I w rezultacie zraziłam się – opowiada Sonia Draga. – Interesowaliśmy się dotacjami, ale we wspieraniu kultury książka jest na ostatnim miejscu – podkreśla Magdalena Chorębała z wydawnictwa Santorski&Co. W ramach programu Kultura

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2005, 2005

Kategorie: Kultura