Osiem lat temu Krzysztof Ortmann zachorował na raka jelita grubego. Lekarze zalecali chemioterapię, odmówił. Wrócił do szkoły, jednak diametralnie zmienił styl życia, zaczął stosować diety, leczył się ziołami i przesiadł na rower. Z rakiem wygrał, ale rozpadło się jego małżeństwo. – Dla Krzysztofa liczyła się tylko praca. Trzeba było posłuchać, z jakim entuzjazmem rozmawiał o wycieczkach rowerowych. Lecz o molestowanie bym go nie podejrzewała, powiedziałam to zresztą pani dyrektor Karwackiej. Był impulsywny, spontaniczny, nie dbał o szczegóły, skracał dystans, gestykulował, tego poklepał, tamtego trącił, ale nie miało to żadnego złego kontekstu. Po prostu robił to machinalnie, emocjonalnie, a mogło to zostać inaczej odebrane – mówi Joanna Ortmann, przed śmiercią męża będąca w trakcie rozwodu.
Jeden z internautów pisze: „Nawet najlepszy, uczciwy, z pasją nauczyciel będzie przez jednych lubiany i szanowany, a przez drugich wyśmiewany i szykanowany. Krzysztof był barwnym unikatem. A to, co odmienne, wzbudza opór”.
– Latem zeszłego roku do brata przyszła policja – opowiada Artur Ortmann. – Chodziło o głośną sprawę pedofila z Borcza. Okazał się nim zupełnie inny mężczyzna z Gdańska, który został ujęty. Lecz brat został przesłuchany w obecności swoich synów. Ktoś go wskazał, podając adres, bo jeździł na rowerze i nosił okulary jak tamten człowiek. Myślę, że już wówczas wszystko się zaczęło…
Dążyliśmy do prawdy
Rodzina Krzysztofa i całe środowisko czeka na wynik prokuratorskiego śledztwa. Mówią, że najgorsze jest pozostawienie tej sprawy w zawieszeniu. Artur Ortmann złożył już w prokuraturze zawiadomienie o mobbingu. Będzie walczył o dobre imię brata.
– Są trzy odpowiedzi na pytanie, czy dziecko zostało skrzywdzone: tak, nie i nie wiem – tłumaczy Krzysztof Sarzała, szef Centrum Interwencji Kryzysowej PCK w Gdańsku. – Czasem mówię: nie wiem. Wszystko trzeba zweryfikować przed zawiadomieniem policji lub sądu. W wieloetapowych działaniach biorą udział psycholodzy, pedagodzy, lekarze. Wtedy jest szansa na dojście do prawdy. Oczywiście może się zdarzyć, że oskarżenie jest fałszywe, a dziecko zostało zmanipulowane.
Katarzyna Karwacka nie wyjaśnia, w obecności jakich specjalistów rozmawiano z dziećmi obciążającymi nauczyciela. Gdy ją pytam, czy nie pośpieszyła się z decyzją o zawieszeniu i zawiadomieniu prokuratury, odpowiada: – Z perspektywy czasu sądzę, że zachowałabym się pewnie tak samo. Nie podejrzewałabym pana Ortmanna o to, że podejmie w tej sytuacji tak desperacki krok! Spodziewałabym się raczej, że będzie dochodził swoich racji w sposób dotychczas znany… Nikt z nas nie chciał i nie spodziewał się takiego zakończenia sprawy. Wszyscy dążyliśmy jedynie do prawdy.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy