Zalewająca krew

Przez wiele lat pisywałem w różnych gazetach i opowiadałem z estrady, że kiedy patrzę na to wszystko, krew mnie zalewa, ale wydawało mi się, że ja tylko tak sobie żartuję. Aliści okazało się, że ona mnie naprawdę zalewała, i to do takiego stopnia, że trafiłem do szpitala.
Kiedy zrozumiałem, że te będące w idealnej bieli istoty, które podłączają mnie pod aparaturę i poprawiają poduszki, to nie są aniołowie, a tylko przecudnej urody pielęgniarki, natychmiast odzyskałem przytomność i poprosiłem o kroplówki i gazety. Mój partner z łóżka obok, lekarz po operacji – wyobraź sobie, mój zdziwiony czytelniku, że lekarze też chorują, coś podobnego! – gdy to usłyszał, powiedział tylko, że przy takim tempie wchłaniania rzeczywistości do organizmu będę krwawił na okrągło, i dodał, patrząc na to, co robię, że nie ma takiej służby zdrowia, która by ten krwotok opanowała. I częściowo ten wybitny gastrolog miał rację. Zacząłem więc tym razem czytać inaczej, w gównianych wiadomościach szukać elementów pozytywnych.
Ot na przykład w opowieści biznesmena Romana Kluski, o tym, jak chciał wybudować na swoich własnych łąkach, gdzie pasą się jego owce, zwyczajną drewnianą oborę, chroniącą te, jakże podobne do nas, czyli narodu, bezbronne istoty przed głodem, chłodem i deszczem. Zebranie odpowiednich dokumentów, które pozwoliłyby mu przybić normalne gwoździe do równie banalnych desek, zajęło siedem miesięcy. Przyszły baca został potraktowany w urzędach jak budowniczy supermarketu, bo to niemożliwe, pewnie myśleli w urzędach, żeby biznesmen dbał o stado, a nie o siebie… ale uparł się i wygrał.
Myślę, że ten biznesmen humanista i romantyk nie wie, co go jeszcze czeka, kiedy owieczki postanowi zapłodnić przez inseminatora, który będzie musiał odmrozić zarodki czy jak tam je zwał. Ale to jego broszka i jego inseminator, i jego antyinseminatorzy, pomyślałem i zrozumiałem, że zaczynam myśleć pozytywnie, tzn. martwię się tylko o siebie.
Niestety, druga informacja, która do mnie po chwili dotarła, spowodowała, że natychmiast wróciłem do starego. A była to wiadomość, że nasz pan prezydent elekt poleciał rządowym samolotem na cztery dni do Palermo. Niby jego wygrana to i jego samolot, ale żeby go lepiej wykorzystać mógł na pokład zabrać również i brata. A chwilę później pojawiło się to bardzo bolesne pytanie. Skoro pan prezydent elekt reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość, to dlaczego pierwsze kroki skierował na Sycylię?
Gdy zadałem to pytanie panu ordynatorowi podczas obchodu, ten tylko ciężko westchnął i powiedział studentom:
– Tak właśnie wygląda nieuleczalny przypadek.
I dodał: – Natychmiast wypisać!

Wydanie: 2005, 48/2005

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy