Solidarnościowemu dyrektorowi Zamku Królewskiegonie może przejść przez gardło, że to I sekretarz KC PZPR kazał podnieść z ruin ten zabytek Rozmowa z prof. Tadeuszem Polakiem – Panie profesorze, Andrzej Rottermund, dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie, powiedział ostatnio publicznie, że obiekt, którym dziś zawiaduje, odbudowywany był niemal konspiracyjnie. I trudno dziś wymienić autora decyzji o tym przedsięwzięciu. A ja pamiętam społeczny zryw, ochotników do odgruzowywania, skarbonki, dary, opodatkowywania się w zakładach pracy… – Istotnie, po 1989 roku ukazało się wiele nieprawdziwych informacji o pracach badawczych i zabezpieczających, prowadzonych w latach 1945-1971 w ruinach zamku. Pomijano nagminnie, że odbywało się to za pieniądze przyznane przez władze Warszawy i Ministerstwo Kultury. Powstawała sugestia, że “jakieś siły” prowadziły roboty w ukryciu, konspiracyjnie. Taka taktyka miała na celu wymazanie “wstydliwego” faktu, że zamek został odbudowany w czasach PRL. Natomiast ostatnią wypowiedź dyr. Rottermunda trzeba zaliczyć do świadomego, dalszego pomijania historycznego wydarzenia, jaką była decyzja Edwarda Gierka o odbudowie zamku. – Jak pan sądzi, dlaczego dyrektorowi Rottermundowi nie może przejść przez gardło zdanie, że zamek odbudowano w okresie PRL? I to w imponującym tempie. – Pewnie czuje się uwarunkowany swym solidarnościowym rodowodem. Chce zdeprecjonować nasz wysiłek. Ale jak można mówić o jakiejś konspiracji, przecież pieniądze na odbudowę dawało społeczeństwo w sposób jawny i entuzjastyczny, a na budowie przez 13 lat pracowało stale około 400 specjalistów z PKZ i innych przedsiębiorstw. – To poproszę o komentarz do jeszcze jednej próby propagandowego manipulowania najnowszą historią: W 1995 roku, nieprzypadkowo w święto 3 Maja, na zlecenie WOT został wyemitowany film pod tytułem “Kulisy odbudowy zamku”. Architekt, Mieczysław Samborski, podający się za głównego projektanta opowiadał, jak to w obawie przed groźnymi represjami, w głębokim zakamuflowaniu, pracował nad projektem odbudowy zamku. I jak cierpiał, gdy za Gierka w celach propagandowych, rósł zamek potiomkinowski: z prowizorycznie kładzioną dachówką, oknami, które po wizycie władz na budowie trzeba było demontować. – Mieczysław Samborski uczestniczył w posiedzeniach, naradach konserwatorskich i kontrolach związanych z odbudową zamku. Należał do ścisłego kierownictwa PKZ. Wywiad, jakiego udzielił telewizji, zaskoczył nas wszystkich. Mimo wszystko nie zmieniłem pozytywnej opinii o tym architekcie. Nie mogę jednak zrozumieć motywów, jakie nim kierowały, gdy tak drastycznie mijał się z prawdą. Królewski czy Warszawski? – Pan był naczelnym dyrektorem Przedsiębiorstwa Państwowego Pracownie Konserwacji Zabytków, głównego wykonawcy restytucji zamku. Proszę przypomnieć prawdziwe dzieje tej odbudowy. – Nie sposób opowiedzieć w kilku zdaniach o latach pracy. Zachęcam do lektury książki pod moją redakcją pt. “Restytucja Zamku Królewskiego w Warszawie”, wydanej ostatnio przez “Projekt”. Szkoda również, że dotychczas nie została wykonana podjęta z wniosku prof. Stanisława Lorentza uchwała z 1978 roku Obywatelskiego Komitetu Odbudowy Zamku Królewskiego, aby jedną z sal przeznaczyć na stałą ekspozycję historii odbudowy. – To przynajmniej zarysujmy te dzieje. Wiadomo, że prof. Stanisław Lorentz walkę o zamek prowadził od września 1939 roku, gdy na dziedziniec królewski spadły pierwsze bomby niemieckie. Ale jak zachowywały się władze polityczne Warszawy i kraju po roku 1945? – Pozytywnie. Trzeba jednak pamiętać, że potrzeby zniszczonego kraju były ogromne i w tamtej sytuacji odbudowa zamku nie mogła należeć do pierwszoplanowych. Natomiast przez cały okres od 1949 r. do 1971 r. prowadzono prace zabezpieczające i badawczo-projektowe. Zamek Warszawski był pod stałą opieką konserwatorską. – Warszawski? – Nie przejęzyczyłem się. Dopiero Komitet Obywatelski używał, poczynając od apelu do rodaków, nazwy historycznej tj. “Zamek Królewski w Warszawie”. Jak zauważa Józef Kępa w swoich notatkach, w żadnym dokumencie z lat 1971-1984, dotyczącym odbudowy zamku, nie można się dopatrzyć myśli, że stanowi to wykonanie uchwały Sejmu z roku 1949. Nie przypisano mu siedziby reprezentacyjnej naczelnych władz, jak zakładał pierwotny projekt, ani roli pałacu kultury polskiej, jak proponował inż. Jan Sigalin. Prawdą jest natomiast, że na początku lat 70. Jan Szydlak, wówczas członek Biura Politycznego KC PZPR, wymógł na cenzurze, by w publikacjach prasowych używano określenia: Zamek Warszawski. Ten kuriozalny zapis stosowano, na szczęście, przez krótki czas i nie przestrzegano go rygorystycznie. – O co spierali się architekci i konserwatorzy? – O kształt odbudowy zburzonych obiektów. Prof. Jan
Tagi:
Helena Kowalik









