Zapiski z bezsennych nocy

Zapiski z bezsennych nocy

W ŚRODĘ WCZEŚNIE RANO UCHAŃSKI. Jak się czuję? Powtarzam mu, że kiedy mnie pytają, jak to się dzieje, że żyję, odpowiadam: „z przyzwyczajenia”. Roześmiał się, a ja dodaję, że coś w tym jest: przyzwyczajony jestem rano się budzić i zajmować się sobą. Ale nie dlatego dzwoni. Idzie o to, że przeprowadza się z „Iskrami” na aleję Wyzwolenia. Lokal mniejszy, a czynsz dwukrotnie wyższy. Musiał kilka osób zwolnić. Co będzie dalej, nie wie. Ja wiem, że tracę miejsce, do którego zachodziłem, jak dawniej do tygodnika „Świat”. Miejsce bliskie i przyjazne.

ZAWĘDROWAŁEM DO PIW-u, na Foksal, odwiedziłem Rafała Skąpskiego. PIW jest „w likwidacji”, ale Rafał działa, wydaje, walczy o przetrwanie. Pani minister kultury (Omilanowska) uchyla się od zajęcia stanowiska, to nie jej sprawa, to sprawa Ministerstwa Skarbu. Dostałem nowe, nieocenzurowane już wydanie Białoszewskiego „Pamiętnika z powstania warszawskiego”. (Napiszę o tym więcej, kiedy przeczytam całość). W samej narracji pan Miron świadomie wprowadza pewną manierę. Np.: „Zgodziliśmy się. Na to”. Adiustatorka pewnie się wściekała – nie tak się buduje zdanie! Gdzie się podziało orzeczenie? Tak się nie pisze! – ale musiała się z tym pogodzić. (…)

NIE BĘDZIE W TYCH ZAPISKACH CHRONOLOGII – trudno, nie ma chronologii w snach, umarli ożywają, starcy stają się dziećmi – na jawie też zdarza się czasem coś, co prosi się o odnotowanie – jakaś satysfakcja i mnie się należy. Mam więc ochotę – właściwie potrzebę – odnotować to, co napisał w liście do mnie Bronisław Łagowski, pobudzony lekturą „Dziennika…”. „Trudna jest sztuka pisania – pisze Łagowski – ale jeszcze trudniejsze nadanie znaczenia temu, co się napisało. Właściwie to drugie szczególnie w Autorze podziwiam. Prócz rozumu, za który jak mało kto jest szanowany, zna jeszcze sztuczki pisarskie”. I tu pan Łagowski robi na marginesie przypis, że „to nie są sztuczki”, ale „sposób odczuwania rzeczywistości”. Cieszy go, że moi autorzy – Berlin, Boy, Montaigne, Hercen, Maurois – są to i jego „ulubieni autorzy”. (…)

Z panią Olą Szarłat w „Czytelniku” nad tekstem wywiadu, który ma pójść w „Przeglądzie”. Poprawki niewielkie, ale bardzo istotne (dzisiaj każdy drobiazg staje się istotny). Raz po raz odbiegamy w rozmowie do spraw, które nas dręczą. Pani Ola o awanturze podczas czyichś imienin – okazało się, że solenizantka jest za PiS-em. Piło się dalej, alkohol na poziomie, ale zakąska przestała smakować. (…)

SKOŃCZYŁEM 92 LATA. Matematycznie wygląda to jak zagrożenie. Wiem, że cokolwiek tu napiszę, piszę jakby nie dla siebie. Dla czytelników. I dla najbliższych. Tak to będzie odebrane. Zadaję sobie pytanie: czego ode mnie oczekują? Jakich słów? Jak te słowa przyjmą? Myślałem o tym w nocy, spokojnie, jak o czymś zwykłym. Jaka jest prawda – w tym właśnie dniu, z tą liczbą, która zapowiada to, co nieuchronne – zapowiada zresztą w życiu ludzkim od początku, od narodzin. Prawda jest taka, że chcę żyć. Różewicz zmarł we śnie. Madzia powiedziała, że to idealna śmierć – ja mam wątpliwości. Wolę świadomość, spokojne załatwianie spraw. Jak w tym dowcipie żydowskim: cała rodzina zebrała się u łoża umierającego kupca, on przygląda im się i mówi: – Wszyscy jesteście tutaj – a kto pilnuje sklepu? Czytałem w nocy wydany pośmiertnie wybór wierszy Różewicza, redaktor Jacek Gutorow dał wyborowi tytuł: „Znikanie”… Tak, to jest o tym. Wiersze o znikaniu. Wciąż do tego wracał.

…o godzinie 22 przyszła
śmierć i mówi
nie pisz już tych słów
siedź prosto
odłóż pióro opuść ręce.

Zakończenie wiersza z roku…1958. (Miał wtedy 37 lat). A ode mnie w ostatnim czasie domagał się, żebym napisał pogodną powieść, żebym sprawił ludziom przyjemność. Nie był pozbawiony poczucia humoru, o nie, ale widział przed sobą inne zadanie: penetrowanie w głąb tragizmu, oskarżanie – ludzi i nieobecnego Boga. Odwróconego od naszych tragedii. Jeśli humor – to szyderstwo. Sprawić przyjemność? Myślę o tym, że to wcale nie układa się tak prosto: przyjemność można sprawić czytelnikowi, pisząc książkę dramatyczną. Wydobywając wzruszenie. Może być wdzięczny za to, że zalał się łzami. (…)

Usiłowałem zasnąć. Nie mogłem. Czytałem „Made in Poland”. Rozmowy ze Stanisławem Likiernikiem. Romek Bratny przedstawił go w „Kolumbach” jako odważnego Żyda Skiernika o pseudonimie „Machabeusz”. To nieporozumienie, protestuje wzburzony Likiernik (który zresztą o nadanym mu pseudonimie nie wiedział), „jestem Polakiem!”. Kim człowiek jest, twierdzi, to kwestia wyboru. (Inaczej o tym sądził Sartre: „Żydem jest ten, kogo inni uważają za Żyda”. Coś podobnego pokazuje Max Frisch w przytoczonym przeze mnie fragmencie jego dziennika, zatytułowanym „Żyd z Andory”. W tamtych czasach, opowiada Likiernik, w języku pewnych ludzi słowa „Żyd” i „tchórz” były synonimami. „Możliwe, że w jakimś stopniu chęć udowodnienia, że jest inaczej, stała u podstaw intensywności patriotyzmu naszej rodziny. Ale wtedy byłem trochę zdezorientowany, zaniepokojony. Czułem się Polakiem i tylko Polakiem”.

Panowie Marat i Wójcik przyciskają „Machabeusza” do ściany: według paragrafów norymberskich był stuprocentowym semitą. Likiernik przyznaje, że postarali się z matką o fałszywe, „aryjskie” metryki chrztu. W Konstancinie, gdzie od lat mieszkali, wszyscy o nich wiedzieli, nikt nie doniósł. Ale jednak wyekspediowali matkę pod Stanisławów, na wieś, gdzie przygarnęła ją rodzina Bratnego. Przez pół roku pasła krowy. Jacyś dwaj wujowie zginęli jednak w getcie. Ojciec, bohaterski legionista, piłsudczyk, zawodowy oficer w randze majora. Stach nieoczekiwanie dzieli się refleksją: ojciec awansowałby na pułkownika, gdyby nie pochodzenie. Rozmowy wydobywają tłumiony (często spotykany) kompleks: ja jestem taki jak oni (Stach, blondynek, dowiedział się o swoim pochodzeniu, kiedy miał 10 lat – to był szok, przyznaje) – umiem się bić, wszystko potrafię to, co oni! (Dotknąłem tego bardzo niewinnie, pogodnie w książce i filmie „Bitwa o Kozi Dwór”). Kiedy Likiernik w rozmowie godzi się już ze swoim pochodzeniem, to jednak, chcąc dowieść, że on jest „inny”, demonstruje „antyizraelskość”. To częsta słabość żydowskich intelektualistów, można przytoczyć sporo nazwisk, ale daruję to sobie. (…)

Tytuł i skróty pochodzą od redakcji

Fragmenty książki Józefa Hena Powrót do bezsennych nocy. Dzienniki, Sonia Draga, Katowice 2016

Strony: 1 2

Wydanie: 2016, 32/2016

Kategorie: Książki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy