Zarobić na polskim wzornictwie

Zarobić na polskim wzornictwie

28.04.2014 Warszawa Otwarcie muzeum "Czar PRL" Fot.Krystian Dobuszynski/REPORTER

Największe perełki z lat PRL ciągle można znaleźć po prostu na śmietnikach Ceny polskiego wzornictwa przemysłowego z okresu PRL ciągle rosną. Wśród rekordów aukcji designu DESA Unicum można znaleźć fotel projektu Marii Chomentowskiej z 1957 r. wylicytowany za 42 tys. zł oraz fotel Romana Modzelewskiego z 1970 r. sprzedany za 80 tys. zł. Ten ostatni, czyli model RM58, szczególnie przypadł do gustu Amerykanom. Projekt z tamtych czasów zadebiutował w nowojorskim MoMA Design Store w 2019 r., stając się tam bestsellerem. – A jeszcze kilka lat temu niektórzy śmiali się, że zbieranie designu z PRL jest jak kolekcjonowanie butelek po mleku – mówi Katarzyna Jasiołek, autorka książki „Asteroid i półkotapczan. O polskim wzornictwie powojennym”. – Od kilkunastu lat obserwujemy fale zainteresowania różnymi kategoriami polskiej powojennej sztuki użytkowej, m.in. porcelaną, meblami, tkaniną. Pierwsze prywatne kolekcje zaczęły powstawać w latach 90. Były to wówczas pojedyncze w skali kraju zbiory, tworzone dość intuicyjnie, bez szerszego rozpoznania tematu. Dziś ich status jest zupełnie inny – mówi Cezary Lisowski, historyk designu i koordynator projektów aukcyjnych w DESA Unicum. PRL-owskie projekty zaczęły się pojawiać na wystawach, we wnętrzach modnych klubów, powstały specjalizujące się w ich renowacji dochodowe firmy. Zwiększyła się również świadomość tego, że fotel stojący całe życie w salonie babci ma swoją historię, ma projektanta. Jednak mimo trwającej od kilku lat popularności ciągle prawdziwe perełki z tamtych lat można znaleźć po prostu na śmietnikach. Piękno dla wszystkich W czasie wojny nietrudno stracić szkło i porcelanę. Meble często zostawały w opuszczonych domach. Jednak duże szafy, skrzynie i kredensy nie nadawały się do nowych metraży. Zmiana stylu życia i ustroju oznaczała zmianę sprzętów codziennego użytku. Atutem stała się lekkość i funkcjonalność oznaczająca wielozadaniowość mebli. Ta kwestia została podniesiona podczas II Ogólnopolskiej Wystawy Architektury Wnętrz w 1957 r., w czasie której jedna z makiet prezentujących przegląd dostępnych w sklepach mebli skrytykowana została za promowanie burżuazyjnych trendów, w których każdy mebel i pomieszczenie pełni jedną określoną funkcję. A przecież kiedy salon, jadalnia i sypialnia stawały się jednym pomieszczeniem, trudno było pozwolić sobie na osobne sofę i łóżko. Osobą świadomą zmieniających się trendów była Wanda Telakowska, matka polskiego powojennego designu i dyrektor artystyczna założonego w 1950 r. Instytutu Wzornictwa Przemysłowego. Postulowała ona zniesienie podziału między sztuką czystą i użytkową, proponując pracę przy projektowaniu codziennych przedmiotów artystom plastykom i promując hasło „Piękno dla wszystkich na co dzień”. Podstawowym zadaniem instytutu było podniesienie poziomu estetyki obecnych na rynku produktów, opracowywanie wytycznych dla gospodarki, a także prowadzenie komisji zatwierdzających do produkcji przedmioty z ceramiki i szkła (meblami zajmowało się Zjednoczenie Przemysłu Meblarskiego). Ideałem miał być plastyk w każdym zakładzie pracy, doglądający procesu produkcji. Między innymi dzięki pracy Telakowskiej, a także otwarciu się rynków po odwilży, lata 1956-1968 stały się czasem największego rozwoju i rozkwitu polskiego designu. To wtedy powstawały najsłynniejsze projekty charakteryzujące się abstrakcyjną kompozycją, żywą kolorystyką i oryginalnym kształtem. Problemy z zaopatrzeniem Pytanie, które samo ciśnie się na usta, brzmi: dlaczego, skoro było tak dobrze, w sklepach było tak źle? Lata PRL nie kojarzą się bowiem z nadmiarem eleganckich mebli dostępnych dla każdego. Pierwszym problemem był, jak zwykle w podobnych przypadkach, rozłam między koncepcją artystyczną a oczekiwaniami wobec gospodarki. Fabryki, które i tak nie nadążały z wygórowanymi normami produkcyjnymi, upraszczały dostarczane im przez projektantów wzory. Na rynku nie było odpowiednich materiałów, brakowało fachowców i surowców. Przede wszystkim jednak najlepsze polskie projekty z założenia nie miały trafiać na rodzimy rynek. Polski design był produktem dewizowym, eksportowanym za granicę. Szczególnie dobrze przyjął się w Skandynawii (polskie produkty można było kupić nawet w popularnej sieci IKEA na długo przed wejściem szwedzkiego sklepu na nasz rynek). Pokazywany był również na zagranicznych wystawach, gdzie święcił triumfy. – Absolutnym hitem były wtedy figurki produkowane przez Instytut Wzornictwa Przemysłowego, czyli jedna z najpiękniejszych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 37/2021

Kategorie: Kultura