Zginęli w Wielkim Kanionie

Zginęli w Wielkim Kanionie

Skalny cud natury śmiertelną pułapką Od 1860 r. w Wielkim Kanionie Kolorado zginęły tragicznie co najmniej 683 osoby. Może to dziwne, ale większość tragedii jest wynikiem nie udaru słonecznego, upadku w przepaść czy zawału, lecz katastrof lotniczych. Samoloty zderzały się tu lub roztrzaskiwały o skały (259 ofiar śmiertelnych w samym kanionie i 120 w okolicach). Ok. 80 osób utonęło. 20 czerwca br. we wzburzonej wodzie utonął 16-letni skaut Kreg Harrison Jr. z St. George w stanie Utah. Wraz z kolegami z drużyny próbował przepłynąć pod wodospadem Mooney Falls, lecz porwały go silne prądy. Przyjaciele usiłowali ratować Krega i także o mało nie zginęli. Trzeba było utworzyć ludzki łańcuch, aby ocalić dwóch chłopców, uwięzionych za wodną ścianą. Wielki Kanion Kolorado jest jednym z cudów natury, co roku odwiedza go prawie 5 mln turystów. Większość tylko podziwia bajeczne krajobrazy z punktów widokowych, ale 40 tys. decyduje się na wędrówki. Nie wszyscy wracają. Jedni spadają w przepaście, drugich zabijają wyczerpanie i upał. Najwięcej tragedii wydarza się latem, kiedy temperatura przekracza 40 stopni Celsjusza. Zimą wędrowcom zagraża mróz. Wiele ofiar pochłonęły rwące nurty Kolorado – pozornie bezpieczne zejścia do rzeki okazują się potrzaskiem. Obluzowane kamienie na ścieżkach zdradziecko usuwają się spod stóp. Ulewy błyskawicznie zmieniają wąwozy w potoki. Podczas burz nie ma gdzie uciec przed piorunami. Niektórzy giną na skutek lekkomyślności, ale śmierć dosięga także doświadczonych wędrowców i adeptów sportu. Nad krawędzią W lipcu 2004 r. 24-letnia Margaret Bradley, uczestniczka biegów maratońskich, studentka uniwersytetu w Chicago, postanowiła pobiegać w kanionie. Nie miała mapy, zabrała tylko dwa litry wody. Próbowała się ratować, schodząc do Kolorado, i utknęła w skalnej pułapce, 200 m od rzeki. Młodą kobietę znaleziono martwą w pozycji embrionalnej, z głową opartą na plecaku. Eksperci podkreślają, że wędrowiec na pustyni traci przez godzinę co najmniej litr płynu. Przez miliony lat rzeka Kolorado wyrzeźbiła niezwykły kanion w łupkach, piaskowcach i granitach płaskowyżu Arizony. Na jego zachodnim krańcu znajduje się jeden z najsłynniejszych na świecie parków narodowych. Pracownicy Parku Narodowego Wielkiego Kanionu w wielu miejscach postawili tablice przedstawiające młodego, krzepkiego mężczyznę na szlaku. Napis brzmi: „Każdego roku ratujemy w kanionie setki turystów. Większość z nich wygląda tak jak on”. Michael Ghiglieri i Thomas Myers opublikowali książkę „Over the Edge: Death in Grand Canyon” („Nad krawędzią: śmierć w Wielkim Kanionie”), w której szczegółowo opisali liczne przypadki zgonów. Aż 250 tys. egzemplarzy znalazło nabywców, obecnie ukazało się drugie, rozszerzone wydanie. „Nasza książka jest swego rodzaju rejestrem tych tragedii. Ostrzegamy innych: uważajcie, aby was też to nie spotkało”, mówi Ghiglieri, weteran wojny w Wietnamie, doktor ekologii i od lat przewodnik spływów po Kolorado (na której cudem nie utonął, gdy wywróciła się tratwa). Tom Myers, także doświadczony wędrowiec, jest dyrektorem parku narodowego ds. medycznych. W lipcu 1992 r. bezskutecznie reanimował 10-letniego chłopca, który biegł 11-kilometrową ścieżką w stronę rzeki, tak podekscytowany wyprawą, że zapomniał o piciu po drodze. Lekarze zwracają uwagę, że dzieci i młodzież zwykle długo nie czują objawów odwodnienia, które uderza nagle, zwala z nóg i zabija w ciągu minuty. Skok z helikoptera Fantastyczne krajobrazy kanionu jak magnes przyciągają zmęczonych życiem. W przełomie rzeki Kolorado samobójstwo popełniło ok. 50 osób. Ostatnia jak dotąd jest 67-letnia Elizabeth Miller z Phoenix, która na początku maja br. nie wróciła do zaparkowanego samochodu. Kobieta rzuciła się w 30-metrową przepaść z punktu widokowego Trail View. W najbardziej spektakularny sposób zabił się jednak 25-letni Timothy Clam z Illionois. W czerwcu 2004 r. wykupił lot helikopterem turystycznym – trzy dni czekał na upatrzone miejsce, tzw. siedzenie strzelca przy drzwiach maszyny. Clam odbył powietrzną wycieczkę, zachwycał się krajobrazami, ale podczas lotu powrotnego po prostu wstał i skoczył z wysokości 1,5 tys. m, nad najgłębszą częścią kanionu. Pilot i pasażerowie doznali szoku. Aż 15 parkowych strażników długo zbierało szczątki desperata. Wielu zakończyło życie na skutek lekkomyślności graniczącej z głupotą. W 1992 r. 38-letni Greg Austin Gingrich popisywał

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 27/2012

Kategorie: Świat