W Niemczech Zieloni rosną w siłę, ale już dawno nie są partią typowo lewicową Gdy 21 listopada niemieccy Zieloni transmitowali kongres partyjny zorganizowany zdalnie, garstka czołowych polityków i polityczek partii występowała na tle przytulnego pokoju: ciepłe brązy, obrazy na ścianie sugerujące kameralność i rodzinną atmosferę. To nie przypadek – partia mierzy wysoko, więc każdym medialnym przekazem celuje także w liberalno-konserwatywny środek społeczeństwa. Widać to w treści „zasadniczego programu” ugrupowania, uchwalonego po dwóch latach konsultacji właśnie w trakcie zjazdu. Program, czwarty od założenia partii w 1980 r., nosi tytuł: „Poważać i chronić. Zmiany dają oparcie”. I znów: cytat z konstytucji, przygarnięcie jak największej liczby grup i klas społecznych, żadnego radykalizmu. Treści programu są progresywne, ale na pewno nie są rewolucyjne czy „socjalistyczne”, jak relacjonuje to korespondent „Rzeczpospolitej” Piotr Jendroszczyk, pisząc, że w programie i podczas zjazdu „zapachniało nieco marksizmem z domieszką populizmu”. Świadczenia bez barier Jeśli wprowadzenie bezwarunkowego dochodu podstawowego (BDP), ustawowe zamrożenie galopujących cen najmu mieszkań w stolicy kraju (i na razie tylko tu) czy stanowcze dążenie do redukcji emisji gazów cieplarnianych ustalonej w 2015 r. w Paryżu to socjalizm – to jest to socjalizm w konserwatywnej polskiej perspektywie. W Niemczech tematy te i podobne omawiane są od dawna, w samym politycznym środku, który wskutek odmiennej rzeczywistości systemowej i społecznej w Niemczech usytuowany jest bardziej na lewo. Zieloni stawiają na silne państwo, ingerujące także w kwestie gospodarcze, ale nie kontestują prywatnej własności środków produkcji, również tej należącej do potężnych korporacji. Stawiają na ekologię, na docelowo 100% zielonej produkcji energii i samochody elektryczne, ale chcą wzmocnić, a nie osłabić niemieckie korporacje samochodowe, notabene uwikłane w ostatnich latach w ekologiczne skandale. I chcą wprowadzić BDP, ale w zamian za wszystkie dziś istniejące świadczenia. Nie chodzi o więcej socjalu, tylko o świadczenia bez zbędnych barier, bez uwłaczania godności. Pomysł BDP jest odrzucany przez większość polityków Die Linke. W programie Zielonych określenie „podstawowy dochód” pada jeden jedyny raz. „Nowy zasadniczy program ma utrzymać połączenie Zielonych ze wszystkimi kierunkami – na lewo tak samo jak z chadecją”, komentuje Peter Carstens w konserwatywnym dzienniku „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. A lewicowy publicysta Stephan Hebel określa zachowawczość programu Zielonych jako „superpragmatyzm bez wizji, który partia obrała przez swoją tęsknotę do »środka«”. Nie, Zieloni na pewno nie są partią socjalistyczną. Co więcej, istnieje dość duże prawdopodobieństwo, że będą współrządzić z chadecją. Już raz taką próbę podjęli, negocjując w 2017 r. koalicję Jamajki, tj. wspólnego rządu z chadecją (CDU i CSU) oraz liberałami (FDP). Negocjacje ostatecznie się nie powiodły, ale to nie Zieloni je zerwali, tylko liberałowie. Od tego czasu co prawda wiele się wydarzyło, Zieloni przesunęli się nieco na lewo, nie zrobiono jednak żadnego fundamentalnego kroku, nie padła żadna pośrednia lub bezpośrednia deklaracja, że partia dąży do utworzenia centrolewicowych rządów. I to mimo że w konstelacji Zieloni-SPD-Die Linke (na dziś bez większości sondażowej) właśnie ci pierwsi byliby partią wiodącą i mogliby wystawić kanclerza. Lub kanclerkę. Bo w ramach parytetu płci partia od kilkunastu lat prowadzona jest przez dwoje liderów. To wyraz przekonania o zaletach i konieczności podziału władzy, tak aby nie powstały ugrupowania wodzowskie, ale i pragmatyczne podkreślenie, że mężczyzna i kobieta w duecie władzy to po prostu zwiększona wartość dodana. Efekt trzyletniego już działania Annaleny Baerbock i Roberta Habecka jest zdumiewający. „Polityka, która naprawdę chce coś zmienić, musi zabrać ze sobą całe społeczeństwo – wygranych i przegranych”, mówi 39-letnia Baerbock. O ile Zieloni podczas ostatnich wyborów parlamentarnych w 2017 r. uzyskali niespełna 9% głosów, o tyle dziś w sondażach mają ponad 20% poparcia i są tym samym drugą po chadecji (CDU, 35%) partią, wyraźnie wyprzedzając socjaldemokratów (15%), Die Linke i liberałów FDP (po 7%), a także, co istotne, prawicowo-populistyczną Alternatywę dla Niemiec (AfD, 9%). Jednym z najważniejszych powodów, dla których Zieloni mają dziś takie poparcie, są Baerbock i Habeck. Ten drugi coraz częściej bywa wymieniany jako kandydat na kanclerza. I mimo że arytmetyka sondażowa nie daje lewicy większości, postacie przewodniczących faktycznie są ciekawe – szczególnie 51-letni Habeck, który wydaje się niekonwencjonalnym politykiem. Ojciec czwórki dzieci jest typem sympatycznego intelektualisty, który doświadczenie życiowe zbierał najpierw poza sferą polityczną. Po uzyskaniu doktoratu z filozofii przez ponad dekadę
Tagi:
Annalena Baerbock, bezwarunkowy dochód podstawowy, CDU, chadecja, ekologia, Joschka Fischer, Lewica, liberalizm, neoliberalizm, Niemcy, ochrona środowiska, Piotr Jendroszczyk, polityka, Robert Habeck, samochody elektryczne, socjalizm, SPD, Winfried Kretschmann, wojna w Afganistanie, wojna w Kosowie, Zieloni










