Złoty środek

Styl uprawiania polityki przez tzw. elity wzbudza coraz większe zgorszenie w społe­czeństwie. Świadczą o tym kolejne sondaże opinii publicznej. Na niespokojnej scenie poli­tycznej wciąż tylko temperamenta grają a “właściciele jedynych prawd” kłócą się zaja­dle już nawet sami z sobą. Rozsądnych natomiast kompromisów, jak nie było, tak nie ma. Samo ścieranie się sprzecznych poglądów nie jest zjawiskiem w prawdziwej demokracji negatywnym. Przeciwieństwa nieuchronnie się bowiem stykają (les extremes se tou- chent, głosi francuskie przysłowie). Wszela­ko debaty w Sejmie i Senacie obecnej ka­dencji bardziej przypominają walkę klas w marksistowskim znaczeniu tego słowa niż grę parlamentarną między ludźmi, którzy wy­mieniają różne poglądy, a następnie szukają racjonalnych rozwiązań w interesie dobra wspólnego. Naszym wybrańcom z bożej łaski obca jest cnota umiarkowania, którą już ponad 2300 lat temu sformułował wielki Arystoteles. Naj­tęższy mędrzec starożytności stwierdził mia­nowicie, że we wszystkim chwalebna jest trwała tendencja do zachowania “środka”, czyli średniej miary we wszystkich dąże­niach. Od środka tego, zdaniem Stagiryty, “należy niekiedy odbiegać, już to w kierunku nadmiaru, już to w kierunku niedomiaru: w ten bowiem sposób najłatwiej utrafimy w środek” (Etyka Nikomachejska, przekł. D. Gromskiej, Warszawa 1956). W nawiązaniu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 06/2000, 2000

Kategorie: Felietony