Znajomi z Facebooka będą ci zazdrościć!

Znajomi z Facebooka będą ci zazdrościć!

W Birmie kto może, chwyta się turystyki, choć „wejście w branżę” wciąż wymaga inwestycji – łapówki Korespondencja z Birmy* Przedstawia się jako Wendy, choć tak naprawdę nazywa się Meimei. Ma 20 lat, ale wygląda najwyżej na 15. Chociaż Azjaci z natury wydają się młodsi, niż są, to nieśmiały uśmiech daje Wendy dziecięcy urok. Do turystycznego Nyaungshwe nad jeziorem Inle przyjechała trzy miesiące temu. Turystycznego, bo Birma przyciąga dzikimi krajobrazami i gościnnością mieszkańców. W porównaniu z sąsiednią Tajlandią turystyka ma tu dość słabo rozwiniętą, ale uroczą formę. I to jest właśnie najciekawsze. – To była jedyna szansa, aby wyrwać się z prowincji, z tej biedy. Cała rodzina przez kilka lat zbierała pieniądze na start dla mnie. Przyjechałam tutaj, otworzyłam restaurację, po miesiącu ściągnęłam siostrę – opowiada Wendy i pokazuje zdjęcia rodziców. Jak przyznaje, bardzo za nimi tęskni. Prowadzony przez siostry lokal o wdzięcznej nazwie Me & You nie grzeszy luksusem. Trzy plastikowe stoliki wewnątrz i dwa na zewnątrz, pokryte lichą ceratą w geometryczne wzory. Na nich flakoniki ze sztucznymi kwiatami. Lokalny standard wystroju. Do wyboru stosunkowo drogie importowane piwa i śmiesznie tania miejscowa whisky. Trzy rodzaje herbat z torebki i kawa, ale tylko wersja instant 3 w 1. Ponoć taką prawdziwą kawę można dostać w droższych hotelach, ale nie sprawdzałem tego. Raz, że takich miejsc jest niewiele, dwa – są dużo, dużo droższe od backpackerskich hosteli, trzy – są kontrolowane przez rządzące krajem wojsko. A do Birmy trafiają raczej świadomi turyści, którzy wiedzą, że korzystanie z luksusu oznacza finansowanie reżimu, mającego wiele na sumieniu. – W szkole miałam bardzo dobre wyniki, dlatego trafiłam na bezpłatny kurs angielskiego. Bez tego nie miałabym szans tutaj się dostać i nie rozmawialibyśmy teraz – tłumaczy Wendy, śmiejąc się, jakby opowiadała przedni dowcip. Jak na Birmankę mówi dosyć płynnie, ale z wyraźnym akcentem. Znajomość współczesnej łaciny nie jest powszechna w tym kraju, który przez lata był izolowany na arenie międzynarodowej. Dzięki lingwistycznej przewadze Wendy czuje swoją szansę. Ma też inne sposoby na przyciąganie zagranicznych turystów. Pomaga jej w tym… Tinder, czyli aplikacja randkowa. Wendy jest jedyną przedstawicielką birmańskiego narodu na tej aplikacji w całej okolicy. I nie chodzi jej o romanse z przyjezdnymi, zainteresowanych poznaniem lokalnej dziewczyny turystów zaprasza na drinka, oczywiście do Me & You. Mam notes i nie zawaham się go użyć! Kyaw jest jednym z niewielu Birmańczyków, którzy byli za granicą. Odwiedził Tajlandię i wie, jak się robi turystyczny biznes. Przede wszystkim nigdy nie należy odpuszczać – kiedy turysta mówi „nie”, to znaczy „tak”. Słowem, wprowadza to, przed czym turyści z innych krajów Azji Południowo-Wschodniej uciekają do Birmy. Wysoki, szczupły, na oko 30-letni mężczyzna jeździ skuterem po Mandalaj i wyszukuje samotnych turystów. Proponuje im swoje towarzystwo oraz podwózkę do największych atrakcji miasta i okolic. Kiedy spokojnie odmawiam, tłumacząc, że zarówno most nad jeziorem Taungthaman, jak i Pałac Królewski już widziałem, rozmówca wyciąga mapę i plik zdjęć. – Ale to już musisz zobaczyć – mówi nerwowo, pokazując zdjęcia mniej znanych pagód. Kiedy zauważa mój aparat, dodaje: – Zrobisz tam świetne zdjęcia. Znajomi z Facebooka będą zazdrościć! – uśmiecha się szeroko. Nie siląc się na skromność, podkreśla, że jest najlepszym motoprzewodnikiem w całym Madalaj. Na poparcie swojej tezy pokazuje zeszyt pełen wizytówek, zdjęć i wpisów. – Jesteś z Polski? To masz tutaj rekomendację z Warszawy – wskazuje palcem notatkę. Wyraźny, kobiecy charakter pisma, same superlatywy i pochwały. Przeglądam pozostałe wpisy, większość po angielsku, niemiecku i francusku. Ze wszystkich bije radość ze spotkania z Kyawem, mimo to grzecznie odmawiam. O Birmie mówi się, że za 50 lat będzie turystyczną mekką na wzór Tajlandii. Uparty Kyaw jest jaskółką tych zmian. Pagan to malutkie, starożytne miasteczko, wokół którego zlokalizowanych jest ponad 2 tys. stup i świątyń różnej wielkości, ich budowę rozpoczęto w IX w. To jedna z największych atrakcji Birmy, porównywana jedynie z Angkor Wat w Kambodży. Jako że zabytkowe budynki rozrzucone są na ponad 40 km kw., najlepszym sposobem na ich zwiedzanie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 25/2018

Kategorie: Obserwacje
Tagi: Birma, turystyka