Związkowcy kontra Sarkozy

Związkowcy kontra Sarkozy

Masowe protesty przeciwko reformie emerytalnej wstrząsają Francją Potężne strajki i demonstracje sparaliżowały Francję. Stanęły rafinerie, związkowcy zablokowali lotniska i drogi. W jednej trzeciej spośród 13 tys. stacji benzynowych zabrakło paliwa. W strajkach i blokadach biorą udział kolejarze, nauczyciele, listonosze, kierowcy ciężarówek i śmieciarze. W Paryżu turyści nie mogli wejść na wieżę Eiffla, której personel także przerwał pracę. Lady Gaga odwołała francuskie koncerty. W Marsylii na chodnikach urosły góry śmieci, w porcie od tygodni czekają statki, których nie chcą obsłużyć portowcy. Uczestnicy protestu zablokowali dostęp do regionalnych lotnisk w Tuluzie, Bordeaux, Nantes i Clermont-Ferrand. Z paryskich lotnisk Charles de Gaulle i Orly nie wystartowało wiele samolotów. Linie Air France-KLM oceniają swoje straty na 25 mln euro. 19 października w całym kraju w marszach i protestach uczestniczyło 3,5 mln ludzi (według związkowców) lub co najmniej 1,2 mln (jak oblicza policja). W Lyonie zakapturzeni młodzi ludzie walczyli w nocy z siłami bezpieczeństwa, rabowali sklepy i podpalali samochody. Policja odpowiedziała gazem łzawiącym. 21 października do miasta przysłano dodatkowych 800 funkcjonariuszy. W Nanterre pod Paryżem stróże prawa próbowali spacyfikować agresywnych licealistów gazem łzawiącym. Od 12 października 1,9 tys. osób przejściowo aresztowano. Media nad Sekwaną mówią już o prawdziwej partyzantce miejskiej. Minister spraw wewnętrznych Brice Hortefeux z oburzeniem oświadczył: „Francja nie jest własnością rozrabiaczy. Niektórzy wykorzystują pewne regiony naszego kraju jako pole bitwy. Nie możemy się na to zgodzić”. Zagraniczni komentatorzy przypominają studencką rewoltę z 1968 r. Czyżby miała się powtórzyć? Protestujący domagają się wstrzymania reformy emerytalnej, którą forsują prezydent Nicolas Sarkozy i premier François Fillon. Prezydent uczynił tę sprawę jednym z głównych tematów kampanii wyborczej w 2007 r. Szef państwa i jego współpracownicy podkreślają, że reforma jest konieczna. Francuski system emerytalny należy przecież do najhojniejszych na świecie. Społeczeństwo starzeje się, według ocen Europejskiej Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, ze wszystkich narodów Francuzi jako emeryci żyją najdłużej. Deficyt funduszu emerytalnego wynosi obecnie 13 mld dol., jeśli zaś nie zostaną dokonane zdecydowane zmiany, w 2050 r. osiągnie 123 mld. Reforma przewiduje podwyższenie minimalnego wieku przechodzenia na emeryturę z 60 do 62 lat, a wieku uprawniającego do pobierania pełnych świadczeń emerytalnych – z 65 do 67 lat. Ponadto wymagany okres płacenia składek emerytalnych ma zostać przedłużony z 40,5 do 41,5 roku. Początkowo większość Francuzów przyjęła plany reform z rezygnacją, jako rzecz nieuniknioną. W końcu cała Europa zaciska pasa. Rządy, np. brytyjski, wprowadzają radykalne plany oszczędnościowe, aby zmniejszyć ogromny ciężar zadłużenia państwowego i deficyty budżetowe. Te miliardowe długi są w znacznej części rezultatem państwowych programów zwalczania najostrzejszej od 70 lat recesji. Sarkozy zdaje sobie sprawę, że musi przeprowadzić reformę, aby zachować wiarygodność kraju na rynkach finansowych. Dzięki temu Francja łatwiej będzie mogła spłacić długi. Ale stopniowo nastroje nad Sekwaną stawały się coraz gorętsze. Związkowców i pozostających w opozycji socjalistów rozgniewało szczególnie to, że konserwatywny rząd kraju zamierza wprowadzić reformę w całości, szybko, bez zmian czy poważnych konsultacji społecznych. Sarkozy poszedł tylko na minimalne ustępstwa, zgadzając się na pewne ulgi emerytalne dla matek. Socjaliści rozumieją, że reforma jest nieunikniona, jednak uważają, że należy ją sfinansować poprzez opodatkowanie najbogatszych oraz zyski z rynków finansowych, bonusów i premii. Prezydent i premier nie chcieli o tym słyszeć. 12 września rozpoczęły się protesty społeczne. Związkowcy oraz opozycja liczą na sukces. W latach 1995 i 2006 masowe strajki i manifestacje zmusiły przecież rząd do rezygnacji z bolesnych dla społeczeństwa reform prawa podatkowego i prawa pracy. Protesty miały znaczne poparcie wśród obywateli. Według ankiety przeprowadzonej na zlecenie dziennika „Le Parisien”, 69% społeczeństwa uznało je za słuszne, 61% zaś wyraziło nadzieję, że protestujący okażą się wytrwali. Arnaud Briand, psychiatra z Paryża, żalił się: „Władze chcą, abyśmy pracowali więcej i mniej zarabiali. Mamy przechodzić na emerytury tak późno, że w tym wieku żadne świadczenia już nam nie pomogą. Przepaść między bogatymi a biednymi jest ogromna.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 43/2010

Kategorie: Świat