Życzenia i fakty

Życzenia i fakty

Sukcesy dyplomatyczne Rosji w stosunkach z państwami zachodnimi nie robią żadnego wrażenia na polskim rządzie. Również media lekceważą ten fakt. W polskich umysłach zagnieździło się przekonanie, że między Rosją a Zachodem istnieje naturalna wrogość, a jeśli rządy zachodnie swoim postępowaniem zdają się temu przeczyć, to dlatego, że są zaślepione. Nie przyjmuje się do wiadomości tak znaczących faktów historycznych, jak ten, że Rosja, biała czy czerwona, carska czy radziecka, nie prowadziła nigdy wojny z państwami zachodnimi inaczej niż w koalicji z innymi państwami zachodnimi. Miewała raz z jednymi, raz z drugimi konflikty, ale nigdy jej na Zachodzie nie brakowało sojuszników. Dlaczego miałoby być inaczej teraz, gdy w Rosji mamy tak silny przypływ fali okcydentalizmu – amerykanizmu i europeizmu – jakiego prawdopodobnie nigdy jeszcze nie było. Nawet Sołżenicyn swoją filozofię polityczną wyprowadza z zachodniego konserwatyzmu, a nie z rosyjskiego nacjonalizmu, o co się go posądza. Sołżenicyn zresztą jest odsunięty od władzy i wpływów, ponieważ w Moskwie i w Petersburgu wymagana jest prozachodniość ostentacyjna, a nie tylko uznawanie pryncypiów zachodniej tradycji. Druki o treści rosyjsko-szowinistycznej nie robią żadnego wrażenia na tych warstwach i kręgach społecznych, które decydują – rozmyślnie lub tylko siłą rzeczy – o przyszłości Rosji. Rząd polski składa od czasu do czasu werbalne deklaracje chęci polepszenia stosunków z Rosją, ale są to słowa bez ciężaru politycznego, zdawkowe, konwencjonalne i nieszczere. Trudno o to winić rząd, również niesolidarnościowy minister spraw zagranicznych byłby skrępowany antyrosyjską ksenofobią, panującą w polskiej klasie politycznej, mediach i dużej części społeczeństwa. Co gorsza, nawet te kręgi intelektualne, którym nie można odmówić znajomości Rosji, jej kultury i historii oraz zdolności do czynienia porównań z Europą, przyjmują pojęcia i stereotypy może użyteczne w walce propagandowej, ale utrudniające lub uniemożliwiające rozpoznanie rzeczywistości. Na przykład: ludzie, skądinąd inteligentni, do znudzenia powtarzają i to przed polską publicznością, która nic w tej sprawie nie może, że Rosjanom trzeba wyperswadować chęć odbudowania imperium. Trzeba ich poinformować – mówią – że wielkość terytorium nie jest już w naszych czasach źródłem siły i bogactwa, wprost przeciwnie, obciąża państwo jałowymi kosztami. Patrzcie na Anglię i Francję – mówią – jak im się poprawiło od czasu, gdy zrezygnowały ze swoich imperiów kolonialnych. Algieria była i ciężarem, i raną dla Francji, z czego powinniście wyciągnąć wniosek, że niepodległość Ukrainy jest dla was korzystna. (Analogia między francuską Algierią a Ukrainą wśród polskich znawców, lub raczej nauczycieli Rosji, uchodzi za zupełnie uprawnioną, a nawet oczywistą). Z upadku imperiów kolonialnych Rosjanie mogą wyprowadzić zupełnie inne wnioski, niż im chcą przekazać polscy nieproszeni doradcy: Francuzi szczęśliwie wywikłali się z wojny w Algierii, ale żyją w strachu, że może czeka ich wojna z Algierczykami i ich współwyznawcami w samej Francji. Poza tym skutki upadku imperiów kolonialnych nie okazały się tak zbawienne dla dawnych kolonii, jak się spodziewano. Mam poza tym wątpliwość, czy imperium rosyjskie było kolonialne w takim sensie jak Anglia, Holandia czy Hiszpania. Wszystko to są kwestie sporne i dyskusyjne, wróćmy do tego co pewne: Polacy, czy to wzięci jako społeczeństwo czy państwo, nie mają żadnej możliwości przekonania Rosjan, że powinni oni zrezygnować z imperium. Skąd się bierze ten naiwny postulat, dlaczego jest powtarzany przez osoby, które uznajemy za autorytety w sprawach polityki wschodniej? Celem polskiej polityki, czytam w poważnym dzienniku, powinno być “zmuszenie Rosji do wypracowania nowej, nieimperialnej tożsamości… ”. Ależ panie ekspercie, jest to zadanie ponad siły nie tylko lekceważonej, lub raczej branej taką, jaką w stosunkach międzynarodowych jest, Polski, ale także ponad siły Niemiec, Francji i Anglii, czyli całej Europy, a to z tego powodu, że o powstaniu, trwaniu lub upadku imperiów nie decydują ani pragnienia sąsiadów, ani świadome zamysły rządów państw, które stają się imperiami. W grę wchodzi wiele przyczyn, a wola narodu lub rządu rosyjskiego może być tylko jedną z nich. Mówienie Rosjanom: dajcie sobie spokój z imperium, ma tyle mocy sprawczej, ile miało głoszenie w drugiej Rzeczpospolitej programu mocarstwowej Polski od morza do morza. Rosja może się bardzo skurczyć pod względem terytorialnym, ale nawet na tym mniejszym terytorium trudno byłoby jej nie mieć struktury imperialnej, a to z tego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 26/2000

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony