Żyjemy w czasach klątwy długopisu

Żyjemy w czasach klątwy długopisu

Fot. Jakub Kaminski/East News, Warszawa, 15.05.2020. Posiedzenie zarzadu Platformy Obywatelskiej w sprawie zmiany kandydata na prezydenta Polski. Konferencja prasowa w Sali Kolumnowej Sejmu po posiedzeniu. N/z: Malgorzata Kidawa-Blonska, Rafal Trzaskowski

Wybory po polsku: Kidawa odchodzi, Trzaskowski przychodzi, Kaczyński miesza, Duda śpiewa Polska polityka jest jak zerwany podczas burzy latawiec. Gdzieś fruwa, ale przecież nikt nie wie, co z nim za chwilę się stanie. Oto krótki zapis ostatnich dni: wybory prezydenckie 10 maja się nie odbyły. Ale i tak mamy pierwszą przegraną. Jest nią Małgorzata Kidawa-Błońska. Platforma Obywatelska wycofała ją z wyścigu. Zastąpi ją prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Poza tym nie wiadomo, kiedy będą nowe wybory i jaki jest kalendarz polityczny. Czy można zgłaszać nowych kandydatów, do kiedy itd. Do końca nie zostało też ustalone, według jakich zasad wybory będą się odbywać – ogólnie tylko określono, że będą hybrydowe. Ale nowa ustawa o wyborach wciąż jest procedowana, teraz trafiła do Senatu. Mamy zatem kolejną turę chaosu. I to wcale nie koronawirus jest temu winien. Co z tymi wyborami? Zacznijmy od wydarzenia spodziewanego, choć bezprecedensowego. Wybory 10 maja się nie odbyły. A to z tego prostego powodu, że nikt ich nie zorganizował. Ktoś poniesie za te niewybory konsekwencje prawne? Pytanie retoryczne. Polska jest na takim etapie, że wszelkie przepisy prawa, Kodeks wyborczy itd., zeszły na drugi plan. Prawo, jego zapisy – to wszystko jest płynne. Jak u Karola Marksa, prawo odzwierciedla aktualny układ sił politycznych. Kto silniejszy, ten w tym prawie wyrąbuje sobie więcej. I tyle. Wedle Prawa i Sprawiedliwości kolejnym terminem wyborów prezydenckich powinien być 28 czerwca. PiS ma w Sejmie większość, bo Gowin też jest za tym terminem, więc teoretycznie wszystko powinno pójść już gładko. Tylko że w żaden sposób nie zgadza się to z istniejącymi przepisami. Zerknijmy na kalendarz wyborczy. Marszałek Sejmu Elżbieta Witek ma obowiązek rozpisać nowe wybory w ciągu 14 dni od stwierdzenia przez Sąd Najwyższy nieważności wyborów wobec ich nieodbycia. I już jest pierwsza wątpliwość – czy to Sąd Najwyższy będzie stwierdzał, czy wystarczy uchwała Państwowej Komisji Wyborczej? Jeżeli tę prawną przeszkodę przejdziemy, pojawią się nowe. Otóż marszałek Sejmu musi nową datę wyborów wyznaczyć na dzień nie późniejszy niż 60 dni od ogłoszenia. Jeżeli będzie ją ogłaszać np. 20 maja, to wybory muszą się odbyć nie później niż 19 lipca. Ale są i inne utrudnienia. Otóż zgodnie z kalendarzem wyborczym w wyborach mogą startować tylko kandydaci zgłoszeni przez komitety wyborcze. Komitety trzeba zaś zgłosić do PKW 55 dni przed głosowaniem, a samych kandydatów – najpóźniej 45 dni. Policzmy – jeżeli wybory miałyby się odbyć 28 czerwca, to już minął termin zgłaszania komitetów wyborczych i kandydatów. Skąd więc pomysł, by wycofać Kidawę-Błońską? Z jakiego przekonania on wynika? Oczywiście byłoby rozsądne przesunąć wybory przynajmniej o parę tygodni. Kalendarz wyborczy dotyczy bowiem także działań PKW i przygotowań organizacyjnych – trzeba m.in. powołać okręgowe komisje wyborcze, zrekrutować członków komisji wyborczych, zatwierdzić wzory kart i karty wydrukować… Te wszystkie czynności są regulowane prawem i mają swoje określone terminy. Kłopot w tym, że prawo… nie istnieje. Obowiązuje wciąż ustawa o wyborach pocztowych, niemożliwa do zrealizowania, a nad nową, regulującą najbliższe głosowanie, prace rozpoczyna Senat. I ma 30 dni, żeby je zakończyć. Możemy więc w ciemno zakładać, że tym razem do przeprowadzenia wyborów też potrzebna będzie zgoda polityków. Mówi się zresztą o spotkaniu Grodzki-Duda (Kaczyński z Grodzkim nie chciał rozmawiać), podczas którego wyjaśnione mają być wszystkie sporne sprawy. Czy tak się stanie? W takie rozwiązanie wierzy Jarosław Gowin. Mówił on, że Senat mógłby po prostu poprawić przegłosowaną przez PiS ustawę, skrócić terminy wyborcze. Ale czy senatorowie będą chcieli przyłożyć rękę do pisowskiego niechlujstwa? Przecież gdyby posłowie nie pisali tej nowej ustawy na kolanie, gdyby na jej przyjęcie w Sejmie dali sobie choćby dwa-trzy dni, a nie kilka godzin, te wszystkie błędy pewnie dałoby się wyłapać. Przyjmijmy więc na razie taką wersję: nie wiadomo, kiedy będą wybory. Ani na jakich zasadach. Niechlujstwo prawne PiS i niechęć do współpracy z opozycją są górą. Do tego mamy opozycję, która w sposób coraz bardziej irytujący nie jest w stanie wypracować wspólnego stanowiska w najprostszych i najbardziej oczywistych sprawach. Nie potrafi czegokolwiek jasno zakomunikować. Jakby zaraziła się od PiS wirusem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 21/2020

Kategorie: Publicystyka