Ukraina to Somalia Europy – rozmowa z prof. Wiesławem Olszewskim

Ukraina to Somalia Europy – rozmowa z prof. Wiesławem Olszewskim

Ukraina nie jest żadnym partnerem dla Zachodu, ani gospodarczym, ani politycznym Prof. Wiesław Olszewski – historyk i podróżnik, pracuje w Instytucie Wschodnim Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, autor wielu książek, w tym podręczników do dziejów najnowszych. W dość powszechnej opinii historyków II wojna światowa była konsekwencją I wojny, jej dogrywką. Czy to, co pan profesor dziś obserwuje w świecie, jest konsekwencją II wojny, czy raczej pojawienia się zjawisk, o których wtedy się nie myślało? – W historii jest pewna, nawet duża ciągłość dziejów, wydarzenia wynikają z poprzednich, ale ja opowiadam się za tym drugim stwierdzeniem, że wojny, niepokoje są bardziej pochodną nowych zjawisk. Na pewno takim wydarzeniem jest rozpad Związku Radzieckiego, czego nie przewidywano jeszcze u schyłku lat 80. Rosja znalazła się w pewnej zapaści, nie tylko ekonomicznej, ale i politycznej, co nie oznacza, że zamierzała, choćby ze względu na swój potencjał, wyrzec się pozycji zdobytej w świecie. Kosztem ilu istnień, tego już nie muszę przypominać. Nie przewidywano, że świat w dość znaczącej mierze ulegnie skutkom globalizacji i rewolucji komputerowej, nie spodziewano się powrotu do gospodarki kapitalistycznej państw bloku radzieckiego czy Chin. Czy zatem ten pojałtańsko-poczdamski ład jest już nie do utrzymania? – Absolutnie się nie przeżył, trwa w rozmaitej postaci. Przecież ci dwaj hegemoni – USA i Rosja, w sensie politycznym i gospodarczym – nadal mają decydujący wpływ na losy świata. Pojawiły się potężne ośrodki o wielkim znaczeniu gospodarczym, takie jak zjednoczona Europa, Indie, które przez długi czas w ogóle się nie liczyły w sensie potencjałowym. Mówię potencjałowym, bo oddzielam możliwości od poziomu życia w danym kraju, to nie zawsze przekłada się na zasobność obywateli. Są oczywiście Chiny, które stały się znaczącym rozgrywającym w sensie politycznym. Trzy Ukrainy Wydarzenia na Ukrainie zahamowały przesuwanie się środka ciężkości świata do Azji? – Wcale nie, poza pewnymi aspektami Ukraina, w takiej czy innej postaci, nie jest żadnym partnerem dla Zachodu, ani gospodarczym, ani politycznym. Byłaby nim, gdyby była wewnętrznie spójna, ale taka nie jest. W tej chwili rodzi się pytanie już nie o to, czy Ukraina w ogóle utrzyma się w granicach z Donbasem i jej kresami wschodnimi, zdominowanymi przez Rosjan, ale czy nie rozleci się na trzy części: zachód, środek i wschód. Na jej zachodzie bowiem zaczynają się pojawiać partie, które odwołują się do koncepcji Ukrainy Hałyczyny, związanej z Haliczem, do tradycji z czasów monarchii Habsburgów i tradycji skrajnie nacjonalistycznej, w wielu aspektach wręcz faszyzującej. Deklarują one brak poparcia zarówno dla rządu w Kijowie, jak i dla sprawy wschodu Ukrainy. Wróćmy do Azji. Chiny, Indie, Japonia i tzw. tygrysy azjatyckie będą zajmować coraz bardziej eksponowane miejsce w polityce już nie tylko amerykańskiej, ale i światowej? – Tak i nie. Potencjał Unii Europejskiej jest jednak dla Amerykanów bardzo ważny, ale tym, co naprawdę decyduje o ich polityce, nakręca ich gospodarkę o charakterze wybitnie liberalnym, są koszty. Porzucili Wietnam Południowy, kiedy straty przewyższały zyski. Teraz są w Afganistanie, ale nie wiadomo, jak długo zechcą tam inwestować, jest też oczywiście Irak, który doprowadzili do stanu zapaści. Dziś Irak jest Somalią Bliskiego Wschodu, zresztą tak jak Ukraina jest Somalią Europy. Wspomniał pan o Iraku. Czy próba utworzenia tam na dużym obszarze państwa islamskiego nie jest sygnałem, że przed nami nowa odmiana konfliktów na tle religijnym? – Owszem, sprawa religii staje się sztandarowa, ale nie ona legła u podłoża wyłaniania się państwa islamskiego. Podobnie było w Afganistanie. Jeśli odwoływać się do przeszłości, to jedność mogli tam zagwarantować talibowie, nie do zaakceptowania jednak przez Zachód, a wcześniej komuniści, którzy na koniec zdążyli się przemianować na nieco lewicowy rząd. Rząd Nadżibullaha z komunizmem nie miał wiele wspólnego. By się przekonać, że tak było, wystarczy przejść się po Hanwellu w Londynie, pełno tam restauracji afgańskich, to w nich się usłyszy: za dr. Nadżibullaha było wspaniale, a teraz jest mizeria. Chce pan powiedzieć, że karabin ważniejszy od religii? – Mao mówił, że władza rodzi się na końcu karabinu. Zapewne tak. Ale powiedział również, że nie można jej sprawować za jego pomocą. Zawsze łatwiej zdobyć władzę (najczęściej zbrojnie), niż ją utrzymać. Już nie mówiąc o tym,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 46/2014

Kategorie: Wywiady