Znaczna część ludzi poczuła się zdegradowana społecznie i materialnie. Przez utratę pewności jutra i szans na awans swoich dzieci Prof. Karolem Modzelewskim – historyk, działacz polityczny, współautor (razem z Jackiem Kuroniem) „Listu Otwartego” do członków PZPR. Czy w dzisiejszych czasach, na świecie i w Polsce, potrzebna jest lewica? Pan twierdzi, że nie ma na to szans, bo czas globalizmu wymusił rozwiązania globalne, więc lewicy nie trzeba. – Nie mówię, że nie trzeba, tylko że nie ma jak! Trzeba! Ale nie da rady. Nie jest to kwestia mentalności szerokich rzesz? Przekonania, co jest słuszne, a co nie? – Przede wszystkim to kwestia stanu umysłów. Tego, jakie dominują prądy umysłowe czy też mody intelektualne. W Polsce były dziesiątki pisarzy, publicystów, którzy propagowali lewicowe rozwiązania. Od „Siłaczki” i Judyma począwszy. Były szklane domy, były prawdziwe domy WSM i co? To nie istnieje w świadomości społecznej? – Wydaje mi się, że nie istnieje, zwłaszcza jeśli patrzy się na świadomość polskiej inteligencji. Teraz to może się zmienia, ale na przełomie lat 80. i 90. i w samych latach 90., które były decydujące, tego – w standardach myślowych naszej inteligencji – nie było. Źle się pan z tym czuł? – Wtedy uważałem, że to jest chwilowa wysypka, że to mało istotne, dopóki nie zaczęło przybierać kształtu reformy gospodarczej w neoliberalnym stylu. A teraz to już norma. – Teraz to już stan faktyczny. Jednak nie wydaje mi się, żeby było to normą myślową dla wszystkich, również dla wszystkich ekonomistów. Ale powrót do modelu z lat 70., realizowanego wtedy na Zachodzie, jest bardzo trudny. Dlatego że swobody działania państw narodowych są o wiele węższe. Nie można zbudować lepszej opieki lekarskiej, lepszego szkolnictwa, systemu gwarantującego prawa pracownicze, wspomagającego tych uboższych? – To jest możliwe, robią to w Skandynawii. Tylko u nas podniósłby się krzyk, że coś takiego szkodzi równowadze budżetowej, standardom itd. Skandynawowie mogą te krzyki lekceważyć. Tamte kraje są zamożne, mają wysoki dochód narodowy. Od 30 lat czytam w gazetach o rychłym upadku modelu skandynawskiego, że za chwilę zbankrutuje. – Ani nie upadł, ani nie zbankrutował – na razie. Od 30 lat kraje te są w czołówce najwydajniejszych i takich, gdzie najlepiej się żyje. – Są odporne na tę modę umysłową. Mają przeciwciała. Rządziliśmy się sami Ale przecież Solidarność na początku, w roku 1980, 1981, też była odporna! Była za Balcerowiczem, za prywatyzacją? – Balcerowicz wtedy proponował rady pracownicze, a nie prywatyzację. Nie dało się inaczej. I nie tylko dlatego, że oficjalnie panował socjalizm, ale także z tego powodu, że prywatyzacji nie dało się zaproponować tłumom solidarnościowym. Były wtedy rozmodlone? To był związek chadecki? – Solidarność nigdy nie była związkiem chadeckim. Poza tym działacze Solidarności byli dosyć antyklerykalni. Z tej prostej przyczyny, że Kościół próbował ich miarkować, a ponieważ, mówiąc delikatnie, nie miał wyczucia demokratycznego, miarkował ich na sposób hierarchiczny. Oni zaś źle to znosili. Miarkować, żeby dogadywali się z partią? – Miarkować, żeby dogadywali się z władzą. Rozumiem tamto stanowisko Kościoła, który bał się, żeby radykalizm związkowy nie ściągnął nam wszystkim nieszczęścia na głowę, i uważał, że trzeba – zgodnie z tradycją Kościoła – postępować ostrożnie, nie próbować realizować marzeń. Dzisiaj Kościół wstydzi się tamtej postawy, nie przyznaje się do niej. – Bo nie żyje główny jej autor, czyli Prymas Tysiąclecia, prymas Wyszyński. Nie żyje też jego kontynuator – na miarę własną i tamtego czasu – czyli prymas Glemp. Biskupi twierdzą, że byli jak ks. Skorupka i szli na czele oddziałów przeciwko bolszewikom. – Nieprawda, że szli na czele. Oni chwytali te oddziały za poły i ciągnęli do tyłu, żeby ludzie nie pchali się pod ogień. Przypomnę słowa prymasa Glempa z pierwszych dni stanu wojennego, to była homilia wygłoszona podczas pasterki na warszawskiej Chomiczówce. Powiedział wtedy: „Nie kładźcie głowy pod topór, bracia robotnicy. Cena uciętej głowy będzie bardzo niska, a każda głowa i każda para rąk przyda się jeszcze Polsce”. Dzisiaj uważam, że to bardzo ładne słowa. Wtedy byłem zły. W roku 1989 Solidarność okazała się zupełnie inna. Dlaczego nastąpiła tak wielka ewolucja? – Pytał mnie o to premier Francji, socjalista Lionel Jospin – jak Solidarność mogła pozwolić na coś takiego









