10 kwietnia 2010

10 kwietnia 2010

Pierwsza refleksja, jaka chyba każdemu się nasuwa, to potrzeba troski o prawdziwe dobro Ojczyzny i zaniechanie sporów o sprawy nieistotne oraz destruktywnych walk politycznych

Bywają rzeczy, które przechodzą ludzką wyobraźnię. Zdarzają się wypadki, które nigdy nie powinny mieć miejsca… Takie jak ten 10 kwietnia 2010 r. Tragedia…
Wróciłem z niedzielnego spaceru pod Pałac Prezydencki. Spaceru jedynego w swoim rodzaju. Tym razem byłem tam z córką. Zapaliłem znicz i złożyłem czerwoną różę…

Prezydent i gospodarka

W Pałacu bywałem wiele razy. Pierwszy raz 21 lat temu, podczas obrad Okrągłego Stołu, ostatni raz niedawno, by rozmawiać z Prezydentem Lechem Kaczyńskim kolejny już raz o naszych finansach publicznych i sposobach poprawy stanu gospodarki. Jedno z tych spotkań relacjonuję na moim blogu (wpis 516, 15 VI 2009, www.wedrujacyswiat.pl/blog/gwk_BLOG.pdf). Gdy potem, odpowiadając na pytania mediów, podkreślałem, że Prezydent nie tylko z prawdziwą troską, ale i z dużą dozą kompetencji wypowiadał się o sprawach gospodarczych i finansowych, że dobrze merytorycznie był do dyskusji przygotowany, nie wszystkim to było w smak…
Także i dzisiaj w serwisie BBC (http://news.bbc.co.uk/2/hi/europe/8613778.stm) czytam opinię – przecież w Polsce urobioną i tak często powtarzaną, że stała się fałszywym stereotypem, również za granicami – jakoby Prezydent Kaczyński had advocated a right-wing Catholic agenda, opposed rapid free-market reforms and favoured retaining social welfare programmes („bronił prawicowych, katolickich działań programowych, oponował przeciwko szybkim reformom rynkowym i faworyzował utrzymywanie programów bezpieczeństwa socjalnego”). Otóż co do utrudniania „szybkich wolnorynkowych reform”, to nieporozumienie, chodzić nam bowiem cały czas powinno o reformy skuteczne, a nie „szybkie”. Co zaś do utrzymywania „programów socjalnych”, to przecież w tych sprawach najczęściej rację miał Prezydent Kaczyński, a nie jego polityczni przeciwnicy z nurtu neoliberalnego.
Prezydentura Lecha Kaczyńskiego bynajmniej nie szkodziła sensownej kontynuacji gospodarczej transformacji Polski. Akurat na tym polu, które skądinąd jest całkowicie domeną rządu, błędów nie popełniał. Zasłanianie przez rząd własnej nieudolności, niedostatków systemowego podejścia do przeobrażeń gospodarczych i społecznych oraz braku konsekwencji niezbędnej w skutecznej polityce ekonomicznej rzekomym antyreformatorskim blokowaniem niezbędnych zmian ustawowych przez Prezydenta to nader naciągany argument. Teraz już nie może być używany, choć pewnie jeszcze przez czas jakiś – jak tylko łzy wyschną – będzie przez niektórych powtarzany.

Między NIK a Pałacem

Z Prezydentem Lechem Kaczyńskim osobiście zetknąłem się 16 lat temu, w kwietniu 1994 r., kiedy po raz pierwszy byłem w rządzie. Wtedy był prezesem Najwyższej Izby Kontroli, do której też skierowałem kilka spraw jako minister finansów. Wtedy, na początku jakby iskrzyło w stosunkach między szefem NIK a rządem, ale bynajmniej nie ze względów merytorycznych. Współpracowaliśmy ze sobą, gdyż dbaliśmy, choć z innych pozycji instytucjonalnych, o sumienne gospodarowanie pieniędzmi publicznymi. Poprawa w tym zakresie była szybko zauważalna. Nie lekceważył tych spraw także później, jako Prezydent, traktując budżet nie doktrynalnie, ale rzeczowo, jako jeden z najważniejszych instrumentów polityki społecznej państwa.
Pełniąc stanowiska państwowe, wicepremiera Rzeczypospolitej i ministra finansów, latałem wiele razy samolotem, który spadł pod Smoleńskiem. Z Prezydentem Wałęsą z oficjalną wizytą do Japonii i Korei w 1994 r.; do Paryża, by podpisać akt przystąpienia Polski do OECD w 1996 r.; z Aten wracałem razem z ekipą rządową i Prezydentem Kwaśniewskim po podpisaniu traktatu o wejściu Polski do Unii Europejskiej. Niejednokrotnie na pokładzie samolotu było jednocześnie wielu prominentnych polityków i osobistości o decydującym wpływie na losy kraju, ale nigdy aż tak licznie jak rano 10 kwietnia…
Znałem wiele, bardzo wiele osób, które zginęły w katastrofie. Ze wszystkich środowisk – rządowych, parlamentarnych, wojskowych, duchownych… Z Panią Marią Kaczyńską ostatnio rozmawiałem w kuluarach Filharmonii Narodowej tydzień temu, przy okazji Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena. Była prawdziwą melomanką. Powiedziałem jej, że szkoda, iż Prezydent ma tak mało czasu i nie może razem z nami słuchać tak pięknej muzyki… W przeddzień, na kilkanaście godzin przed tym wielkim dramatem – w piątek wieczorem u nas na uczelni, w Akademii Leona Koźmińskiego, zainaugurowaliśmy XIII Ogólnopolską Konferencję Uniwersyteckich Poradni Prawnych. Do naszych studentów i gości swoje słowa skierował Jurek Szmajdziński, wicemarszałek Sejmu RP. Potem rozmawialiśmy. I umówiliśmy się na następny tydzień…
Jego i innych, którzy odeszli, już nie ma. Ale jest następny tydzień. I będą następne. I następne lata. I pokolenia całe!

Ucieczka do przodu

Teraz, kiedy poczęły się mnożyć pytania: DLACZEGO?, nie pozostaje nic innego jak tylko sensowna ucieczka do przodu. Ale jest to też czas na doprawdy głębszą refleksję. Pierwsza, jaka chyba każdemu się w tych okolicznościach nasuwa, to potrzeba troski o prawdziwe dobro Ojczyzny i zaniechanie sporów o sprawy nieistotne oraz destruktywnych walk politycznych. W to miejsce potrzebna jest natomiast konstruktywna rywalizacja programowa. Czy Polaków na to stać? To właśnie teraz jest ten jedyny test w historii.
Przecież to największa ironia losu, że tylu wspaniałych ludzi mogło spotkać się razem tylko na pokładzie nieszczęsnego samolotu lecącego na uroczystość upamiętniającą inne tragiczne wydarzenie. Jeszcze więcej spotka się ich na pogrzebie oglądanym przez cały świat. Najważniejsze wszak jest to, co pokażemy temu światu, a nade wszystko sami sobie potem. Bo potem musi być ważniejsze niż przedtem.

Wydanie: 16/2010, 2010

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy