Archiwum

Powrót na stronę główną
Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

Lupa superstar

Chyba niewielu twórców ma dziś taki status jak Lupa? Obejmuję tym pytaniem także polskich pisarzy, muzyków, malarzy czy reżyserów filmowych – nie widziałam nigdy takiej miłości, takiego oddania. Może – przez chwilę – podobnym uczuciem obdarzano Janusza Głowackiego, ale to było dawno, wiele lat przed jego śmiercią, kiedy jeszcze chętnie grano w teatrach jego sztuki. Nigdy wcześniej nie widziałam, aby reżyser wchodzący na salę prób dostawał oklaski. Na stojąco. Na początek. Z miłości. Jako wyraz szacunku i szczególny gest zaufania. Obserwowałam pierwszy miesiąc prób do „Procesu” Lupy we wrocławskim Teatrze Polskim. Nikt się nie spodziewał wtedy, że „Proces” nie zostanie wystawiony, a dyrektorem teatru zostanie Cezary Morawski i tym samym teatr we Wrocławiu na dobrą sprawę upadnie. Pierwsze próby Lupy do nowego spektaklu to seminaria, lekcje interpretacji tekstu. Porównywanie przekładów, filozoficzne i językoznawcze wykłady, które w pewnym momencie przeradzają się w zbiorowe psychoterapie, lekcje historii, ćwiczenia intelektualne. Aż w końcu spotkania zamieniają się w eksperymenty: to podczas improwizacji rodzą się konkretne sceny, które możemy potem oglądać w teatrze podczas inscenizacji. Zanim spotkałam Krystiana Lupę, spotykałam reżyserów, którzy byli jego asystentami, poznawałam jego aktorów, z uwagą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Strachy na Lachy

Dokąd mieliby uciec polscy biznesmeni przed wyższymi podatkami? Przecież nie do Skandynawii Korespondencja z Kopenhagi Co jakiś czas polscy politycy, biznesmeni i dziennikarze twierdzą, że jeżeli nadmiernie opodatkuje się dochody najzamożniejszych, oni przeniosą swoje biznesy za granicę i wtedy nastąpi katastrofa. Ostatnio przed wprowadzeniem wyższego opodatkowania najlepiej zarabiających ostrzegał były przewodniczący Nowoczesnej Ryszard Petru. Ciekawe, do którego kraju – według wyobrażeń pana Petru – przenieśliby swoje interesy polscy biznesmeni? Czyżby np. do Danii lub innego kraju skandynawskiego, gdzie opodatkowanie najwyższych dochodów sięga 70%? Chyba raczej nie. Wyjeżdżasz, tracisz Duńskie przepisy mówią jednoznacznie: nie ma mowy o niepłaceniu przez Duńczyka podatków w Danii. Jeżeli mamy obywatelstwo lub choćby tylko prawo pobytu i pracy w Danii, jesteśmy zobowiązani do płacenia w tym kraju podatków według stawek określonych przez duńskie przepisy. Dotyczy to także podatków od dochodów uzyskiwanych za granicą lub od nieruchomości posiadanych w innych krajach. Jedynym sposobem uniknięcia tych obciążeń jest wyjazd za granicę, ale wtedy – jeżeli jesteśmy cudzoziemcami – tracimy (na stałe, nie tylko na okres przebywania za granicą) prawo pobytu, pracy i opieki socjalnej w Danii, w tym bezpłatnego leczenia. Jeśli mamy duńskie obywatelstwo, wyjeżdżając za granicę na okres ponad

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

SZOŁKEJS

Najstarszy czeski patent: defenestracja

Były takie czasy, że wieczorem na ulicy trzeba było co chwilę wołać: „Idzie się”, żeby nie zostać oblanym pomyjami, które wychlustywano z okien. Po wynalezieniu zlewu i ciepłej wody w kranie zarzucono ten obyczaj, chociaż same okna jako najbardziej poręczne dziury w ścianach pomieszczeń mieszkalnych nic na tym nie straciły. Pozostały bardzo pożytecznym wynalazkiem. Co tylko się da, ludność nadal najchętniej wyrzuca przez okno. Czasem się słyszy, że to DEFENESTRACJA. To pięknie brzmiące słowo słabo jednak pasuje do pomyj, petów, starych kajzerek albo wygryzionej skórki arbuza. Jest zbyt eleganckie, żeby mogło być zdegradowane do nazywania jaskiniowych zachowań. Kto nie uczył się łaciny, niech się przy okazji dowie, że fenestra w języku łacińskim jest rodzaju żeńskiego i nie tłumaczy się tylko jako okno, lecz także strzelnica i w ogóle otwór nie tylko w murze, a przedimek „de” znaczy m.in. tyle samo co „z” w języku polskim. I tak skonstruowany termin proponuję odnosić wyłącznie do jednostkowego wydarzenia w Pradze, 23 maja 1618 r. Zgłaszam ten postulat na mojej prywatnej uroczystości obchodów 400-lecia defenestracji praskiej, która dzisiaj jawi się wielu Polakom jako czeski happening, a nie rozpaczliwy i zaplanowany bunt narodowy. W wigilię historycznego porywu na Malej Stranie mieszczanie i szlachta radzili, jak powstrzymać katolickiego cesarza,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Listy od czytelników nr 21/2018

Co fanatyzm robi z ludzi Ze zdumieniem i oburzeniem przeczytałam artykuł „W Czarnem Łupaszce pamiętają” (PRZEGLĄD nr 17-18), opisujący bulwersujące zdarzenia w tym miasteczku. Chodzi mi o osobę urzędnika państwowego – Piotra Szubarczyka zabiegającego o budowę pomnika „żołnierzy wyklętych”. Pamiętam pana Szubarczyka z drugiej połowy lat 80., gdy był nauczycielem języka polskiego w kartuskim ogólniaku. Wiecznie zabiegany, zajęty organizowaniem patriotycznych apeli szkolnych i uroczystości. Linia ideowa tych imprez znacznie odbiegała od poglądów, które obecnie reprezentuje bohater artykułu. Prowadzenie tzw. patriotycznej działalności sprawiało, że ów aktywista był praktycznie nieobecny na przydzielonych mu lekcjach polskiego, a uczniowie i ich rodzice byli przerażeni wizją zbliżających się egzaminów maturalnych. Jednak wtedy pan Szubarczyk swoją niesolidność dydaktyczną nadrabiał postawą życiową – był miłym, życzliwym człowiekiem. Kiedy teraz widzę, co robi z ludzi przekonanie o jedynej słusznej prawdzie, jestem przerażona. Pochodzę z wielopokoleniowej kaszubskiej rodziny, mieszkam tu od zawsze i z całą stanowczością mogę powiedzieć, że tutejsi mieszkańcy nie uważają Zygmunta Szendzielarza za bohatera. I jeszcze jedno. O ile wiem, pan Szubarczyk nie ma formalnego wykształcenia historycznego. Co na to IPN? Imię i nazwisko do wiadomości redakcji Kto przegrywa, kto wygrywa? Dywagacje na temat, czy Polska wygrała,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Żony Państwa Islamskiego

Leila i Ayan, somalijskie nastolatki wychowane w Norwegii, postanowiły uciec do Syrii i dołączyć do ISIS Tej wiosny ukazał się manifest. Rozpowszechniany tak, jak lubili dżihadyści anno 2015 – za pośrednictwem internetu. Zamieściła go kobieca brygada Al-Chansa i nosił tytuł „Kobiety w Państwie Islamskim: manifest i studium”. Zwykle artykuły i dokumenty szybko tłumaczono na angielski, francuski i rosyjski. Ten manifest opublikowano wyłącznie po arabsku. Tym samym został przeoczony przez kobiety z Zachodu, którym chodziły po głowie myśli o życiu w Państwie Islamskim. Był przygotowany specjalnie dla kobiet ze świata arabskiego, a skierowany zwłaszcza do tych z państw Zatoki, których życie już przypominało to w kalifacie, tyle że bez bomb. Manifest wzywał wszystkie kobiety z Arabii Saudyjskiej do porzucenia twierdzy hipokryzji na rzecz kalifatu, do wypełniania boskiego planu wobec kobiet – powinny być żonami i matkami. Życie dla rodziny było ich „boskim przywilejem”. Manifest wydawał się echem wykładów na temat Halal Dating: „Kiedy kobieta wychodzi z domu, diabeł zawsze podąża za nią. Najlepiej więc nie opuszczać domu”. Przesłanie brzmiało: nieustannie wystrzegaj się diabła. Diabeł jest zawsze aktywny, przenika do serca kobiety i wiedzie ją na pokuszenie, każąc jej rozbierać się na oczach obcych, skłania ją, by drwiła

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Kronika Dobrej Zmiany

Ich człowiek w Brukseli

Gdyby człowiek wierzył MSZ, toby zgłupiał. Jeszcze w zeszłym tygodniu (ciekawe, czy w weekend coś zmieniono?) na stronie internetowej ministerstwa jako szef Stałego Przedstawicielstwa przy Unii Europejskiej w Brukseli widniał Jarosław Starzyk, choć tej funkcji nie pełni już od wielu miesięcy. To nie jest drobiazg. To oznaka, że ministerstwo niechlujnie pracuje. Inną oznaką złego podejścia do zadań jest osoba następcy Starzyka. Już w styczniu minister Jacek Czaputowicz ogłosił, że szefem przedstawicielstwa przy Unii mianował Andrzeja Sadosia. Początkowo jako chargé d`affaires a.i. To był taki półambasador. Ale potem, w kwietniu, Sadoś przeszedł przesłuchanie przed sejmową komisją i (głosami PiS) uzyskał akceptację, jest więc już prawdziwym szefem placówki. Tylko co z tego? Przedstawicielstwa przy Unii mają swoją specyfikę. Ponieważ jest to miejsce, gdzie wciąż coś się dzieje i na wielu poziomach realizowane są różne interesy, trzeba mieć potężną wiedzę i doświadczenie, żeby w tym gąszczu sprawnie się poruszać. Z reguły więc państwa Unii ambasadorami przy UE mianują dyplomatów, którzy w Brukseli pracują od lat. A potem bardzo niechętnie ich zmieniają. Ich wiedza, znajomości, pamięć, to są atuty drogocenne. Powiedzieć, że to są pierwszoligowcy, to nic nie powiedzieć. A Sadoś w Brukseli jest kimś nowym. Świeżynką. Jest on wynalazkiem Michała Kamińskiego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Polak bardziej niemiecki od Niemców

Inspirowanie się czyjąś biografią na potrzeby roli jest zawsze formą kradzieży Jakub Gierszał – aktor Film „Pomiędzy słowami” bierze udział w konkursie głównym festiwalu „Wisła” w Moskwie. Rosja to kolejny kraj, który zwrócił na niego uwagę. Spodziewałeś się takiego sukcesu? – Filmy Urszuli Antoniak mają wspólny mianownik: mówią o izolacji od społeczeństwa i od drugiego człowieka, o samotności jednostki. To kwestie uniwersalne, które niezależnie od szerokości geograficznej są czytelne i zrozumiałe. Pytania o tożsamość, które Ula w nich zadaje, zna każdy, nieważne, czy się urodził i wychował w Polsce, w Rosji, czy w Stanach Zjednoczonych. W „Pomiędzy słowami” jątrzymy, jakim kosztem odbywa się budowanie tożsamości, na jakiej glebie ona wyrasta. To pytania ważne i uniwersalne, które wypychają ten film za granicę. Ty i Ula macie na ten temat dużo do powiedzenia. Dzielicie doświadczenie życia w innym kraju. Czy podczas budowania roli wymienialiście się tymi doświadczeniami? – Zdecydowanie się wymienialiśmy. Moje doświadczenia są zupełnie inne, bo jako dziecko mieszkałem w Niemczech, a potem przyjechałem z rodzicami do Polski. Ula natomiast wychowała się w Polsce, z której wyjechała na własne życzenie. Nasze perspektywy się różnią. Ja poza tym, że znam kulturę i mentalność niemiecką, mam też rodzaj spojrzenia z zewnątrz na Polskę.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Ameryka na lekach

Amerykanie żyją coraz krócej głównie z powodu nadużywania silnych środków przeciwbólowych Większość systemowych wad i niedociągnięć Stanów Zjednoczonych mocno kwestionujących ich status jako państwa rozwiniętego jest powszechnie znana. Ogromne nierówności ekonomiczne, drugi najwyższy na świecie (zaraz po niespecjalnie gęsto zaludnionym archipelagu Seszeli) wskaźnik więźniów na 10 tys. mieszkańców, setki śmiertelnych wypadków z udziałem broni palnej czy też wykluczenie dużej części populacji z procedury wyborczej z powodu niejednolitych przepisów dotyczących dowodów tożsamości – tymi tematami media na całym świecie zajmują się regularnie. Pod względem średniej długości życia Amerykanie też nigdy nie byli czempionami. W rankingach wypadali dobrze, ale nie rewelacyjnie. Ich wynik oscylował przez ostatnią dekadę w okolicach 76-78 lat, co plasowało USA w tyle za innymi krajami rozwiniętymi i było rezultatem o ponad dwa lata niższym od średniej OECD. Przyczyn szybszej umieralności jest oczywiście wiele, od zgodnego ze stereotypem fatalnego sposobu odżywiania się, siedzącego trybu życia, do wciąż słabego w porównaniu z innymi krajami rozwiniętymi dostępu do opieki zdrowotnej czy wreszcie wspomnianej wysokiej liczby ofiar strzelanin. Mimo to trend był optymistyczny. Amerykanie żyli krócej niż np. Singapurczycy czy ich sąsiedzi z Kanady, ale żyli coraz

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Stoczniowiec Kownacki

Bywają politycy rozciągliwi jak guma. Gładkolicy żołnierze władzy, co to żadnej roboty nie odmówią. Zwłaszcza jeśli jest dobrze płatna. Nie to, co Bartosz Kownacki, wiceminister obrony narodowej u Macierewicza. Idealista, wybitny menedżer, autor niedocenianych sukcesów. Choćby w takiej Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni, która od 17 lat buduje okręt „Gawron”. Przyszedł Kownacki i już nie ma „Gawrona”. Jest jakiś „Ślązak”, którego nikt nie chce. A skoro stocznia niczego nie buduje, to po co jej załoga? Dzięki uczciwej postawie Kownackiego masowo pozwalniano zbędny balast pracowniczy.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Tomasz Jastrun

Troska i kłamstwo

Coraz wyraźniej widać, że prezes jest wybitny. Ale tylko w destrukcji. Jakiś czas temu podejrzewano go, że ma jakąś wizję, teraz widać, że jego wizja to pełne przejęcie władzy i karmienie narodu patriotyczną papką. To patriotyczne gaworzenie sączy się już ze wszystkich mediów publicznych – natrętne, śmiertelnie nudne, prymitywne. Jak się włączy przypadkiem jakąś publiczną stację, to po kilku zdaniach, po kilku obrazach, poznaje się że rządowa. Wiele o Kaczyńskim mówi marność ludzi, którzy go otaczają. Moim ulubieńcem jest Marek Suski, sygnalista Kaczyńskiego usytuowany obok premiera. Co powie, to głupstwo i wygląda też odpowiednio – cudowny wyraz bezmyślenia na obliczu. Sam premier Morawiecki wydawał się o wiele lepszy niż Szydło, ale zawiódł nadzieje. Porusza się jak słoń w składzie porcelany, ciągle coś mu spada i się tłucze. • Jak zwykle mocuję się z własnym sumieniem, nie chce mi się iść, nie znoszę tłoku, ale sumienie mówi: idź. Na Marszu Wolności było jednak wesoło i energetycznie, wszystko w blasku słońca, pod lustrem bezchmurnego nieba. Wpadam na sąsiadów z dziećmi. Na chwilę do kawiarni, potem dołączamy do pochodu. Spotykamy panią, która uczy ceramiki nasze dzieci, jak szalona w zespole gra na bębenku. U bram kościoła św. Krzyża, ubrana

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.