Kobiety z węgla

Kobiety z węgla

Pierścionki zaręczynowe z węglem, torba z węglowym nadrukiem widziana aż w Nowym Jorku powstają z miłości do Śląska Katowice, ulica Gliwicka, długa, prowadząca do Chorzowa, niegdyś jedna z najbrzydszych i pełna dziur. Dziś centrum Katowic zaczyna się rozszerzać. W starych familokach działają biura projektowe i pracownie. Mieszkania zasiedlają nie tylko dawni górnicy, robotnicy czy bezrobotni. Brzydkie przedmieścia zaczynają pokazywać charakter, cegłę i kolor. A tęsknotę do elementu artyzmu w sferze urban widać na skwerku pod oknami jednego z familoków. Stoją tam dekoracje z darmowego materiału, wedle fantazji artysty naturszczyka: wycinanki ze starych opon, palma, łabądek pomalowany na biało-niebiesko. Szacunek. Na klatce jednego z familoków przy Gliwickiej odnowione piękne schody i gelynder, czyli poręcz. Kiedyś pokryte były czarnym pyłem za sprawą eksperymentów z rzeźbieniem w węglu w piwnicy. Dziś czysta klatka prowadzi do biura młodych projektantek. Bogna Polańska i Roma Skuza utrwalają śląski krajobraz hałd, kominów i szybów górniczych jako motywy przedmiotów codziennego użytku: metalowych donic, pojemników na długopisy i toreb. Nie wstydzą się czarnego krajobrazu i węglowego surowca. Wręcz przeciwnie. Pracują pod nazwą broKat. Bogna, Roma i Katowice: broKat. – Nazwę wymyśliłyśmy świadomie, wydaje nam się, że to słowo wpada w ucho. Chciałyśmy też, aby trochę kojarzyła się z węglem, nie w sensie dosłownym. On się nieco świeci, trochę jak brokat – mówią Roma i Bogna. Od czasu do czasu zresztą dzwonią do nich klienci z pytaniem o możliwość hurtowego zakupu brokatu… Urodziły się w Katowicach, mieszkają w Katowicach, razem chodziły tu do podstawówki i liceum, na Politechnice Gliwickiej studiowały w jednej grupie. Uzyskały dyplomy sześć lat temu, a działalność gospodarczą zaczęły rok później. – Im dłużej pracujemy, tym bardziej zdajemy sobie sprawę z tego, ile jeszcze musimy się nauczyć. Każdy nowy projekt uczy nas pokory. Bogna mieszkała w kamienicy przy Gliwickiej całe życie – na piętrze pod pracownią. – Moi dziadkowie mieszkali tu, gdzie teraz mamy firmę. Dziadek pracował na kopalni. Rodzice cały czas mieszkają piętro niżej. Założenie firmy było odważnym pomysłem. Miały zlecenia, kilka projektów w portfolio, ale nie miały stażu w biurze architektonicznym. Uzyskały dotację z programu unijnego – gdyby nie ona, trudno byłoby wystartować. Potrzebne było oprogramowanie, sprzęt. Jak mówi Bogna, to dobrze, że nie miały świadomości, ile czasu i pracy zajmą takie rzeczy jak księgowość, finanse i umowy. Musiały się uczyć na własnych błędach. – Wydawałoby się, że znalezienie księgowego będzie proste, a mamy już trzecie biuro rachunkowe – zastanawia się Roma. – Kiedy wprowadzałyśmy sprzedaż srebra, nie wiedziałyśmy, że tak jak alkohol, srebro i złoto są obłożone akcyzą i trzeba mieć np. kasę fiskalną – dodaje Bogna. Węgiel osobisty Najpierw był eksperyment z lampą, bo koniecznie chciały zrobić coś węglowego do wnętrz. – Pojawił się podstawowy problem: węgiel przenosi ciepło, a żarówka też daje ciepło i może się okazać, że razem to się zapali. Uzyskanie certyfikatów i pozwoleń trochę nas przytłoczyło. Poza tym lampa jest duża, więc przewiezienie takiego zakupu np. samolotem czy promem może stanowić problem. Lampy zrobiłyśmy na potrzeby instalacji, którą organizowałyśmy w klubie KATOko, i do dzisiaj tam wiszą – chwalą się architektki. I tak od lampy przeszły do biżuterii z węgla. Dla niektórych jest znakiem firmowym broKatu. – Szukałyśmy w rodzinie osób, które mogłyby nam pomóc. Wujek dostarczał nam bryły węgla, które były naszym materiałem, wkrótce znalazł namiar na pana Czesława. On okazał się naszym zbawieniem, bo ma bardzo duże doświadczenie w pracy z węglem. Kiedyś przy każdej kopalni działała osoba, która przygotowywała węglowe statuetki czy puchary, np. za długi staż pracy. Mój wujek też ma takie – opowiada Bogna Polańska. Dziadek Bogny robił na grubie (tak na Śląsku mówi się o pracy w kopalni), pan Czesław pracował w kopalni Wieczorek na Nikiszowcu, teraz ma warsztat przy szybie Roździeń. – Na początku nie traktował nas poważnie. Gdy przyjechałyśmy do niego z rysunkami lamp i biżuterii, stwierdził, że takich „pierdół” nie będzie robił. Był przekonany, że za dwa tygodnie nam

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 49/2015

Kategorie: Obserwacje