Libia: obraz zatrzymany w czasie

Libia: obraz zatrzymany w czasie

Do picia pełen zestaw zachodnich soft drinkow i sokow. Tyle, że 200 ml naszego ulubionego soku z granata kosztowało więcej niż pół litra żytniej w PEKAO. Na szczęście wódki nigdy nie lubiłem to mogłem odżałować ze swojego koszyczkowego. Z alkoholem w ogóle kicha bo pełna prohibicja. Ale były wyjątki. Dzięki włoskiemu przyjacielowi Fernando (inżynier). Wyjątkowy przystojniak w typie Mastroianiego. Często latał do ojczyzny na panienki. Zapoznał nas z grappą. Jak on to przewoził Bóg raczy wiedzieć. Kontrole celne były skrupulatne i konfiskowano wszystko wyglądające na alkohol. Niektórzy Polacy pędzili bimberek na własny użytek ale z nimi nie mieliśmy kontaktu albo starannie ukrywali to przed resztą.

W Tobruku wybraliśmy się któregoś dnia nad pobliską zatokę zbadać akwen względem ryb. Od lądu dochodził rurociąg z pól naftowych, od morza przypływały tankowce. Pośrodku stał stateczek typu morska straż pożarna. Żadnego tankowca akurat nie było, woda jak tafla. Postanowiliśmy podpłynąć, pomachać załodze i wrócić. Ale jak nas zobaczyli to serdecznie zaprosili na pokład. Statek z NRF (tak wtedy nazywano RFN). Chyba się nudzili a my stanowiliśmy jakieś urozmaicenie ich monotonnego życia. Nie mogli schodzić na ląd bo to była cena za posiadanie alkoholu na pokładzie. Fajni jak to zwykle ludzie morza. Częstowali nas szczodrze świetnym, zimnym niemieckim piwem. Na ten upał jak znalazł. Monotonię życia kompensowało im prócz alkoholu wynagrodzenie. Zarabiali miesięcznie, dla nas niewyobrażalne, ponad dziesięć tysięcy dolarów. Wesoło gadając wytrąbiliśmy po kilka puszek aż się przeraziłem czy damy radę dopłynąć do brzegu a było koło kilometra. Daliśmy, a pamięć o tym zimnym piwie do dziś pozostała.

Wracając do Trypolisu autostopem zatrzymałem się w małym miasteczku między Tobrukiem i Benghazi gdzie swoją bazę miała polska firma, chyba Dromex czy Budopol. Budowali znakomite drogi, zarabiajac ok.20 razy więcej niż w Polsce. Brodatego studenta przyjęli gościnnie i przenocowali. Fajni ludzie. Poczęstowali smacznym bimberkiem, który pędzili z cukru. Polak wszędzie potrafi. Podchmieleni napomykali, że część produkcji sprzedają zaufanym Arabom dla pomnożenia dochodów. Nie sądzę by miejscowe służby tego nie dostrzegały ale może w ramach przyjaźni polsko-libijskiej przymykały na to oko. Może też dostawali od czasu do czasu jakąś flaszkę a Arab też człowiek i lubi się napić. Polakow zresztą Libijczycy autentycznie lubili. Może dlatego, że nie dawali miejscowym odczuć swojej wyższości rasowo cywilizacyjnej w przeciwieństwie do Amerykanów i zachodnioeuropejczyków.

Życia towarzysko kulturalnego w Tobruku nie było. Nie było kina, koncertu nie mowiąc o teatrze. Żadnej europejskiej prasy, księgarni czy czegoś na kształt kiosku Ruchu. Arabowie zapraszali czasem Europejczyka z żoną (!) do domu. Ale swojej obcemu meżczyznie nigdy nie pokazali. Nawet 12-latki miały wstęp tylko do pokoju dla kobiet. Małżeństwa były aranżowane przez rodziców i pan młody dopiero po ślubie mógł zobaczyć jakiego kota kupił w worku.

Nie było żadnej restauracji. Rzadkie spotkania z rodakami bo tak na sucho to trochę głupio. Pozostawały książki, radio i telewizja. O libijskiej lepiej nie wspominać, cały czas jakiś polityczny bełkot. I Arabowie i Europejczycy woleli telewizję egipską bo tam bywały programy rozrywkowe z arabska muzyką. Czasami udało się złapać włoski RAI na śnieżnym kanale i to był cymes. Nie było wówczas telewizyjnych satelitów.

Za to ciekawie było na drogach. W całym kraju jedna główna wzdłuż wybrzeża środziemnomorskiego, która ciągnie się od Dakaru do Kairu plus dwie drogi wiodące przez Sahare daleko na południe. Jechałem tylko tą nadmorską. Zamiast zasp śniegowych jak bywa w Polsce trafiały się zaspy piaskowe. Trzeba było dobrze zwolnić by je przejechać na pierwszym biegu. Wszystkie samochody brudne. Nigdzie nie widziałem myjni. Zresztą mycie nic nie dawało. Piasek z Sahary w jeden dzień przywróciłby je do stanu pierwotnego. W miastach było lepiej bo budynki chroniły od wiatru. Tym niemniej olej w silnikach trzeba było zmieniać co 3000 km ale był tańszy niż woda.

Jako świeżo upieczony kierowca zauważyłem, że poza busami, które jako zbiorowe taksówki (zwykle Peugeoty combi na 8 pasażerów upchanych jak spocone i cuchnące sardynki) zastępowały autobusy, auta osobowe to chyba w 90% Datsuny. Na ogół pick-upy. Na trasie nie widziało się Mercedesów czy innych drogich samochodów choć wielu było na nie stać. Z jednej strony mogła to być funkcja systemu politycznego. Kadafi nie lubił ostentacji. Bardziej prozaiczna przyczyna to, że z jakiegoś powodu Datsuny najlepiej wytrzymywały saharyjski klimat.

Za kierownicą Arab w tradycyjnej, białej galabiji. Coś w rodzaju staromodnej koszuli nocnej do kostek ale z dobrego materiału. Spod galabiji wystawały bose brudne nogi w równie brudnych sandałch. Złośliwi zachodnioeuropejczycy twierdzili, że Libijczycy przesiedli się wprost z wielbłąda do samochodu. Może i tak, ale moim zdaniem to urodzeni kierowcy. Na trasie spokojnie, bez wygłupów. A w większych miastach gdzie zamiast ruchu regulowanego swiatłami i znakami panował totalny chaos jeździli z wyczuciem. Nie widziałem nigdzie żadnego wypadku.

Za granice wyjechać było łatwo. Nie mieli klopotu z paszportem ani z wymianą libijskich dinarów. Tyle, że im się nie chciało. Nie byli ciekawi świata a niech Allah broni przed emigracją (jaka różnica z dzisiejszą sytuacją!). Co najwyżej krótka wycieczka do Włoch po gustowniejsze złote wyroby, kosmetyki i drogie ciuchy dla żony, ktore mogła nosić tylko po domu. A złota w Tobruku i sklepików jubilerskich nie brakowało. Europejczycy złote wyroby chętnie kupowali bo były względnie tanie i, co ważniejsze, umożliwiały wymianę dinarów na chodliwy towar bo z pensji można było oficjalnie przetransferować tylko 30-40% w dolarach. Resztę tylko w dinarach, które zagranicą były tyle warte co papier toaletowy.

Strony: 1 2 3 4 5

Wydanie:

Kategorie: Od czytelników
Tagi: Libia

Komentarze

  1. yoko
    yoko 12 stycznia, 2016, 13:57

    Bardzo ciekawy artykuł. Szkoda, że te czasy już nie wrócą. Europa zmierza obecnie ku przepaści.

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Zygmunt
    Zygmunt 16 stycznia, 2016, 13:35

    Ciekawie i rzeczowo napisany artykuł.Przeczytałem jednym tchem.Gratulacje…..

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy