AAAAaaaaby wesele urządzić…

AAAAaaaaby wesele urządzić…

Specjalistyczne firmy zorganizują wszystko poza nocą poślubną. Nawet oświadczą się za ciebie Ciężko jest rozruszać polskie wesele. Jeszcze nikt nie zdecydował się na toasty w kopalni soli w Wieliczce, które proponuje firma Lilea. Za to z pewną parą omawiany jest pomysł wysłania zaproszeń z błędnym wiejskim adresem. Goście mają tam znaleźć tylko wskazówkę i wędrować jak w podchodach. Jednak na razie dyskutowane jest, „czy ciocia Krysia się nie obrazi?”. W tej niepewnej sytuacji szczyt awangardy stanowi zaproszenie iluzjonisty, któremu jednak nie wolno pozbawiać gości biżuterii. Skoki ciśnienia plus alkohol to niebezpieczna mieszanka. – Zapraszana bywa też wróżka, a poza tym pary decydują się na „zatytułowanie” stołów, np. nazwami wysp południowych (wtedy na oczach gości przygotowuje się drinki z mleczkiem kokosowym) lub imionami bogów Olimpu. Zdarza się też, że przygrywa góralska kapela, wtedy całość utrzymana jest w staropolskim stylu – mówi Agnieszka Wawrzeniuk z firmy Lilea, gotowa również zorganizować porwanie panny młodej. Oczywiście, jeżeli w pobliżu byłby las. Ten, kto znajdzie dziewczynę, dostanie ekspres do kawy, tzn. 10 dag kawy zawinięte w gazetę. Bo poza tym, że ma być elegancko i tradycyjnie, równocześnie musi być wesoło. I tyle. Żadnej ekstrawagancji. – Grill w parku obok pałacyku, w którym odbywa się wesele, to jej szczyt. Coraz rzadsze są przyjęcia na statku, w podróży, w jakimś dziwnym miejscu – potwierdza Barbara Ogrodowska z warszawskiego Muzeum Etnograficznego. – Ta moda minęła. Wraca tradycja, w której ślub był momentem poważnym, a nie pretekstem do zaskakujących zabaw. A wesele być musi – w internetowej sondzie 97% przyszłych małżonków przewidziało zabawę do rana, tylko 3% do północy. Nikt nie chciał lampki szampana w USC lub przyjęcia w domu. Jeżeli w wesele wkrada się odrobina szaleństwa, to tylko w scenografii zdjęć. Fotograf Marcin Mazur brzydzi się fotkami par na tle ciężkiej zgniłozielonej zasłony, wspartych o skrzynię, zapewne pełną dolarów i wpatrzonych w przyszłość z lekkim osłupieniem. Proponuje zdjęcia w plenerze – jeździ po Polsce, wyszukuje stare wozy i kolejki podmiejskie. Są pary, które to lubią. Tylko raz musiał odmówić, gdy młodzi chcieli skakać ze spadochronem. Wyjaśnił, że nie zdążyłby wymienić filmu. Barbara Ogrodowska podpowiedziałaby młodym kołacz jako podstawowe ciasto weselne i złączenie rąk na chlebie przed wyjściem do kościoła, co w staropolskim obyczaju już oznaczało zawarcie związku małżeńskiego. Za to zlikwidowałaby całe „zastaw się, a postaw się”. Jednak ten obyczaj ma się dobrze. – Trwa licytacja, kto urządzi wystawniejsze wesele – mówi Tomasz Witoń, którego firma zajmuje się dekorowaniem sal. – W pewnej podwarszawskiej miejscowości gospodarz zamówił dwa tysiące balonów, no to drugi chciał ozdobić salę trzema tysiącami, kolejny czterema. Zarobiłem, ale sale wyglądały idiotycznie. Bo właściciele firm przyznają, że w okolicy daty swojego wesela ludzie o najlepszym guście stają się miłośnikami kiczu. I tak pewnemu absolwentowi akademii sztuk pięknych nikt nie wyperswadował na torcie krasnala z długim kutasikiem (niezwisającym z czapki). Obowiązkowe są oczepiny, a raczej karykatura tego obyczaju. – Umówiłam się z zespołem, że oczepiny mają być superkrótkie, bez żadnych głupot i wulgarnych przyśpiewek – wspomina Magda tydzień po. – Niestety, goście zabrali nam buty i kazali wykupić. Ale to i tak lepsze niż zabawa u mojej koleżanki, gdzie rozebrano pana młodego. Płyną pieniądze Porządne wesele (minimum 50 osób) nie może kosztować mniej niż 15 tys., huczniejsze i tłumne mieści się w 30 tys. – wyceniają specjaliści z branży i wzdychają do tych nielicznych klientów, którzy gotowi są wydać powyżej 100 tys. zł. Koszty podnosi wtedy nie fotograf za 3 tys. zł, lecz występ najmodniejszych artystów – Krzysztofa Krawczyka lub Kayah. No i prawdziwe fajerwerki, żadne sztuczne ognie jak z osiedlowego sylwestra. Z organizacji wesel żyje coraz więcej ludzi. – Przestawiłem się z pogrzebów – mówi jeden z uczestników warszawskich targów ślubnych. – Na ostatniej drodze ludzie jednak oszczędzają. O porządnej stypie nie ma mowy, podają gorącą zupę w domu, a ja kucharz jestem. Teraz prowadzę weselną firmę cateringową. Ostatnio miałem wesele

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2005, 2005

Kategorie: Obserwacje