Ambasador

Ambasador

W piątek pożegnaliśmy Adama Kułacha, byłego ambasadora RP w Arabii Saudyjskiej, wybitnego dyplomatę, zmarłego 1 września.

Słowo wybitny jest w jego przypadku jak najbardziej na miejscu. Że to dyplomata nietuzinkowy, potrafiący realizować najtrudniejsze zadania, wiedziało pół MSZ, wiedziała cała Europejska Służba Działań Zewnętrznych, wiedziano o tym w Departamencie Stanu.

Ale dla ludzi kierujących MSZ nie miało to znaczenia. Kułach był absolwentem MGIMO, czyli z definicji do odstrzału. I pisowskie MSZ, zamiast próbować wykorzystać człowieka o wielkich umiejętnościach, zajmowało się jego niszczeniem.

Rzecz ciekawa – otóż polska dyplomacja, ta jeszcze sięgająca czasów PRL, dorobiła się sporej grupy znakomitych arabistów, świetnie radzących sobie w tamtym regionie. Tu nie wystarczyła perfekcyjna znajomość języka czy głęboka znajomość kultury, do tego trzeba było mieć ten naturalny dryg. Polacy go mieli.

W tej grupie był właśnie Kułach. Jego kariera rozwijała się (do czasów PiS) modelowo. W latach 2004-2010 był ambasadorem w Arabii Saudyjskiej, gdzie zastąpił Krzysztofa Płomińskiego, też jednego z najwybitniejszych polskich znawców świata arabskiego.

Po powrocie do centrali kierował Departamentem Afryki i Bliskiego Wschodu. Potem znalazł się w wąskiej grupie polskich dyplomatów, którzy kontynuowali karierę w strukturach dyplomacji unijnej. W 2012 r. został ambasadorem Unii Europejskiej w Arabii Saudyjskiej, z dodatkową akredytacją w Kuwejcie, Bahrajnie i Katarze. Doceńmy to, bo w strukturach unijnej dyplomacji pracuje bardzo mało Polaków, parytet narodowy jest tu mocno przesunięty na naszą niekorzyść. Podobnie zresztą jak w strukturach dyplomacji NATO. Szaleństwo PiS, które firmował Witold Waszczykowski, polegało na tym, że po objęciu władzy przez tę partię MSZ zaczęło ich zwalczać. Tak było np. z Tomaszem Chłoniem, któremu przez wiele miesięcy blokowało wyjazd do Moskwy na stanowisko ambasadora NATO w Rosji. W sprawie Kułacha zaś skierowana została na ręce ówczesnej szefowej unijnej dyplomacji Federiki Mogherini prośba, by Unia odwołała go jak najszybciej z zajmowanego stanowiska.

W Brukseli taka propozycja wywołała szok. Bo państwa lobbują na rzecz swoich przedstawicieli, walczą o placówki dla nich. Tymczasem zdarzyła się rzecz z innego świata – państwo walczyło ze swoim dyplomatą.

Ta walka okazała się częściowo skuteczna – Kułachowi nie przedłużono ambasadorowania w Rijadzie. Na następne lata został skierowany do Dżibuti. To mała placówka, bez porównania z Rijadem. Ale ambasada! Jego nominacja świadczyła więc tylko o pozycji, jaką osiągnął w unijnych strukturach, bo został szefem placówki wbrew zabiegom swojego państwa.

Kułach wrócił do Polski w roku 2019. Zameldował się na Szucha i złożył wypowiedzenie. Zupełnie słusznie. W centrali mógł liczyć co najwyżej na pracę w archiwum. Pewnie przy nadarzającej się okazji też by go zwolniono.

Tak oto paranoja PiS wypchnęła z MSZ sporą grupę znakomitych fachowców, którym obecni wiceministrowie mogliby co najwyżej nosić teczkę. Ale to już temat na inną opowieść.

Adamie, żegnaj! Byłeś świetnym dyplomatą.

Wydanie: 2022, 38/2022

Kategorie: Aktualne, Kronika Dobrej Zmiany

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy